Dostał wypłatę, bo groził, że skoczy!
Oto prawdziwa walka o swoje. Grzegorz U. (37 l.) narażał swoje życie, by dostać należącą mu się wypłatę. Budowlaniec z Lublina od kilku tygodni nie mógł doprosić się o pieniądze. Zdesperowany wszedł na dźwig na budowie i postanowił popełnić samobójstwo.
04.03.2011 | aktual.: 04.03.2011 09:58
Pierwszy akt dramatu rozegrał się w ostatni poniedziałek. Pan Grzegorz pracownik lubelskiej firmy nie mógł doczekać się swoich ciężko zarobionych pieniędzy. Postanowił więc zrobić coś co zwróci uwagę na niesolidnego pracodawcę.
- Nie mam z czego opłacić rachunków, nie starcza mi na jedzenie. Dlatego postanowiłem ze sobą skończyć - powiedział i ruszył w stronę dźwigu. Mężczyzna wdrapał się na blisko 40-metrowego, stalowego żurawia i oznajmił, że zaraz skoczy w dół. Na szczęście do tragedii nie doszło.
Po kilku godzinach rozmów policyjni negocjatorzy przekonali go, żeby zszedł. Szefowie obiecali, że zapłacą zaległości. Niestety nie dali mu ani złotówki. Budowlaniec postanowił, że nie da robić z siebie balona.
W środę przed południem mężczyzna znów zapytał kierownika o wypłatę. Ten zbył go kilkoma nowymi zapewnieniami. Ale tego już było za dużo dla pana Grześka. Ruszył w stronę kolejnego dźwigu. Tym razem wybrał nieco mniejszy, około 30 metrowy. Miał ze sobą jedzenie, ciepłe ubranie, termos z kawą.
- Tym razem nie mam zamiaru skakać. Będę tu siedział aż dostanę wypłatę. Podstawowej pensji są mi winni 1480 zł. Do tego dochodzi około 600 złotych za nadgodziny - mówił przez komórkę zebranym w okolicach dźwigu dziennikarzom. Niecodzienna walka o swoje powiodła się. Po trzech godzinach protestu znalazły się pieniądze dla pana Grzegorza. Policyjna negocjatorka namówiła go żeby zszedł na dół. Kiedy dotknął stopami ziemi, pokazała mu kopertę z wypłatą.
- Jestem bardzo zadowolony, że się udało. Cieszę się, że z takiego zakończenia, szkoda tylko że w ten sposób ludzie muszą walczyć o ciężko zarobione pieniądze - mówił uśmiechnięty już po zakończeniu całego protestu.
Przypatrujący się całej akcji koledzy z pracy mężczyzny zapowiedzieli, że pójdą w jego ślady. Oni też nie dostali pensji.