Europejskie rekordy i amerykańskie rozczarowania
Początek piątkowego handlu wyglądał bardzo optymistycznie. WIG20 z werwą zbliżył się do poziomu 2500 pkt. i przez moment sprawiał nawet wrażenie, że ten słaby tydzień uda się zakończyć silnym popytowym akcentem.
13.08.2010 17:55
Tak wyglądała sytuacja z perspektywy indeksu, ale w praktyce ta nadzwyczajna siła rynku sprowadzała się do dwóch dużych spółek – KGHM i PZU. Pierwsza rosła przez dzisiejsze wyśmienite wyniki, a druga zyskiwała jeszcze na podstawie ostatniej rekomendacji Golmana. Te dwa walory choć bardzo silne nie zdołały jednak sprowokować do większych zakupów. W konsekwencji rynek zjechał na kosmetyczne minusy i ugrzązł na tych poziomach do zamknięcia. Ekscytować się zmianami rynku można było tylko do południa, ponieważ później indeks w zasadzie kreślił płaską linię tuż powyżej granicy wczorajszych minimów.
Spadkom nie oprały się również rynki europejskie choć dane przychodzące z tej części świata były wyjątkowo bycze. Wzrost PKB w Europie w drugim kwartale sięgnął aż 1 proc. podczas gdy oczekiwano tylko 0,7 proc. Ten doskonały wynik nie zmienił obrazu rynkowej sytuacji, głównie przez to, że już wcześniej szeroko komentowano możliwy wyższy wynik. Ciekawostką był fakt, że niemiecka gospodarka rosnąc o 2,2 proc. w okresie kwiecień-czerwiec rozwijała się najszybciej od czasu zjednoczenia Niemiec. Tak duży wzrost gospodarki wynikał głównie z poprawy w eksporcie i budownictwie, co się chwali, ale oba segmenty są obecnie dość niepewne. Wzrost ilości wysłanych towarów za granicę w drugim kwartale wynikał ze słabego euro i opiera się na amerykańskim i chińskim konsumencie. A z kolei budownictwo na wiosnę nadrabiało straty po srogiej zimie. Jak widać żaden z tych czynników nie może być uznany za trwały i niezmienny, więc trudno oczekiwać żeby w kolejnych miesiącach wpływały równie pozytywnie.
Po drugiej stronie oceanu dzisiejsza sytuacja wyglądała znacznie gorzej. Dane z USA były nawet blisko tych radosnych z Europy. Co prawda zawsze można tłumaczyć, że zgodnie z publikacjami sprzedaż detaliczna w lipcu w Stanach wzrosła i to aż o 0,4 proc., a w ujęciu bez samochodów o 0,2 proc., ale negatywnych informacji płynących z tych odczytów było nie mało. Przede wszystkim były one słabsze od prognoz, a ponadto po nieoczekiwanym spadku sprzedaży w czerwcu to odbicie na pewno nie było na tyle dobre by mówić o nim jako o odradzającym się popycie. Jeżeli już szukać pozytywów to we wstępnym odczycie indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan, którego wartość była wyższa niż rynkowy konsensus.
Takie rozwarstwienie danych fundamentalnych nie znalazło odzwierciedlenia w notowaniach. Rynki solidarnie spadały, a gracze są ewidentnie skołowani nadchodzącymi informacjami. Teoretycznie w Europie jest dobrze, ale ja tu wierzyć w dalszą poprawę, jak FED mówi, że jest źle i niepewnie, a może być gorzej. Rozwiązaniem takiego dylematu jest proste czekanie na rozwój sytuacji i przyszłe dołączenie się do wygenerowanego ruchu. Na to właśnie czeka WIG20 szorując granicę górnego poziomu opuszczonej dwa tygodnie temu konsolidacji przy 2440 pkt. To świetne miejsce na odbicie gdy byki zaatakują globalnie i doskonałe miejsce dla niedźwiedzi, które przy małej pomocy są w stanie zrzucić indeks do lipcowych minimów. Wojna nerwów trwa dalej…
Paweł Cymcyk
A-Z Finanse