Handlowcy są pilnie poszukiwani
Nawet w czasach kryzysu, który daje się we znaki przedsiębiorcom i pracownikom, są firmy, które chcą zwiększać zatrudnienie.
23.11.2008 10:48
Jak ustaliła nasza gazeta, tylko w kilkunastu dużych firmach z branż spożywczej, informatycznej i telekomunikacyjnej znajdzie pracę w przyszłym roku co najmniej 6 tys. osób, ale we wszystkich branżach przybędzie ok. 15 tys. nowych pracowników.
Liderów jest kilku. Chiński koncern Lenovo produkujący komputery w fabryce w Legnicy tylko w przyszłym roku chce zatrudnić ok. 500-600 osób, przede wszystkim techników produkcji i inżynierów. Hewlett-Packard z kolei zatrudni 800 osób w ciągu trzech lat we wrocławskim centrum usług. Wreszcie Cadbury, znany producent słodyczy, cukierków i gum do żucia, przyjmie od zaraz do pracy w fabrykach w Bielanach Wrocławskich i Skarbimierzu 300 osób.
W branży spożywczej chętnie zatrudnia sieć delikatesów Piotr & Paweł. Jeszcze w tym roku szefowie sieci chcą ściągnąć do pracy w supermarketach w Toruniu, Płocku, Wrocławiu i Lesznie 250 osób, m.in. sprzedawców, kasjerki i magazynierów. Pracowników szuka także niemiecka sieć Aldi. Zdaniem ekspertów pomimo kryzysu zawsze będą potrzebni inżynierowie, informatycy i handlowcy, ale także pracownicy fizyczni, spawacze i monterzy. Firmy w pierwszej kolejności tną zatrudnienie w działach marketingu i PR, ale starają się jednocześnie zwiększać zatrudnienie w działach sprzedaży. Kryzys powoduje, że firmy pilnie szukają fachowców od sprzedaży.
Analitycy rynku pracy dowodzą, że Polska ma wielką przewagę nad krajami Europy Zachodniej, bo dysponuje nawet 50-60 proc. tańszą siłę roboczą. Koncerny międzynarodowe, które zamykają swoje zakłady lub tną produkcję za granicą, w Polsce otwierają nowe fabryki i szukają ludzi. Dobrym przykładem jest niemiecki koncern chemiczny BASF. Szefowie firmy poinformowali w środę, że zamykają tymczasowo 80 zakładów na świecie, a w około 100 ograniczą produkcję.
Jednocześnie w tym samym tygodniu zapowiedzieli, że jeszcze w tym roku zainwestują kilka milionów euro w budowę fabryki zapraw suchych w Śremie koło Poznania. Znajdzie tam zatrudnienie 40 pracowników. Koncern ma już jeden zakład w Polsce, w Myślenicach koło Krakowa produkowane są dodatki do betonu. Szefowie koncernu przyznali, że zapotrzebowanie na chemię budowlaną w Polsce rośnie systematycznie i spółce zależy na wysoko wykwalifikowanych pracownikach i know-how.
Specjalistów szuka też japoński koncern NIDEC - za 56 mln zł uruchomi zakład produkcji napędów do szyberdachów i siedzeń samochodowych. Zatrudni 500 osób. W Europie Zachodniej nie opłacałoby się Japończykom otwierać fabryki.
Nic więc dziwnego, że Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych i europejskie instytucje finansowe nie spodziewają się, mimo spowolnienia gospodarczego na świecie, załamania napływu inwestycji zagranicznych do Polski. Wręcz przeciwnie, według Deutsche Bank i Economist Intelligence Unit napływ inwestycji w tym roku może być niższy niż w poprzednim, ale w kolejnych latach powinien wzrosnąć. Deutsche Bank prognozuje, że w 2008 roku wartość inwestycji zagranicznych wyniesie 19 mld dolarów, a w 2009 już 21,5 mld. Z kolei EIU szacuje, że w bieżącym roku napłynie do Polski 12,0 mld dolarów, a w przyszłym już 12,6 mld. Wygląda więc na to, że zawierucha na rynkach światowych nie uderzy w Polskę z tak ogromną siłą jak w kraje Europy Zachodniej. Eksperci od rynku pracy twierdzą, że na obecnej sytuacji zyskają utalentowani samorządowcy, którzy umiejętnie wabią inwestorów.
Choć wiele polskich firm daje sobie radę w trudnych czasach, dane ekonomiczne nie dają powodu do satysfakcji ani pracodawcom, ani pracownikom. W październiku zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się jedynie o 3,6 proc. w ujęciu rocznym, podczas gdy jeszcze we wrześniu wzrost był ponad 4,1 proc. Zdaniem większości ekonomistów wzrost płac w przyszłym roku wyniesie 6-7 proc., a więc będzie zbliżony do wzrostu wydajności pracy. I o blisko połowę niższy niż w tym roku.
Z Katarzyną Radecką z firmy doradztwa personalnego Manpower rozmawia Joanna Ćwiek
W jaki sposób firmy w Polsce reagują na kryzys? Czy rozpoczęło się już zwalnianie pracowników?
Firmy na razie obserwują sytuację na rynku i starają się nie wykonywać żadnych nerwowych ruchów. Jak na razie zaobserwowałam mniejsze zapotrzebowanie na pracujących przy taśmie produkcyjnej i magazynierów.
A banki?
Nie zauważamy zwolnień w sektorze bankowym. Wiemy jednak, że niektóre banki rozważają zamknięcie mało rentownych oddziałów. Niewykluczone, że pociągnie to za sobą zwolnienia.
Co się dzieje w sektorze budowlanym? Do tej pory firmy budowlane zatrudniały wszystkich, którzy się do nich zgłaszali.
To prawda, do tej pory co trzecia firma budowlana deklarowała chęć zwiększenia zatrudnienia. Teraz pracodawcy nie są już takimi entuzjastami. Ale jak będzie w przyszłym roku, będziemy wiedzieć dopiero w grudniu, kiedy będziemy mieli wyniki najnowszego badania.
Kto mimo kryzysu nie ma problemów ze znalezieniem pracy?
Na pewno nie mogą narzekać przedstawiciele handlowi, inżynierowie i specjaliści IT.
*W których branżach jest jeszcze bezpiecznie? *
We wszystkich. W Polsce sytuacja jest w miarę stabilna. Świadczy o tym np. to, że nadal w miarę pewną pracę mają pracownicy sektora finansowego, bankowego i ubezpieczeniowego.
POLSKA Dziennik Zachodni
Tomasz Ł. Rożek, Magdalena Olczak