Glamping, czyli camping w wersji glamour. Estetycznie zachwyca
Niby camping, a jednak luksusy. Stąd też nazwa, bo "glamping" to zlepek słów camping i glamour. To też nowy hit Instagrama. Co to oznacza w praktyce? Wybrałam się na jedną noc do Kimura Glamping w podwarszawskich Markach właśnie po to, aby przekonać się na własnej skórze.
16.08.2019 | aktual.: 16.08.2019 12:07
Jak większość trendów, tak i ten przywędrował do nas z Zachodu. Jak powiedziała mi Lia Kimura, założycielka Kimura Glamping (który właśnie przeżywa swój pierwszy sezon), miejsce powstało z czystej potrzeby jej i partnera. Zaledwie 2 lata wcześniej próbowali zarezerwować tego typu nocleg, znaleźli jedynie 2 obiekty, oba z zapełnionymi rezerwacjami na długie miesiące do przodu.
Podobnych miejsc jest już w Polsce więcej – ok. 10. Wygląda na to, że Polacy bardzo polubili tego typu wypoczynek, bo chętnych (szczególnie w weekendy) nie brakuje. W części obiektów w sezonie wakacyjnym nie da się zrobić rezerwacji krótszej niż na tydzień.
Kimura Glamping jest o tyle wyjątkowy, że znajduje się naprawdę blisko miasta – w podwarszawskich Markach. Mimo to, dojeżdżając na miejsce, czujemy się co najmniej jakbyśmy pojechali gdzieś w okolice Mazur. Cisza, spokój i morze zieleni.
Na tour po tym glampingu zapraszam na live’a, który był na naszym facebookowym fanpage’u:
Jeżeli macie ochotę wybrać się w to miejsce, na początek od siebie mam małą radę – uważajcie na nawigację Google Maps. Mnie poprowadziła przez leśną drogę, która kończyła się zamkniętym odcinkiem. Później nawigacja próbowała mnie kierować przez ulice, których de facto nie ma.
Tędy prowadziła mnie nawigacja Google. Planując swoją podróż polecam jechać jednak przez Marki, a nie od strony lasu.
Na szczęście koniec końców udało mi się dotrzeć na miejsce. Okazuje się, że nie jestem pierwszą osobą, którą nawigacja wyprowadziła w las (dosłownie). Dowiaduję się od Lii, że problem jest im znany i próbują coś z tym zrobić.
Po przyjeździe zostałam zaprowadzona do swojego namiotu (jednego z czterech). Zostawiłam rzeczy i udałam się z Lią na krótkie oprowadzanie po obiekcie.
Całość nie jest duża – zgodnie z zamysłem jest klimatycznie i kameralnie. Znajdziemy tu małe kino z leżakami pod chmurką, strefę SPA z balią i wanną, miejsce na masaże, altankę z grillem, zagrodę z kurami czy huśtawkę na drzewie.
Miejsce jest zupełnie nowe – jeszcze niedawno był tu wybieg dla koni. Poza samym glampingiem znajdziemy tuż obok salę eventową Cicha23 oraz nową stajnię (dokąd przeniesiono konie). Całość powstała w miejscu starej ceglarni.
Ale przejdźmy do samego glampingu. Co to, z czym to się je? Zamiast tradycyjnego namiotu campingowego mamy taki w wersji "glamour". W środku znajdziemy wygodne łóżko, a poza nim takie udogodnienia jak: kanapa, lodówka, czajnik, ekspres do kawy, lustro czy mała płyta grzewcza z patelnią. Przy łóżku czekała na mnie butelka prosecco i dwa kieliszki (co prawda przyjechałam sama, ale zawsze mogę nalać sobie wino do dwóch i udawać, że jest inaczej).
Jak wygląda kwestia łazienki w przypadku campingu w wersji glamour? Z tyłu namiotu jest przejście do części kąpielowej. Jest tutaj prysznic i umywalka pod chmurką w otoczeniu roślinności. Zamiast zwykłej kratki odpływowej są ułożone kamyczki.
Toalety są wspólne dla całego glampingu. Ale niech was to nie zmyli – to nie są tradycyjne sławojki.
