Drugi dzień szaleństwa
Piątkowe rozpoczęcie handlu było na niewielkich minusach, ale bykom wystarczyło parę minut by ponownie WIG20 znalazł się po zielonej stronie.
03.04.2009 17:36
Chęci do realizacji zysków nie było widać żadnej, a przełamanie poziomu marcowego maksimum przy 1650 pkt. dało popytowi dodatkowy argument do wzrostów.
Odrobinę lepsze dane z europejskich gospodarek zachęciły nawet zachodnie parkiety do wyjścia na plusy z czego skwapliwie skorzystali też krajowi kupujący umieszczając indeksy na nowych maksimach. Największy pozytywny wpływ na WIG20 miał bank PEKAO rosnący 10 proc., ale największą uwagę graczy przyciągał Bioton zyskujący podobnie jak wczoraj 22 proc. Dopiero kiedy obroty na rynku przekroczyły miliard złotych pojawiła się podaż, która realizując zyski doprowadziła do zauważalnego powstrzymania wzrostów.
Aktywność sprzedających szybko jednak się skończyła i rynek powrócił do wzrostów nie czekając na dane USA. Jeszcze przed publikacją WIG20 pokonał poziom 1700 pkt. i notował już 4 proc. wzrosty. W skali tygodnia główny indeks zyskiwał już 22 proc. i jasne było, że przy tak wyśrubowanym wyniku musi nastąpić realizacja zysków. I nastąpiła, choć jej argumentacją nie mogły być dane makro. Dane w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich z tego tygodnia o dziwno były zgodnie z prognozami Stopa bezrobocia w USA wyniosła 8,5 proc. i zgodnie z oczekiwaniami jest najwyższe od 26 lat.
Z kolei zmiana zatrudnienia w sektorze pozarolniczym okazała się na tyle nieznacznie różniąca od prognoz, że nie mogła wywołać negatywnych emocji. Mimo to indeksy zaczęły zmniejszać skalę zwyżki. Jedynym dziś argumentem dla niedźwiedzi mógł być słabszy od oczekiwań indeks ISM opisujący rozwój amerykańskiego sektora usług, który pokazał, że ta część gospodarki stanowiąca jej rdzeń ciągle kurczy się w szybkim tempie.
Ostatecznie podaży udało się zmniejszyć wzrosty do „jedynie” 2,3 proc., ale i tak ostatnie dwa szalone dni sprawiły, że kończymy piąty wzrostowy tydzień na warszawskim parkiecie Ostatni raz pięć wzrostowych tygodni z rzędu widzieliśmy w kwietniu 2007 roku, ale wtedy skala wzrostów była wtedy dwukrotnie mniejsza. Z analogiczną sytuacją jak obecna mieliśmy do czynienia aż w sierpniu 2003 roku, co było preludium do następnie trwającej 4 lata hossy. Teraz trudno oczekiwać, aby był to sygnał identyczny z tym poprzednim, ale mając do czynienia z pierwszą poważną korektą od 1,5 roku inwestorzy są zaślepieni wizją kolejnych dużych wzrostów.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse