Ekspert: opodatkowanie sklepów wielkopowierzchniowych na Węgrzech wzmocniło rodzimy biznes
Tzw. podatek od hipermarketów na Węgrzech wpłynął pozytywnie na wzmocnienie rodzimego biznesu - mówi PAP węgierski ekonomista Zoltan Adam. Pod naciskiem KE Węgry wycofały się z podatku progresywnego i zastąpiły go jednolitą opłatą dla wszystkich sklepów.
Udostępniamy nagranie wideo:
https://wideo.pap.pl/videos/12329/
"W moim przekonaniu obłożenie podatkiem sklepów wielkopowierzchniowych miało na celu ich osłabienie i wzmocnienie pozycji rodzimych biznesów. Teraz w krajobrazie Budapesztu dominują sklepy lokalne. Nie potępiałbym rządu za sprzyjanie lokalnym przedsiębiorcom. Coś trzeba było zrobić - ale może niekoniecznie w taki sposób" - mówi PAP ekonomista Zoltan Adam z instytutu Kopint-Tarki w Budapeszcie.
Podatek obrotowy od sklepów wielkopowierzchniowych węgierski rząd wprowadził w 2010 r., po wygranych przez Fidesz wyborach. Jego maksymalna stawka dla największych sieci handlowych wynosiła wówczas 2,5 proc. rocznych obrotów. Rząd musiał się jednak z niego wycofać po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Rządzący na Węgrzech nie wycofali się z zamiarów, bo szacowano, że dzięki opodatkowaniu sklepów budżet może zarobić nawet 30 mld forintów.
W 2014 r. węgierski rząd wprowadził progresywne stawki dla sieci handlowych: 0,1 proc. dla firm o rocznych obrotach do 50 mld forintów, 1 proc. dla tych o obrotach między 50 a 100 mld - dla każdych kolejnych 50 mld forintów obrotu stawka rosła o 1 pkt proc., aż do maksymalnie 6 proc. dla firm, których obroty na Węgrzech przekraczają 300 mld forintów (czyli około 4,1 mld zł) rocznie.
Komisja Europejska uznała, że takie stawki podatku dyskryminują sieci handlowe o wysokich dochodach i nakazała ich korektę, sugerując, że mogą one być niezgodne z prawem europejskim. Rząd w Budapeszcie ugiął się pod presją i zawiesił podatek do czasu zakończenia postępowania wyjaśniającego. Obecnie wszystkich handlowców obejmuje ujednolicona stawka w wysokości 0,1 proc. od obrotu.
Według szacunków konserwatywnego dziennika "Magyar Hirlap" gdyby nie reakcja Komisji Europejskiej, największe na Węgrzech Tesco zapłaciłoby w 2015 r. 25,5 mld forintów, czyli około 340 mln złotych. Druga pod względem obrotów franczyzowa sieć Spar, zapłaciłaby połowę tej kwoty.
Rząd wprowadzając stawki progresywne nie zapomniał o rodzimych sieciach, np. sieci sklepów o nazwie CBA, które nie przekraczają rocznego obrotu w wysokości 500 mln forintów rocznie. Wszyscy poniżej tego progu zostali z podatku obrotowego w nowej skali zwolnieni.
Przy średniej pensji w gospodarce liczonej w miesiącach styczeń-październik 2015 wynoszącej w przeliczeniu na złotówki 3440 zł żywność w porównaniu z cenami w Polsce jest 20-30 proc. droższa i nadal drożeje. Z wyliczeń węgierskiego centralnego urzędu statystycznego (KSH) ceny w 2015 w porównaniu z rokiem poprzednim wzrosły średnio o 0,5 proc. Najbardziej zdrożały owoce i warzywa - o 21,4 proc., olej spożywczy - o 12,9 proc. i cukier - o 4,3 proc. Potaniał za to nabiał, np. mleko o 9,5 proc.
W większym jednak stopniu wprowadzenie podatku na Węgrzech doprowadziło do spadku dochodów wielkich sieci niż do wzrostu cen - oceniają eksperci. Krytykująca opodatkowywanie obywateli węgierska opozycja tłumaczy, że nowymi daninami Fidesz rekompensuje budżetowi wprowadzenie liniowego podatku dochodowego, który w ostatnim czasie obniżono z 16 na 15 proc. Węgry nadal utrzymują najwyższy w Unii Europejskiej VAT wynoszący dla większości produktów 27 proc., z pewnymi korektami.
Z Budapesztu Rafał Jas