Jak przystało na glamour camping – toalety są "normalne". Wydaje mi się, że na szczególną uwagę zasługuje ciekawy uchwyt na papier w postaci gałęzi.
Do dyspozycji dostałam też mini taras przy moim namiocie, z którego rozpościera się widok na większość terenu, w tym kino letnie i specjalną strefę kąpielową.
Co można robić na glampingu? Przede wszystkim relaksować się, cieszyć się samotnością (lub drugą osobą, w zależności czy wolimy przyjechać sami, czy z kimś), czytać książki (nawet jeżeli sami nie wzięliście żadnej, to na glampingu znajdziecie ich spory wybór), a przede wszystkim korzystać z doznań estetycznych.
Nie ukrywajmy – glamping to po prostu millenialsowy sen z Instagrama przeniesiony do prawdziwego życia. Wszystkie szczegóły są dopracowane w 100 procentach. Tak naprawdę najlepiej położyć się w plecionym hamaku i po prostu cieszyć oko rustykalną estetyką.
Posiłek możemy zjeść na świeżym powietrzu. Można przywieźć własny prowiant, pod altanką znajduje się też grill elektryczny, ale można też coś zamówić z pobliskiej restauracji – menu jest w namiotach.
W strefie kąpielowej możemy skorzystać z drewnianej balii opalanej drewnem, obok jest też wanna, gdzie możemy się np. schłodzić.
Po więcej zdjęć z tego niesamowitego miejsca zapraszam was do galerii poniżej:
Na śniadanie możemy zamówić specjalny koszyk, który znajdziemy przy wejściu do naszego namiotu. Wiem, że to nic wielkiego, jednak ja bardzo doceniam takie szczegóły i jest to dla mnie coś super fajnego. Jeżeli chodzi o samo śniadanie, to dla każdego znajdzie się coś dobrego – ja zjadłam m.in. jagodziankę i jogurt z musli i owocami. Poza tym dostałam jeszcze bagietkę, ser żółty, szynkę, ser brie, miód, owoce, pomidora, rzodkiewki, masło, serek kanapkowy i sok pomarańczowy.
Dla kogo jest glamping? Dla wszystkich tych, którzy lubią bliskość z naturą, ale jednocześnie nie są fanami niewygodnych namiotów, brudnych, przepełnionych łazienek i braku udogodnień współczesnej cywilizacji. Na pewno jest to też dla osób wrażliwych na estetykę miejsca i doceniających detale. Odnajdą się tu też ci, którzy szukają ucieczki od zgiełku kurortów – na glampingach z reguły jest co najwyżej parę namiotów i raczej nie ma miejsca na głośne zachowania. Wszak wszyscy przyjeżdżają w podobnym celu.
Cena? Miejsce miejscu nierówne, ale w tym wypadku jest to 600-700 zł za namiot (w środku może być z reguły do czterech osób). Tak jak wspominałam, często miejsca zastrzegają sobie, że w sezonie wakacyjnym nie wynajmują namiotów na krócej niż np. tydzień, ale tutaj nie ma tego problemu – możemy przyjechać nawet na jedną noc. Idealny pomysł na romantyczny wypad na weekend, nawet jeżeli nie mamy dużo czasu - z Warszawy dojazd to zaledwie ok. 20 minut.
Nawet gdybym bardzo chciała się do czegoś przyczepić, to naprawdę trudno mi znaleźć coś rzeczywiście istotnego (poza ceną, która jest wysoka – ale wiemy co za to dostajemy). Jest cisza i spokój, słychać odgłosy dzikich ptaków. Nawet deszcz w nocy nie był dla mnie przeszkodą – akurat bardzo lubię ten dźwięk. O bezpieczeństwo też nie musimy się martwić, teren jest zamknięty, a w nocy jest obchód ochroniarza po okolicy.
Ja na pewno jeszcze tu wrócę, tylko już z wyłączonym telefonem i bliską osobą, żeby w pełni cieszyć się pobytem w pięknym otoczeniu.
Spotkaliście się już osobiście ze zjawiskiem glampingu? Dajcie znać na dziejesie.wp.pl