Drobni inwestorzy obserwują z boku wzrost cen akcji
Amerykańskie akcje są najdroższe od 2008 r., ale duża część inwestorów indywidualnych nie uczestniczyła w tegorocznych wzrostach i zapewne z niecierpliwością oczekuje na korektę, która powzoliłaby im wrócić na rynek.
Amerykańskie akcje są najdroższe od 2008 r., ale duża część inwestorów indywidualnych nie uczestniczyła w tegorocznych wzrostach i zapewne z niecierpliwością oczekuje na korektę, która pozwoliłaby im wrócić na rynek.
Operatorzy platform inwestycyjnych, z których usług korzystają inwestorzy indywidualni (E-Trade Financials, TD Ameritrade), niedawno informowali, że obroty na rynku akcji są obecnie o ok. 20 proc. mniejsze niż rok temu. Podobną tendencję widać w danych Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie - chociaż całkowite obroty znajdują się w długoterminowym trendzie wzrostowym, aktywność drobnych inwestorów maleje na rzecz krajowych i zagranicznych instytucji finansowych. Choć w minionym tygodniu, zwłaszcza na naszym parkiecie, pojawiły się oznaki rozpoczęcia fazy dystrybucji (spadki przy rosnących obrotach), to z drugiej za dalszymi wzrostami może przemawiać potencjalny powrót na rynek kapitału, który do tej pory stał z boku.
Frustracja inwestorów, którzy opuścili rynek po ubiegłorocznej głębokiej przecenie akcji obawiając się większych strat, obecnie może sięgać zenitu. Tym bardziej, że ci, którzy z reguły kupują na górce i sprzedają w dołku, mogą odnieść wrażenie, że większość najbardziej palących problemów świata została wraz z przyznaniem Grecji drugiego pakietu pomocowego lub zostanie rozwiązana na którymś ze zbliżających się szczytów. Takie wrażenie może potęgować zachowanie amerykańskiego rynku akcji, który w tym roku akceptuje tylko jeden słuszny kierunek: S&P500 wspinając się krok po kroku dotarł w piątek do najwyższych poziomów od połowy 2008 r. Indeks ten w 2012 r. nie odnotował ani jednej sesji podczas, której spadłby o więcej niż 1 proc., a w ubiegłym roku takich epizodów było aż 48. Dzięki temu indeks zmienności VIX znalazł się w kończącym się tygodniu najniżej od połowy 2011 r. - ten tzw. "indeks strachu" znajduje się na poziomie 16 pkt., a w grudniu było to dwukrotnie więcej.
Liczne argumenty za głęboką korektą cen akcji, które analitycy wyliczają od kilku tygodni, w większości nie straciły wiele na aktualności, ale na głównych rynkach akcji wciąż karty rozdają inwestorzy skłonni do podejmowania ryzyka, którym sprzyjają zarówno kwartalne wyniki spółek jak i działania największych banków centralnych. Znacznie słabiej niż S&P500 czy DAX zachowują się główne indeksy warszawskiej giełdy. W piątek ok. godz.16. WIG20 rósł o 0,8 proc., ale jednocześnie znajdował się o ok. 60 pkt poniżej poziomu, z którego rozpoczynał tydzień. Na rynku walutowym złoty korzystał z faktu, że eurodolar wybił się górą z kilkunastodniowej konsolidacji (dotarł do 1,345 USD). Po południu dolar kosztował 3,10 PLN czyli o ok. 1,3 proc. mniej niż dzień wcześniej, euro potaniało do 4,16 PLN, a za franka płacono mniej niż 3,46 PLN.
Kluczowymi wydarzeniami w przyszłym tygodniu będą aukcja, w ramach której banki zamienią w EBC różne instrumenty finansowe na gotówkę (wtorek), rewizja odczytu PKB USA za IV kw. 2012 r. (środa) oraz przeprowadzana przez Grecję największa w historii operacja restrukturyzacji długu (cały tydzień). Inwestorzy z lokalnego rynku poznają w czwartek dynamikę PKB Polski w IV kw. 2012 r. oraz lutowy odczyt wskaźnika PMI w przemyśle.
Łukasz Wróbel,
Noble Securities