Giełda leci w dół... kolejny dzień
Na światowych parkietach kolejny dzień spadków. Wczoraj na zamknięciu WIG20 był o 2,95 proc. poniżej porannego otwarcia. Niedźwiedzie dominowały także na giełdach w USA i Azji. A złoty?
21.05.2010 | aktual.: 24.09.2010 15:36
Zamknięcie amerykańskich giełd nie nastraja optymistycznie. Nasdaq zmniejszył się o 94,36 pkt., czyli 4,11 proc. Indeks 30 najważniejszych amerykańskich przedsiębiorstw Dow Jones Industrial Average stracił 376,36 pkt., czyli 3,60 proc., i zakończył dzień na poziomie 10 068,01 pkt.
Niedźwiedzie dominują także na japońskim Nikkei, na półgodziny przed zamknięciem tamtejszy indeks jest o 2,6 proc. poniżej otwarcia.
Wyprzedaż akcji trwała wczoraj na wszystkich europejskich parkietach. Największa przecena, o 4,02 proc., miała miejsca na praskiej giełdzie. We Francji notowania spadły o 3,6 proc.
- Na rynkach akcji nerwowo było jeszcze w trakcie handlu w Europie. Sprzedaż przez Hiszpanię obligacji za kwotę 3,5 mld EUR to było zbyt mało aby zachęcić inwestorów do kupna akcji. Przecena nabrała tempa po słabszych danych makroekonomicznych z USA - opisuje w porannym komentarzu Przemysław Kwiecień główny ekonomista X-Trade Brokers.
A co w Polsce?
Wczoraj na zamknięciu WIG20 był o 2,95 proc. poniżej porannego otwarcia. Dzień zakończył się na GPW na poziomie najniższym od 26 lutego. A to wszystko przy wysokich obrotach, które przekroczyły 2,5 miliarda.
Dzisiaj WIG 20 na otwarciu sesji wyniósł 2305,30 pkt, czyli 0,80 proc. więcej niż wynosiło wczorajsze zamknięcie.
Analitycy nie mają dobrych wiadomości dla byków. Dlaczego rynek miałby dalej spadać?
- Po pierwsze korporacje amerykańskie osiągają sporą część zysków w innych walutach niż dolar. Gwałtowne umocnienie dolara w ostatnim czasie oznacza, że w kolejnych kwartałach zyski szczególnie tych największych spółek mogą być niższe w przeliczeniu na dolary ze względu na różnice kursowe. Po drugie problemy fiskalne w rozwiniętych krajach europejskich i związana z tym konieczność cięć budżetowych będą miały negatywny wpływ na wzrost gospodarczy na całym świecie - opisuje w komentarzu Wojciech Smoleński, analityk IDMSA.
A złoty?
Na rynku walutowym obserwowaliśmy duże wahania. Po wczorajszych dużej przecenie złoty się umacnia. Frank wczoraj o 13 kosztował nawet 2,95 zł. Dziś rano trzeba za niego zapłacić 2,83 zł. Za euro trzeba zapłacić 4,13 zł, za dolara 3,27 zł.
Po południu Polska waluta była słabsza. O 16:40 za euro trzeba było zapłacić 4,16 zł, za dolara 3,37 zł, a za franka 2,92 zł.
Na kurs złotego wpływ mają interwencje Ministerstwa Finansów. - W czwartek Bank Gospodarstwa Krajowego sprzedawał euro (spekuluje się o sumie 50-100 mln euro), gdy kurs EUR/PLN zbliżył się do 4,20 zł. W sposób automatyczny takie transakcje są identyfikowane z decyzjami Ministerstwa Finansów o wymianie walut. Samo Ministerstwo ich nie skomentowało, ale w komunikacie napisało, że ma ono możliwość sprzedaży walut na rynku i może z tej możliwości skorzystać, gdy złoty będzie się silnie osłabiał bez fundamentalnych przyczyn - opisuje w komentarzu Marcin R. Kiepas, analityk X-Trade Brokers.
Marcin R. Kiepas zauważa, że zupełnie oficjalnie natomiast interweniował na rynku EUR/JPY, tyle że werbalnie, minister finansów Japonii Naoto Kan, wskazując na nadmierne umocnienie jena. W odpowiedzi na te działania euro w relacji do jena wspięło się z 111,35 do 114,38.
O interwencję na rynku walutowym podejrzewa się także Narodowy Bank Szwajcarii, spekuluje się również o interwencji EBC.
Wpływ na wcześniejsze osłabienie się polskiej waluty miały m.in. negatywne nastroje na rynkach i zwiększona awersja do ryzyka.
- Zasadnicza przyczyna przeceny polskiej waluty pozostaje niezmienna – nad rynkami globalnymi wisi widmo europejskiego kryzysu zadłużenia, bez konkretnej perspektywy na rozwiązanie. Mimo drobnych pozytywnych sygnałów, jak sprzedaż obligacji przez Hiszpanię, rynki szukają przede wszystkim pretekstu do przeceny, a takim był w tym tygodniu zakaz krótkiej sprzedaży wprowadzony w Niemczech - informował wczoraj w komentarzu Przemysław Kwiecień.
Na notowania nie miały wpływu, opublikowane wczoraj przez GUS, dane o produkcji przemysłowej, która w skali roku wzrosła o 9,9 proc.
- Pomimo znaczącego wzrostu cen producenta relacji do marca (+1,2%) rynek nie zareagował na dane. Szybszy wzrost cen producenta to przede wszystkim efekt drożejących surowców przemysłowych. Polskie dane makroekonomiczne nie będą miały w najbliższym czasie większego wpływu na rynek złotego, który zdominowany jest wpływem rynków globalnych - opisuje Przemysław Kwiecień.
Dominacja niedźwiedzi na rynku akcji to największe zagrożenie dla notowań polskiej waluty. Przedłużająca się spadki mogą spowodować odpływ pieniędzy z rynków wschodzących, czyli także z Polski.
- Takie przekonanie może nabrać mocy, jeśli europejskim problemom zaczną towarzyszyć słabsze dane makroekonomiczne - przekonuje Przemysław Kwiecień.
Jan Kaliński
Wirtualna Polska