Czy przybędzie etatów?
Sejm pracuje nad zmianami w składkach od umów-zleceń, które mają być odprowadzane od wysokości płacy minimalnej. Specjaliści alarmują, że nowe rozwiązania mogą zwiększyć koszty pracy i spowodować rozrost szarej strefy.
12.10.2014 | aktual.: 22.10.2014 14:07
Sejm pracuje nad zmianami w składkach od umów-zleceń, które mają być odprowadzane od wysokości płacy minimalnej. Specjaliści alarmują, że nowe rozwiązania mogą zwiększyć koszty pracy i spowodować rozrost szarej strefy.
Szacuje się, że obecnie na umowach-zleceniach pracuje ok. 1,5 mln Polaków. Jeśli taka umowa jest jedynym tytułem ubezpieczenia pracownika, to zobowiązuje ona pracodawcę do odprowadzenia składki rentowej, emerytalnej i zdrowotnej, a także w niektórych przypadkach także wypadkowej.
Nowelizacja ustawy przewiduje, że osoby pracujące na umowę-zlecenie będą miały odprowadzane składki emerytalne i rentowe od wysokości wynagrodzenia minimalnego. Aktualnie wynosi ono 1680 zł brutto, a w 2015 roku ma wzrosnąć do 1750 zł. Do tej pory, jeśli ktoś pracował na podstawie kilku umów-zleceń, to składki liczono mu od jednej z nich. Przeważnie od pierwszej lub tej z najniższą kwotą zarobków. Teraz będą one oprowadzane od jednej lub kilku umów, których łączna wartość wyrówna płacę minimalną. Celem rządu jest stworzenie takiej konstrukcji umów-zleceń, aby były one dla pracodawców mniej atrakcyjne niż zatrudnianie pracowników na podstawie umowy o pracy. Twórcy zmian liczą, że po wprowadzeniu nowych rozwiązań zwiększy się liczba pracujących na etatach. Do 2017 roku rząd chce objąć składkami wszystkie dochody, także te wynikające z umów o dzieło. Zmiany dotkną więc kolejne 500 tys. osób, które wykonują pracę na takiej podstawie prawnej.
Czy zmiany pozwolą osiągnąć cel? Niekoniecznie
Sceptycznie do nowelizacji i wyższych składek od umów-zleceń podchodzą ekonomiści. Według ich oceny proponowane zmiany nie przyczynią się do wzrostu liczby umów o pracę na polskim rynku. Problem leży bowiem w innym miejscu.
– Moim zdaniem te zmiany w żaden sposób nie zachęcą pracodawców do zatrudniania swoich pracowników na podstawie umowy o pracę - uważa dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. – Główną przyczyną, dla której firmy unikają umów o pracę, są wyższe pozapłacowe narzuty niż w przypadku umów-zleceń, koszty związane z urlopami pracowników i wreszcie brak elastyczności w szybkim rozwiązaniu umowy kodeksowej.
Ekspert wskazuje także, że oskładkowanie umów-zleceń od wysokości płacy minimalnej niesie za sobą duże ryzyko. Wzrosną bowiem pozapłacowe koszty pracy dla firm, co może przełożyć się na ich decyzję dotyczącą zatrudnienia nowych pracowników.
– Wymóg opłacania składek od kwoty minimalnego wynagrodzenia w przypadku zatrudniania na umowę-zlecenie spowoduje jedynie wzrost kosztów pracy dla firm, które dotychczas, naginając prawo, zawierały dwie umowy-zlecenie – pierwszą, oskładkowaną na symboliczną kwotę, i drugą, nieoskładkowaną, już w dowolnej wysokości. Obecnie ta pierwsza umowa będzie opiewała na kwotę o równowartości płacy minimalnej – dodaje dr Wojciechowski.
Ryzyko zmian: szara strefa lub wyższe ceny
Wyższe koszty pracy dla firm odbiją się na sytuacji na rynku. W efekcie firmy będą uciekać do szarej strefy i zatrudniać pracowników bez żadnej umowy.
– To zależy od sytuacji. Gdy dzisiaj jakaś firma zawiera pierwszą oskładkowaną umowę na symboliczną kwotę, np. 100 zł, a potem kolejną, już nieoskładkowaną na 1500 zł, to jej koszty wzrosną o ponad 400 zł. To może zwiększyć bodźce do ukrywania części dochodów, czyli do rozwoju szarej strefy. W niektórych branżach, np. ochroniarskiej czy utrzymania czystości, należy spodziewać się wzrostu cen usług – podkreśla dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.
Szara strefa już teraz stanowi wielki problem w polskiej gospodarce. Według szacunków GUS, w 2013 roku ponad 1 mln Polaków pracowało na czarno, najczęściej w branży budowlano-remontowej, ale także m.in. we fryzjerstwie, gastronomii czy nawet handlu. Wartość ich pracy została wyceniona na 50 mln zł.
Lewiatan: za krótkie vacatio legis
Zastrzeżeń do merytorycznej części zmian nie wnoszą organizacje pracodawców. Konfederacja Lewiatan domaga się jednak wydłużenia okresu vacatio legis (to okres między publikacją aktu prawnego a jego wejściem w życie) dla nowelizacji ustawy z 3 do 12 miesięcy.
– Popieramy tę zmianę, ale wskazujemy na konieczność jej wprowadzania z zachowaniem co najmniej 12-miesięcznego okresu vacatio legis. Taki okres jest konieczny dla przystosowania się firm do zmiany zwłaszcza w sytuacji, kiedy realizowane są długie kontrakty, których warunków nie da się szybko zmienić. Niestety w projekcie ustawy proponowany okres vacatio legis to zaledwie 3 miesiące – mówi dr Grzegorz Baczewski, dyrektor departamentu dialogu społecznego i stosunków pracy Konfederacji Lewiatan.
Organizacja wskazuje, że zaproponowane w ustawie 3 miesiące nie zapewnią pracodawcy, czyli adresatowi nowych norm prawnych, odpowiedniego czasu „na przystosowanie się do zmienionych regulacji i na bezpieczne podjęcie odpowiednich decyzji co do dalszego postępowania”.
Tym samym stoją w sprzeczności z zasadą demokratycznego państwa prawa, zapisanego w Konstytucji. Lewiatan ostrzega także, że wprowadzenie w życie niekonstytucyjnego przepisu będzie niosło za sobą poważne konsekwencje dla rynku pracy.
– Wiele osób straci pracę, wiele firm zbankrutuje lub zrezygnuje z realizacji kontraktów, a ich kontrahenci będą musieli zmierzyć się z bałaganem wynikającym z konieczności zawierania nowych umów – podsumowuje w oficjalnym komunikacie organizacja.