Dlaczego pomysł osobnego budżetu strefy euro wzbudza obawy?

Pomysł osobnego budżetu eurolandu budzi obawy, bo za nim mogą iść nowe instytucje, co przypieczętuje podział na Europę dwóch prędkości. Utrudnia też negocjacje budżetu UE na lata 2014-20, bo płatnicy netto, zwłaszcza Londyn, mają nowy argument, by żądać cięć.

Dlaczego pomysł osobnego budżetu strefy euro wzbudza obawy?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

12.10.2012 | aktual.: 12.10.2012 15:39

- Bardzo się w Parlamencie Europejskim boimy pomysłu budżetu eurolandu. Jest nowy, ma kilka tygodni, a rozwija się z zadziwiającą prędkością - mówi PAP szef komisji budżetowej Alain Lamassoure. To groźny pomysł - ocenia w rozmowie z PAP Rafał Trzaskowski (PO), wiceszef komisji konstytucyjnej PE, bo od budżetu eurolandu tylko krok do nowych instytucji i realizacji starej francuskiej idei unii w unii.

W PE, który tradycyjnie jest zwolennikiem dużego budżetu UE, panuje zgoda, że to fatalnie, że pomysł budżetu eurolandu został ogłoszony na dzień przed finałem negocjacji ws. budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-20, których kulminacją ma być szczyt 21-22 listopada. - To tylko komplikuje te i tak trudne negocjacje, bo stwarza dodatkowy pretekst krajom, które nie chcą zwiększenia budżetu UE. Mają dodatkowy argument, że skoro i tak będzie jeszcze budżet strefy euro, to nie mogą płacić więcej na budżet UE - wyjaśnia Lamassoure.

Nieprzypadkowo, dodaje, premier Wielkiej Brytanii, która domaga się cięć w unijnym budżecie nawet o 150 mld euro w stosunku do propozycji KE (988 mld euro na siedem lat), natychmiast uznał budżet strefy euro za dobry pomysł. David Cameron ogłosił, że składka Wielkiej Brytanii zostanie zamrożona, rabat brytyjski utrzymany, a jeśli inni płatnicy netto chcą zwiększać środki w imię unijnej solidarności, niech to zrobią sami w ramach budżetu eurolandu.

Londyn ma silne narzędzie presji na partnerów w UE ws budżetu. Bo pomysły na zacieśnianie unii walutowej i gospodarczej, nawet jeśli mają obowiązywać tylko dla 17 państw strefy euro, wymagają zgody wszystkich 27 państw UE. I jak w przeszłości bywało, Wielka Brytania za darmo nie pójdzie "17" na ustępstwa.

Idea osobnego budżetu eurolandu pojawiła się w jednoznaczny sposób we wrześniu w dokumencie przygotowanym przez szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya do konsultacji z krajami na temat zacieśniania strefy euro przed szczytem 18-19 października. Dyplomaci ujawnili, że to pomysł niemiecki.

Dotychczas, w ramach debaty o zacieśnianiu eurolandu, apelowano bowiem o konieczność uwspólnotowienia długu państw euro, na co Niemcy kategorycznie się nie zgadzają. Dlatego jako alternatywę dla euroobligacji zaproponowali stworzenie osobnego budżetu eurolandu z funduszami na łagodzenia skutków kryzysu np. na rynku pracy w przypadku dużego bezrobocia, jako nagrody dla krajów Południa dokonujących ciężkich reform. Pomysł od razu poparła Francja. W najnowszym projekcie wniosków na szczyt październikowy nie ma już mowy o euroobligacjach, za to potwierdzony został pomysł tzw. zasobów budżetowych eurolandu.

- Niemcy chcą, by to był budżet z żywą gotówką, bo tylko tak mogą wytrącić z ręki argumenty tym, którzy koniecznie chcą euroobligacji. A Francuzi to kupili, bo nowy rząd i prezydent mają kiepskie notowania i bardzo potrzebują sukcesu na arenie międzynarodowej - ocenia Trzaskowski.

Niezależnie, czy w Paryżu rządzą konserwatyści czy socjaliści, we Francji dominuje opinia, że Europa 27 państw jest za duża i nie da się w takim gronie iść dalej razem - podkreśla francuski eurodeputowany Lamassoure. Dlatego Francuzi chcą budować Europę strefy euro, wyjaśnia.

Zdaniem Trzaskowskiego, Niemcy - także w PE - przekonują Polaków, by poparli pomysł budżetu eurolandu, obiecując, że nie będzie z tym związanych żadnych kosztów. Z drugiej strony obiecują Polsce udział na pełnych prawach w nowym wzmocnionym nadzorze bankowym. - Wierzę w dobre intencje Niemców, że chcą naszego pełnego udziału, tylko nie wiadomo, czy to się z prawnego punktu wiedzenia uda osiągnąć, jeśli nadzór ma być w Europejskim Banku Centralnym - powiedział europoseł PO.

Z polskiego rządu płyną na razie głosy, że Warszawa zgodzi się na budżet eurolandu tylko pod warunkiem, że nie obniży to budżetu całej UE, w tym funduszy dla Polski, jak mówił minister finansów Jacek Rostowski. Minister ds. europejskich Piotr Serafin przekonywał wręcz w rozmowie z PAP w środę, że nie ma ryzyka, że budżet strefy euro ograniczy fundusze spójności z wieloletniego budżetu na wsparcie najbiedniejszych regionów, których Polska jest największym beneficjentem. Tłumaczył, że budżet strefy euro ma pełnić zupełnie inną rolę: stabilizatora-ubezpieczenia na wypadek kryzysu, podczas gdy środki z polityki spójności są z góry przypisane dla państw członkowskich.

To samo mówił zresztą w czwartek sam Van Rompuy. Zasoby budżetowe strefy euro mają pełnić funkcję stabilizacyjną w krajach eurolandu, łagodzić koszty reform zwłaszcza w odniesieniu do zatrudnienia i wzrostu - tłumaczył w debacie w think tanku "Friends of Europe". - Chcę rozwiać wszelkie wątpliwości: nie należy mieszać zasobów budżetowych eurolandu z wieloletnim budżetem Unii Europejskiej, istniałyby one niezależnie od budżetu UE i pełniły osobne specyficzne dla eurolandu funkcje - zapewniał.

Ale w PE te wyjaśnienia nie wszystkich uspokajają. - Nie jesteśmy przeciw samej idei, ale pod warunkiem, że te zasoby budżetowe eurolandu będą w ramach budżetu wspólnotowego - mówi Lamassoure. Na przykład w formie jakiegoś specjalnego funduszu wsparcia dla krajów euro objętych programami ratunkowymi, skoro istnieją już fundusze na walkę ze skutkami katastrof naturalnych czy negatywnymi efektami globalizacji.

Obstając przy takim stanowisku PE broni swych silnych kompetencji budżetowych (zgodnie z traktatem, PE jest wspólnie z Radą ministrów finansów tzw. władzą budżetową UE). Eurodeputowani boją się, że osobny budżet eurolandu znajdzie się poza ich kontrolą.

Lamassoure w środę zarekomendował europosłom komisji budżetowej, by PE odłożył negocjacje z rządami ws. budżetu UE na lata 2014-20, dopóki nie uzyska gwarancji, że budżet eurolandu jest instrumentem związanym z budżetem wspólnotowym.

- Osobiście odradzam parlamentowi wejście w decydujące negocjacje, dopóki nie mamy precyzyjnych informacji, czym jest budżet strefy euro, jak jest finansowany i jaki jest jego status prawny - powiedział. - Jeśli okaże się, że PE nie ma żadnej kontroli poza budżetem strefy euro, tylko jest on w rękach rządów, to przypominam, że mamy prawo weta w sprawie budżetu UE 2014-2020 - dodał.

Niezależnie, jaki będzie finał debaty o budżecie eurolandu, sam temat już zakłócił negocjacje budżetu UE na kolejne siedem lat i coraz mniej osób wierzy, że w listopadzie uda się osiągnąć porozumienie w tej sprawie.

Z Brukseli Inga Czerny

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)