Emerytury z Matriksa
Trzydziestolatkowie, tacy jak ja, do wyboru między OFE i ZUS powinni podchodzić ze stoickim spokojem. Od tego jaką podejmiemy decyzję zależy niewiele, a już na pewno nie wysokość naszej emerytury. O tym ile (jeśli w ogóle) dostaniemy pieniędzy po zakończeniu pracy zadecydują ludzie, którzy prawdopodobnie jeszcze się nie urodzili.
06.05.2014 | aktual.: 28.01.2016 17:40
Trzydziestolatkowie, tacy jak ja, do wyboru między OFE i ZUS powinni podchodzić ze stoickim spokojem. Od tego, jaką podejmiemy decyzję, zależy niewiele, a już na pewno nie wysokość naszej emerytury. O tym, ile (jeśli w ogóle) dostaniemy pieniędzy po zakończeniu pracy, zadecydują ludzie, którzy prawdopodobnie jeszcze się nie urodzili.
W czerwcu tego roku wiek emerytalny osiągną mężczyźni urodzeni w styczniu 1949 r., pierwsi, którzy mogli zdecydować się na odkładanie części swoich oszczędności w OFE. Kiedy byli w moim wieku, nawet jeśli myśleli o emeryturze, to na pewno wyobrażali ją sobie zupełnie inaczej. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku - zgodnie z propagandą sukcesu - Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Za zachodnie pieniądze przeprowadzano liczne państwowe inwestycje, a zadłużenie kraju rosło lawinowo. Złośliwi powiedzieliby, że dziś jest podobnie.
Co się stało potem? Powstała Solidarność, wprowadzono stan wojenny, PRL przestał obsługiwać długi i tak naprawdę zbankrutował. Dalej nastąpiła zmiana systemu, pojawiło się bezrobocie, hiperinflacja zjadła większość oszczędności Polaków, pojawił się podatek PIT. Jeszcze później wstąpiliśmy do UE, a świat pogrążył się w największym kryzysie gospodarczym od kilkudziesięciu lat. W międzyczasie przez porodówki, szkoły i uniwersytety przetoczył się ostatni wyż urodzeń i spadliśmy w demograficzną przepaść, a dwa miliony rodaków wyjechało z kraju za chlebem. Nasz kraj przez niecałe cztery dekady zmienił się nie do poznania.
Rewolucyjne zmiany nie ominęły emerytur. Od czasu, gdy w 1999 r. ówcześni pięćdziesięciolatkowie podjęli decyzję, czy chcą przystąpić do OFE, politycy kilkukrotnie zmieniali zasady gry. Najpierw obcięli składkę przekazywaną do OFE o 2/3, potem wydłużyli wiek emerytalny, a na koniec przejęli ponad połowę oszczędności zgromadzonych w funduszach i przekazali je do ZUS. Teraz urodzony w 1981 r. minister pracy i o sześć lat starszy minister finansów każą Polakom wybierać: ZUS czy OFE. Skąd jednak brać pewność, że skutki naszej decyzji będą respektowane dłużej niż kilka lat?
Mam 29 lat, według obecnego stanu prawnego na emeryturę przejdę w 2052 r. Siedem lat wcześniej - jak wyliczyli naukowcy - ludzkość stworzy komputer dorównujący nam inteligencją. Bardzo prawdopodobne jest, że prędzej dożyję świata rodem z Matriksa niż doczekam się świadczenia z ZUS.
Nie da się ukryć, że rzeczywistość za bez mała 40 lat to wielka niewiadoma. Procesy gospodarcze, odkrycia naukowe i decyzje polityczne przyszłości boleśnie zweryfikują nasze dzisiejsze wybory inwestycyjne. Dotyczy to nie tylko kwestii ZUS czy OFE, ale również osób kupujących nieruchomości, gromadzących metale szlachetne czy lokujących środki w dzieła sztuki. Być może rację mają ci, którzy wzorem Waldemara Pawlaka inwestują w dzieci, a może lepiej jak minister Sienkiewicz postawić na państwowe. Pożyjemy, zobaczymy.
O przyszłości nic możemy powiedzieć na pewno. Oczywiście w żaden sposób nie przeszkadza to ZUS-owi w konstruowaniu skomplikowanych modeli do szacowania wysokości przyszłych świadczeń. Na oficjalnej stronie zakładu specjalny kalkulator podał mi, że w dniu przejścia na emeryturę dostanę 5 327,19 zł. To ja już bardziej wierzę w tego Matriksa.
Jan Bolanowski, redaktor serwisów finansowych WP.PL
PS. Wracając do wyboru między ZUS a OFE (bo coś wybrać trzeba), radzę rozważyć to zagadnienie z nieco innej perspektywy. Ponieważ w kwestii państwowych emerytur znajdujemy się w całości na łasce i niełasce polityków, okienko transferowe stanowi wyjątkową okazję na wyrażenia swojego zdania i pokazanie, że nie można bezkarnie zmieniać zawartych ze społeczeństwem umów. Obecny rząd założył domyślność ZUS, licząc na to, że większości Polaków nie będzie się chciało ruszyć z fotela i pójść do urzędu. Może więc warto zrobić mu na przekór?
Czytaj także: Podatki jak strzyżenie owiec »