Czy zawodówka to obciach?
Fach w ręku do pewnego stopnia chroni też przed bezrobociem.
05.03.2012 | aktual.: 05.03.2012 12:52
Elektryk może liczyć na pensję w granicach 2,7 tys. zł, hydraulik – 2,4 tys., fryzjer – zaledwie 1,5 tys. zł. Operator maszyn drogowych otrzyma 2,8 tys. zł, a kierowca tira od 2,6 do 3,8 tys. To jednak tylko średnie statystyczne wynagrodzenia. Dziś osoby po zawodówkach nie przejmują się prognozami. Przed nimi rysują się szanse na znacznie większe zarobki. Wzięty fryzjer czy hydraulik prowadzący własny zakład może zarobić 5 tys. zł i więcej. Zwłaszcza jeśli pracuje w dużym mieście.
Fach w ręku do pewnego stopnia chroni też przed bezrobociem. O murarzy, spawaczy, tokarzy czy fryzjerów pracodawcy pytają już w szkołach. Oznacza to, że ich brakuje, a co za tym idzie – że ich płace będą rosły. I to szybciej, niż w przypadku osób pracujących w branżach, gdzie specjalistów jest nadmiar.
Od magistra do fachowca i z powrotem
W przypadku trendów rządzących wyborami młodzieży nasuwa się porównanie do wahadła. Wychyla się ono od promowanego w poprzednich latach, często „na siłę”, pędu na studia – do powrotu na ścieżki wczesnej nauki zawodu.
Wraz z promocją wykształcenia w latach 90. zaczęła rosnąć lawinowo liczba uczelni wyższych i uczęszczających do nich studentów. Doprowadziło to do stanu, w którym niemal co drugi młody człowiek w Polsce studiuje. Tymczasem w znacznie lepiej rozwiniętej gospodarczo Wielkiej Brytanii – „zaledwie” co piąty.
Natomiast w rzemiośle i zawodach związanych z pracą fizyczną siłą rzeczy wytworzyła się luka. Szkoły zawodowe były krytykowane, czy nawet wyśmiewane za niski poziom nauczania. Kto szedł do zawodówki, bywał postrzegany jako mało ambitny, zamykający przed sobą perspektywy rozwoju.
- Pamiętam, że w moim przypadku nikt w rodzinie nie brał pod uwagę innej możliwości niż liceum – przypomina sobie 20-letni Jakub Kiedrowicz. – Moi młodsi o kilka lat kuzyni myślą już zupełnie inaczej. Dla nich zawodówka to nie obciach, a raczej jedna z opcji do wyboru.
Kiedyś uważano, że wybór konkretnego zawodu już po gimnazjum odcina automatycznie inne ścieżki.
- Dużo mówiło się o kształtowaniu elastyczności, która umożliwi zmianę profesji, nawet kilkakrotną, w ciągu zawodowego życia – mówi Paweł Jagielski, nauczyciel w jednym z pomorskich liceów. – Ogólniak miał otwierać potencjalne możliwości dokształcania, chronić przed zaszufladkowaniem. Dziś jednak okazuje się, że rynek pracy ma swoje prawa. Tam, gdzie pojawia się niedobór fachowców, rośnie liczba ofert i wysokość płac.
Gdzie rośnie, gdzie spada
Jeszcze przed 15 laty, według danych MEN, w zawodówkach rozpoczynało naukę ok. 40 proc. młodzieży po gimnazjach. Obecnie ten odsetek wynosi ok. 15 proc. Ale spadek zainteresowania nauką w szkołach zawodowych, bardzo widoczny przed dekadą, dzisiaj został zahamowany. Między 1996 a 2001 rokiem liczba uczniów pierwszych klas w szkołach zawodowych spadła o blisko 14 proc., do roku 2007 – o dalszych 10 proc. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat – już tylko o 0,4 proc. Natomiast liczba najmłodszych licealistów, rosnąca między 1996 a 2007 rokiem o ok. 13 proc., w ostatnim czasie wzrosła już tylko o 2 proc.
W szkołach zawodowych oraz w technikach uczy się aktualnie około 850 tys. uczniów. Ich liczba na przestrzeni ostatnich dwóch lat nieznacznie spadła. MEN wiąże to z niżem demograficznym. Natomiast liczba absolwentów techników i zawodówek w 2009 roku, w porównaniu z 2008, nieco wzrosła. Ten wzrost nie zmienił jednak ogólnej tendencji. W ostatnich latach wykwalifikowani pracownicy fizyczni byli na pierwszych miejscach w rankingach najbardziej poszukiwanych zawodów w Polsce.
Nie tylko zresztą w Polsce. Niedobór fachowców to problem całej Unii Europejskiej. Bogatsze państwa są w lepszej sytuacji. Od lat „podbierają” ich z krajów takich jak Polska. Przyczyniają się tym samym do pogłębienia deficytu wśród murarzy, mechaników czy drogowców w naszym kraju.
Zarazem jednak pieniądze przekazywane przez UE umożliwiają prowadzenie programów mających służyć poprawie sytuacji. Takich jak cieszące się dużą popularnością szkolenia dla pedagogów. Mają one przygotować ich do wykonywania zawodu nauczyciela przedmiotów zawodowych.
W finansowaniu poprawy jakości nauczania w zawodówkach i technikach uczestniczą władze samorządowe i centralne. W wielu szkołach poszerza się ofertę, dając możliwość nauki na kolejnych kierunkach. To oznaka, że szkoły uczące zawodu na dobre wychodzą z cienia, w którym znajdowały się przez ostatnie lata.
Ale jest też druga strona medalu. Absolwenci szkół zawodowych też borykają się z bezrobociem. Analitycy wskazują, że jedną z głównych przyczyn jest fakt, iż oferta wielu zawodówek rozmija się z potrzebami rynku. Szkoły wypuszczają absolwentów kierunków „nadwyżkowych”, na których usługi nie ma zapotrzebowania. Natomiast specjalistów wykształconych w zawodach potrzebnych pracodawcom brakuje na lokalnych rynkach pracy.
Tomasz Kowalczyk
/ak