Gorszy sort na sklepowych półkach. Kolejne kraje mają dość
Kto nigdy nie spotkał się z opinią, że "chemia z Niemiec" czyści lepiej, niż ta dostępna w Polsce, ręka do góry. Okazuje się, że takie spostrzeżenia mają nie tylko Polacy. Problem dostrzegła już Bruksela, ale w naszym kraju nadal brakuje pieniędzy na porządne testy konsumenckie.
20.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 18:51
Jak Polska szeroka, na każdym bazarze jest przynajmniej jedno takie stoisko. Niemieckie proszki do prania, płyny do płukania czy mleczka do szorowania można kupić też z obwoźnych stoisk albo w wyspecjalizowanych sklepach.
To nie tylko polski problem. We wtorek litewska Państwowa Służba Kontroli Żywności i Weterynarii opublikowała wyniki badań, z których wynika, że 23 z 33 zbadanych produktów znanych marek nabytych na Litwie i w Niemczech różnią się składem, smakiem i kolorem. Czy ktoś ma wątpliwości, które artykuły były lepsze? - Skład artykułów spożywczych sprzedawanych na Litwie jest gorszy - mówi litewski minister rolnictwa Bronius Markauskas.
Tym samym Litwa dołączyła do innych państw z naszego regionu, które przebadały produkty dostępne w sklepach na swoim terenie. Zrobiły to już Bułgaria, Słowenia, Czechy, Węgry, a w najbliższym czasie wyniki ma opublikować także Chorwacja.
W Polsce badania porównawcze prowadzi m.in. Fundacja Pro-Test. Poddała im właśnie proszki do prania. - Oddaliśmy do laboratorium proszki tych samych producentów sprzedawane na różnych rynkach - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Joanna Wosińska z Pro-Test. - Okazało się, że niektóre różnice widać na pierwszy rzut oka, nawet przed przeprowadzeniem badań - dodaje.
Te różnice dotyczyły przede wszystkim składu i dawkowania. Proszku z niemieckiego sklepu można użyć znacznie mniej niż polskiego. Dla przykładu: robiąc pranie w Polsce, Czechach, Słowenii, Rumunii czy na Węgrzech, musielibyśmy nasypać do pralki 100 g proszku Ariel. Francuzi czy Belgowie potrzebują 95 g, a Niemcy - 75 g. Podobnie w przypadku proszku Persil.
- Okazało się też, że zachodnie proszki są delikatniejsze dla tkanin, niż te sprzedawane w Polsce - mówi Joanna Wosińska. Zastrzega jednocześnie, że to badania sprzed kilku lat. Nowszych niestety nie ma.
Rzeczniczka Federacji Konsumentów Longina Lewandowska-Borówka tłumaczy, że na duże, szeroko zakrojone badania konsumenckie po prostu brakuje pieniędzy. - Takie badania mają określoną metodologię, muszą też być niezależne, czyli nie mogą być prowadzone przez żadnego z producentów - wyjaśnia.
- Chcielibyśmy takie badania przeprowadzić. Ale po prostu nie ma na to środków - tłumaczy.
Problem dostrzegła Komisja Europejska. Chce opracować nowe regulacje dotyczące "podwójnych standardów jakości żywności". Mają one mieć zastosowanie przy sprzedaży artykułów spożywczych na wschodzie i zachodzie UE. Bada także skalę problemu i chce te badania zakończyć w przyszłym roku.
Twarde stanowisko wobec takich "podwójnych standardów" zajmuje unijna komisarz Věra Jourová, która w Komisji Europejskiej odpowiada za sprawiedliwość, sprawy konsumenckie i równość płci. - Widzimy rosnące niezadowolenie ludzi, którzy uważają, że muszą jechać za granicę, by kupić paluszki rybne zawierające mięso z ryby albo sok pomarańczowy zawierający pomarańcze. Frustracja narasta i powinniśmy temu przeciwdziałać - twierdzi.
Jak pisze brytyjski "Guardian", różnice w takich samych produktach na różnych rynkach zauważono dotąd w przypadku takich gigantów jak Lidl, Pepsi, Spar, Coca-Cola. W Polsce ostatnio głośno było o sieci drogerii Rossmann. Jedna z klientek zarzuciła firmie stosowanie podwójnych standardów i wysłała pismo w tej sprawie do UOKiK.
Przykłady? Mydło w płynie Isana o pojemności 500 ml kosztuje w Niemczech 2,35 zł a w Polsce 3,49 zł, mimo że to polskie ma 16 składników, a niemieckie 19. Polskie jest więc gorszej jakości a droższe. Nie inaczej rzecz się ma w przypadku peelingu kremowego Alterra i kilku innych produktów.
Zobacz także
Tłumaczenie producentów jest na ogół podobne. Otóż różnice w produktach sprzedawanych na różnych rynkach mają być wynikiem różnych preferencji konsumentów. Rossmann natomiast tłumaczył, że w drogeriach sieci w Polsce jest znacznie więcej promocji, niż w niemieckich.