Czy fiskus ponownie zatriumfuje?
Niższe od oczekiwanych wpływy z podatków do budżetu Skarbu Państwa zaczynają coraz bardziej niepokoić, bowiem stajemy przed zagrożeniem podwyższenia i tak już wysokich podatków. A przecież nie chcemy wyprzedzić Turków i Włochów...
Niedawno opublikowany przez szwajcarski Institut Constant de Rebecque ranking 10 najbardziej uciskanych pod względem podatków państw wykazał, że Polska zakwalifikowała się na trzecie miejsce niechlubnego podium. Do ścisłej czołówki peletonu uciskanych przez fiskus krajów, należą Włochy i Turcja, które jako jedyne wyprzedzają nasz kraj. Spośród 30 ankietowanych krajów, nomen omen Szwajcaria wydaje się być najbardziej przyjaznym krajem, jeśli chodzi o relatywnie niski ucisk podatkowy. Metodologia indeksu była oparta o atrakcyjność podatkową (stopy podatków, obciążenia podatkowe wobec PKB, dług publiczny jako procent PKB, zadłużenie, wolność lokalna), nadzór publiczny (regulacje i ich jakość, stabilność prawa) oraz prywatność finansową (stan tajemnicy bankowej, ochrona prywatności).
Pomimo niezbyt zaszczytnego miejsca w rankingu, polski rząd rozważa podniesienie podatków, bowiem błędne założenia w pierwotnej ustawie budżetowej przeszacowały wpływy z tytułu podatków. Zamiast spodziewanych w I połowie roku 114 mld zł do budżetu państwa wpłynęło „jedynie” 111 mld. Równie niekorzystnie wygląda sytuacja jeśli chodzi o podatki bezpośrednie i pośrednie. Minister Rostowski zapowiada, że wpływy do budżetu będą w tym roku niższe o 30,1 mld zł. Nie lepiej ma wyglądać sytuacja budżetu w 2010 roku, w którym planowane wpływy do budżetu mają być niższe ze względu na wyższą, zakładaną przez rząd stopę bezrobocia (13,8 proc.), spadek wynagrodzeń (3150 zł) i relatywnie niską dynamikę PKB (0,5 proc.). W związku z zaistniałą sytuacją, politycy chórem ryknęli: „trzeba podnieść podatki!”. Pomimo podniesionej debaty publicznej, polskie władze próbują uniknąć najprostszego sposobu uzyskania przychodów do kasy państwa. Przynamniej na razie.
Na dowód szkodliwości podatków już niejednokrotnie podnoszono publiczne debaty, jednakże co pewien czas należy do nich wracać, bo chyba nie wszyscy pamiętają, dlaczego publiczne daniny są tak uciążliwe zarówno dla szarych obywateli jak i przedsiębiorstw. Żeby poniekąd zobrazować problem, należy sięgnąć do dorobku naukowego przegranego bohatera debaty Peter Schiff – Arthur Laffer, czyli do „krzywej Laffera”.
Laffer dość pewny siebie podczas, jak się później okazało przegranej debaty z Peterem Schiffem, należy do współczesnych ekonomistów zajmujących się podażową stroną ekonomii. Krzywa, którą stworzył w latach 70. XX wieku, stała się ponadczasową ilustracją ukazującą zależność pomiędzy stawką opodatkowania a przychodami do budżetu. Bardzo często krzywa Laffera jest argumentem przeciwko zacieśnianiu polityki fiskalnej. Kształt krzywej przedstawia się następująco:
Przyglądając się bliżej wykresowi można zauważyć, że istnieje punkt, który optymalizuje obciążenie podatkowe oraz wpływy do budżetu. Należy dać do zrozumienia czytelnikowi, że t* nie jest całkowitym opodatkowaniem rzędu np. 50 proc. Wartość t* odpowiada wartości adekwatnej w konkretnym państwie. Zgodnie z teorią Laffera, który przedstawił mechanizm działania „klina” podatkowego na przykładzie relacji między pracownikiem a pracodawcą, na temat optymalnej stopy podatkowej można mówić wówczas, gdy jest ona paretooptymalna, czyli w przypadku, gdy rząd oraz podatnicy są w lepszej sytuacji przy stopie podatkowej t* aniżeli przy stopie t większe niż t*. Dwoma skrajnymi wartościami są stawki 0 proc. i 100 proc. Należy rozpatrzeć każdy przypadek z osobna (teoretycznie). Przy stawce 0 proc. gospodarka ulega anarchizacji, wówczas nic nie jest konfiskowane przez państwo i można być pewnym, że jest to jeden z najszybszych sposobów rozwoju w jakim może znajdować się gospodarka, abstrahując oczywiście od innych możliwości
uciskowych państwa. Stawka 100 proc. z kolei to poziom opodatkowania, przy którym nikomu nie opłaca się pracować i produkować, bowiem cały wypracowany zysk zostaje zawłaszczony przez organy podatkowe. Jak już wcześniej zostało wspomniane, stawka optymalnego pod względem Pareto podatku zawiera się w przedziale 0-100 proc. Kwestia, na którą trzeba również zwrócić uwagę to postawa państwa, które na różne sposoby może opodatkować swoich obywateli. Racjonalizacja podatków to bardzo trudne zadanie, gdyż z pewnością ciężko wyczuć cienką czerwoną linię pomiędzy łagodniejszym fiskalizmem nadmiernym uciskiem obywateli.
Wracając zatem do niechlubnego dla naszego kraju rankingu – czy polski rząd rzeczywiście chce dołożyć kolejny ciężarek do już i tak wielkiej kuli u nogi podatników? Początek roku przyniósł zmianę wartości procentowej stawek podatkowych, co zresztą było całkiem dobrym posunięciem w czasach szalejącego kryzysu. Dobrym, jak się okazało, dla obywateli, ale niewystarczającym dla budżetu państwa. Niemniej jednak pomimo większego deficytu niż pierwotnie zakładała ustawa budżetowa, rząd swobodnie przeprowadza atrakcyjną dla zagranicznych inwestorów emisję obligacji dolarowych, których podaż sięgnęła 2 mld dolarów, natomiast wartość zapisów na emisję przekroczyła 8 mld. Poza wątpliwym z punktu widzenia europejskiego Paktu Stabilności i Rozwoju powiększaniem deficytu budżetowego polscy politycy wpadli na najprostszy z możliwych pomysłów – podwyżkę podatków. Zwracając uwagę na krzywą Laffera i jej możliwą korelację z rankingiem szwajcarskiego Institut Constant de Rebecque, trzeba postawić pytanie, czy podwyżka
publicznych danin jest rzeczywiście słuszną z punktu widzenia zarówno wolności gospodarowania, obecnej sytuacji (która powinna skłaniać do luzowania polityki fiskalnej niż jej zaciskania) oraz „konserwatywno-liberalnych” poglądów Platformy Obywatelskiej. Premier Tusk zapewnił, że prezydent RP będzie współpracować, jednakże w odpowiedzi na potrzeby budżetowe, rząd ponownie prześwietlił spółki, które jeszcze nie zdążyły oddać swojego zysku. Kolejną ofiarą został Narodowy Bank Polski, który ma odegrać istotną rolę w przyszłorocznym łataniu budżetu.
Kciuki najbardziej trzeba trzymać za ministra Grada, który zarządza prywatyzacyjnymi aspektami polityki gospodarczej państwa. Pomimo braku możliwości późniejszego kontrolowania spółek w pełni sprywatyzowanych, można zawsze uzyskać dochody z podatku od zysków, mieć pewność, że będą one lepiej (wydajniej) kierowane, a dodatkowo ograniczając liczne, bezsensowne wydatki budżetu państwa (głównie socjalne, sztywne wydatki, o których pisał niedawno prof. Balcerowicz), można wiele w budżecie zaoszczędzić. Z ankiety przeprowadzonej przez TNS OBOP wynika, że przeszło połowa (56 proc.) Polaków boi się podniesienia przyszłorocznych podatków. Co więcej, 74 proc. badanych respondentów uważa, że cięcia budżetu powinny dotyczyć cięć w wydatkach państwa. Może to dobra chwila dla polskich polityków, żeby w ramach demokratycznej wolności słowa zaczęli słuchać swoich wyborców…
Wojciech Demski / IPO.pl