Eksperci: podporządkowanie KNF bankowi centralnemu ma więcej wad niz zalet
Podporządkowanie Komisji Nadzoru Finansowego bankowi centralnemu ma więcej wad niż zalet, bo może doprowadzić do osłabienia nadzoru - uważa większość ekspertów, z którymi rozmawiała PAP. Zaletą może być, ich zdaniem, gwarantowanie sektorowi wsparcia w razie kłopotów.
04.10.2016 18:05
Komisja Nadzoru Finansowego została powołana na mocy ustawy w 2006 roku z połączenia Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) oraz Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych (KNUiFE). W 2008 roku do KNF włączono też Komisję Nadzoru Bankowego, znajdującą się wcześniej w strukturach NBP.
PAP spytała kilku ekspertów, mających doświadczenia w instytucjach nadzorczych, o pomysł podporządkowania KNF w całości Narodowemu Bankowi Polskiemu. O takich zamiarach napisał poniedziałkowy "Puls Biznesu". Wcześniej prezes NBP Adam Glapiński mówił jedynie o możliwości ponownego przywrócenia bankowi centralnemu nadzoru nad sektorem bankowym.
Ewa Śleszyńska-Charewicz, generalny inspektor nadzoru bankowego w latach 1992-2000 (wtedy w strukturach NBP), uważa, że w czasach trudnych dla sektora bankowego lepiej, by nadzór bankowy był podporządkowany bankowi centralnemu. Bo tylko bank centralny ma możliwości ewentualnego dokapitalizowania banków przeżywających kłopoty - dodaje.
"Tym niemniej jedno jest pewne: nadzór powinien być niezależny od polityki monetarnej" - podkreśla Śleszyńska-Charewicz. Zaznacza też, że "niezależnie od tego, gdzie jest usytuowany, nadzór musi być niezależny od nacisków politycznych, a jego decyzje muszą być suwerenne".
Natomiast zdaniem Pawła Pelca, w latach 2005-2006 zastępcy przewodniczącego Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, a potem m.in. dyrektora w Urzędzie KNF, tego rodzaju zmiany organizacyjne jak podporządkowanie KNF bankowi centralnemu mogą spowodować przejściowe pogorszenie się jakości nadzoru. Zwraca on uwagę, że dotychczasowi urzędnicy będą musieli otrzymać nowe warunki zatrudnienia, które zaakceptują lub nie, a wszystko to może dezorganizować ich pracę.
Pelc przyznaje zarazem, że są kraje, w których nadzorem zajmują się banki centralne. "To może mieć uzasadnienie zwłaszcza wtedy, gdy bank centralny nie odpowiada za politykę pieniężną, tak jak jest to w strefie euro" - zaznacza.
Jednak w Polsce, łączenie z nadzorem NBP, którego organem jest RPP, i który odpowiada za politykę pieniężną, może prowadzić do konfliktu interesów, uważa były wiceszef KPWiG. "Istnieje ryzyko, że RPP przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych będzie kierować się ewentualnym wpływem tej decyzji na sytuację instytucji nadzorowanych, a zwłaszcza banków" - mówi Pelc.
Przypomina też, że decyzja o powołaniu KNF jako odrębnej jednostki, skupiającej cały nadzór, zapadła w czasach poprzednich rządów PiS, a komisja sprawdziła się np. w czasie kryzysu finansowego. "Dlatego mam wątpliwości, czy ten pomysł to właściwy kierunek" - ocenia.
Cezary Mech, były prezes Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi i wiceminister finansów, którzy przygotowywał ustawę o KNF, także krytycznie ocenia pomysł ewentualnego podporządkowania komisji bankowi centralnemu.
Przypomina, że właśnie między innymi dlatego KNF została w 2006 roku powołana, by nadzór był poza NBP. Chodziło bowiem o wzmocnienie polskiego nadzoru, w sytuacji, gdy większość banków była w rękach zagranicznych akcjonariuszy, jak i odpowiedzialności właścicieli za ich zarządzanie.
Mech dodaje, że ten model sprawdził się w czasie kryzysu finansowego, bo zagraniczne banki działające w Polsce, zamiast zgłaszać się o pomoc do NBP, co by zapewne miało miejsce, gdyby tam był nadzór, kierowały się do swoich "banków matek".
Jego zdaniem jeżeli proces "polonizacji" sektora bankowego będzie postępować, to podporządkowanie nadzoru NBP pogłębi ryzyko systemowe. Osłabione bowiem wykupywaniem przeszacowanych banków PKO BP i PZU, które już od początku tego procesu straciły na wartości kapitału ponad 30 mld zł, w połączeniu ze znaczącą ekspozycją banków względem kredytów frankowych mogą tworzyć znaczące zagrożenie w sytuacji wystąpienia kryzysu.
"W takich warunkach gdy 30 proc. emisji długu skarbu państwa następuje w obcych walutach wymuszona interwencja NBP musi spowodować ucieczkę kapitału, odpływ rezerw, spadek wartości waluty i niezadowolenie społeczne, co spotęguje kolejne straty". - mówi Mech.
Podobny pogląd ma Marcin Gomoła, zastępca pierwszego szefa komisji Stanisława Kluzy (urzędującego w latach 2006-11). Jego zdaniem podporządkowanie komisji bankowi centralnemu "to pomysł zły", a jeśli w ogóle coś takiego rozważać, to "jest na to za wcześnie". "Takie przyporządkowanie ad hoc KNF bankowi centralnemu jest niebezpieczne dla rynku finansowego, bo mogłoby oznaczać paraliż regulatora" - mówi Gomoła.
W opinii byłego wiceprzewodniczącego KNF taki proces powinien być rozciągnięty na kilka lat. Gomoła zaznacza zarazem, że sam jest przeciwny takiemu podporządkowania, bo obie instytucje mają inne zadania.
Przyznaje też, że pomysły takie mogą być związane z kłopotami z obsadzeniem stanowiska przewodniczącego KNF na miejsce Andrzeja Jakubiaka, który w połowie października kończy pięcioletnia kadencję.
"W mojej ocenie premier powinna powołać na to stanowisko osobę, co do której nie będzie podejrzenia o konflikt interesów i która nie będzie podejrzewana o sprzyjanie jednej grupie zawodowej" - mówi Gomoła.
"To powinien być profesjonalista i typ lidera na trudne czasy, który będzie musiał rozwiązać problem kredytów walutowych i polisolokat, bo ich nierozwiązanie grozi całej gospodarce" - dodaje.
Pytany o kwestię podporządkowania rzecznik KNF Łukasz Dajnowicz powiedział jedynie PAP, że taka zmiana "to decyzja polityczna". "Przy takich zmianach organizacyjnych trzeba zwracać uwagę, by w okresie przejściowym nie doszło do osłabienia funkcji nadzorczych nad instytucjami finansowymi" - zaznaczył. Anna Wójcicka z NBP nie chciała komentować sprawy.