Degradacja czy rezerwa dla rozwoju?
Gospodarka oparta na wiedzy to nie tylko produkowanie wyrobów (i świadczenie usług) zawierających duży ładunek myśli (wynalazców i konstruktorów). To także np. „inteligentny”, samoorganizujący się, regionalny system towarów i usług względnie prostych, potrafiący dopasować się do zmiennego otoczenia i w optymalny sposób wykorzystujący swój potencjał. W obu typach konieczna jest sieciowość pozwalająca na szybką zmianę. A także – dzięki obecności różnych perspektyw myślowych (wynikających z odmiennych zadań poszczególnych ogniw) – umożliwiająca stałe produkowanie wiedzy o sobie i otoczeniu. Także tej strategicznej niezbędnej dla rozwoju - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.
07.07.2011 08:00
Mamy szanse rozwinąć oba typy. Pierwszy – w oparciu o technologie podwójnego zastosowania: pod warunkiem że nie dokona się koncentracji zbrojeniówki w Bumarze, ale pozostawi otwartą siec wielu firm – elastycznie poszukujących partnerów w przemyśle cywilnym i nauce. Z preferencyjnymi kredytami (zamiast topienia pieniędzy w „Patriotach” starej generacji, demontowanych obecnie w Niemczech). Gdy dodamy do tego nasycone wiedzą usługi medyczne, informatyczne i księgowe to uzyskamy gospodarkę opartą na wiedzy na średnim światowym poziomie.
Także drugi typ – elastyczna, samoorganizująca się, regionalna struktura – jest w zasięgu ręki. Jeżdżąc po Pomorzu Zachodnim, Ziemi Lubuskiej, północnej Wielkopolsce, widać bowiem jaki potencjał tkwi w ich obecnej dewastacji. Kiedyś, od pół XIX wieku, było to kapitalistyczne rolnictwo otoczone wianuszkiem usług mechanicznych i finansowych oraz – przetwórstwem. Nieużywane dziś łąki ze stadami owiec – i największy w Europie ośrodek wyrabiania sukna i filcu na potrzeby wojska. Produkcja maszyn żniwnych na wysokim poziomie. I specjalność tych terenów: wysokiej jakości czerwona cegła, klinkier i polewane dachówki – eksportowane na Zachód kratownice połączeń kolejowych obsługujących nie tylko region ale handel Zachód – Wschód i Północ – Południe (w symbiozie z portem w Szczecinie). Np. niewykorzystany olbrzymi węzeł kolejowy w Krzyżu – to tędy szły transporty w czasie II wojny.
Jeszcze produkcja wyrobów z drzewa: dziś już tylko mielenie młodych drzewek na trociny do płyt wiórowych i robienie tzw. palet (opakowanie po 2 zł. Sztuka – nie wystarczy na odtworzenie zużytego drzewa co grozi deforestacją).
Stocznie i ich kooperanci: ta w Szczecinie i rzeczne. Dziś zamknięte. Obecnie kutry zmienione na stateczki wycieczkowe (limity połowów). Transport rzeczny: dziś śladowy. Porty. Niewykorzystane. Także boczne linie kolejowe są dziś nieczynne i są rozbierane przez złomiarzy. Produkcja ceramiki budowlanej próbowali odtworzyć w kilku miejscach Duńczycy bo to obecnie drogi luksusowy towar na opanowanym przez plastik Zachodzie ale dewastacja infrastruktury komunikacyjnej ostudziła ich zapał.
Piętrowe chlewnie, cukrownie, gorzelnie, wytwórnie paszy popadają w ruinę i gdyby znieść limity produkcyjne w UE pewno znów nastąpiłby tu rozwój rolnictwa. Ale na razie bezrobocie przekracza 20%, miasteczka się degradują a młodzież wyjeżdża. Bo nie eksportujemy produkowanych w regionie towarów. Choć przygraniczne supermarkety kwitną – ale chodzi raczej o różnicę cen paliw i żywności. Bardzo często jest to zresztą tylko łańcuszek reeksportu chińskiej tandety. Pozwalamy zaś odpłynąć to co w obecnej sytuacji demograficznej najcenniejsze – zasobom pracy.
Ta dewastacja jest jednak rezerwą. Przy lepszym zarządzaniu publicznym (i rządzie), np. zachętach inwestycyjnych i skoordynowanej logistyce proeksportowej można by odtworzyć system pełniący rolę elastycznego zaplecza wyżej rozwiniętych gospodarek na Zachodzie i Północy. I inteligentnie produkujący wiedzę jak to wykorzystać dla własnego i Polski rozwoju.
Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski