Do czego zdolni są wazeliniarze?

Chwalą decyzje szefa i jego wygląd. Zapraszają na kolacje, proponują wspólny wypad na weekend, za który zapłacą. Zdarza się, że oferują przełożonemu seks.

Do czego zdolni są wazeliniarze?

28.09.2011 | aktual.: 28.09.2011 14:15

Wazeliniarze są w każdej firmie. Nienawidzą ich inni współpracownicy. Czy fałszywe pochlebstwa głoszone szefom to wada pracowników, a może szczegółowo obmyślana strategia, która wywinduje na szczyty kariery? Jak korzystają pracownicy na „czułych słówkach” kierowanych do przełożonych?

„Uwiodłem szefową”

Rafał, przedstawiciel handlowy producenta sprzętu AGD, nie ma skrupułów, mówiąc przełożonemu pochlebstwa.

- Wszyscy podlizują się pracodawcom. To jest wpisane w rolę podwładnego. Jesteśmy uzależnieni od szefa, który może nas w każdym momencie zwolnić. W naszej firmie pochlebstwa są na porządku dziennym. Normą są wypady na drinka, wspólny pobyt w spa. Wtedy właśnie omawia się ważne aspekty pracy. Niestety wtedy też mówi się źle o innych pracownikach, wtedy podkłada się „przysłowiową” świnię współpracownikom. Dla mnie to normalne, rynek pracy, firma to ring, w którym walczy się. Tu nie ma miejsca na sentymenty, wszystkie chwyty są dozwolone. Liczy się pomysłowość pracownika w tym jak zdobyć serce szefa. Poprzednią moją szefową próbowałem uwieść. Skończyło się na pocałunkach, bo miała męża, któremu chciała być wierna. Jednak po jakimś czasie dostałem podwyżkę. Skorzystałem na tym. Chociaż to było trudne, bo szefowa była starsza ode mnie o 20 lat i musiałem się zmusić, by ją adorować – mówi Rafał, mieszka i pracuje w Warszawie.

„Ja naprawdę podziwiam szefa”

- Ja zawsze chwalę wygląd mojego kierownika, staram się go zagadnąć. Zawsze mu przytakuję. I tak, będzie jak on chce. Zależy mi, by zapamiętał mnie jako osobę, która myśli jak on. Zapisałem się do tego samego klubu tenisowego. Po pracy łatwiej mówić o pracy. Kilka razy powiedziałem mu, że go podziwiam i że chciałbym być taki jak on. Liczę, że doceni mnie i że stanę się jego zaufaną osobą i że otrzymam awans i podwyżkę. Nie myślę, że to jest fałszywe, zależy mi na lepszym statusie w firmie, nie ma w tym nic złego – mówi pracownik korporacji, prosi, żeby nie publikować jego nazwiska.

„Musiałem palić cuchnące cygara”

Piotr, który pracuje w gdańskim oddziale banku, zaprosił szefa na weekend do swego domku na wsi. Jak twierdzi nie znosi go. Ale zrobił to dla „wyższych celów”. Konkuruje o awans z innym pracownikiem, który jest pupilem przełożonego.

- To bardzo fałszywe! Przez cały weekend musiałem się wysilać na uśmiech, pić ten sam koniak, który pije szef. Udawać, że uwielbiam cygara. Niestety musiałem to zrobić. Na mojego szefa tylko takie metody działają. Gdybym był szefem od razu skreśliłbym pracownika, który mi się podlizuje. Niestety mój szef jest starej daty, w PRL-u był dygnitarzem jest przyzwyczajony do takich zachowań. To przykre, ale wiem, że inaczej nie zdobędę awansu. Jestem pracowity i wiem, że to za mało – mówi Piotr. *„Nie mogłam się sprzeciwić” *

Janina chce zostać wicedyrektorem w szkole. Gdy dyrektorka, jej szefowa, zwolniła dyscyplinarnie jedną z nauczycielek, Janina poparła jej decyzję. W duchu uważa jednak, że była ona niesprawiedliwa.

- Mam pewne wyrzuty sumienia, bo powiedziałam dyrektorce, że dobrze robi wyrzucając panią pedagog. Przypisano jej coś czego nie zrobiła. Niestety nie mogłam się sprzeciwić. Dyrektorka mówi, że dostanę awans, że jestem jej prawą ręką i że tylko mi ufa – mówi Janina, jest nauczycielką w jednym z gimnazjów w Szczecinie.

„Nienawidzę wazeliny”

Co na to pracodawcy? Czy widzą fałszywe umizgi podwładnych? Działają na nich pochlebstwa, czy przeciwnie – gardzą wazeliniarzami?

- Zawsze zauważę, gdy ktoś prawi mi fałszywe komplementy tylko dlatego, że coś chce. To fatalny styl w pracy. Bardziej cenię konstruktywną krytykę i tych, którzy nie boją się powiedzieć prawy wprost. Nie są potrzebni pracownicy – wazeliniarze, którzy będą mnie klepać po plecach i popierać moje decyzję. Potrzebni są mi ludzie, którzy swoją inwencją są w stanie ulepszyć moją decyzję lub przekonać mnie do zmiany – mówi Tomasz Hardy, dyrektor Inwestingu, firmy doradczej.

„Za czekoladki dałam awans”

- Drobne pochlebstwo nie jest złe. Wprawi mnie w dobry humor. Lubię pozytywnie nastawionych do mnie pracowników, nienawidzę oziębłych służbistów. Dlatego z chęcią chodzę z pracownikami na piwo, słucham ich, dowiaduję się, kto jest mi przychylny, a kto nie. Kiedyś poszłam na kawę z pracownikiem i przyjęłam od niego kwiaty i czekoladki. Przyznaję, że bardzo go lubię i rzeczywiście dostał awans, ale zasłużył na niego. To człowiek, który myśli jak ja, taki ktoś jest mi potrzebny – twierdzi Grażyna, wicedyrektor sieci sklepów jubilerskich.

Krzysztof Winnicki/JK

pracownikpracodawcawazeliniarz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)