Hipermarkety próbują odbić rynek z rąk dyskontów
Ekspansja dyskontów pozostaje największym wyzwaniem dla hipermarketów i mniejszych sklepów. Metodą na ograniczenie ich dominacji jest m.in. franczyza, obniżanie cen i cięcie kosztów. Wielkie sieci handlowe na razie nie muszą martwić się o wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę, bo dwa projekty w tej sprawie przepadały w Sejmie.
29.04.2014 | aktual.: 29.04.2014 08:42
- Hipermarkety mają spośród wszystkich rodzajów sklepów największe zadanie do wykonania i realizują je przez politykę cenową i zmianę asortymentu, dostosowanie się do klienta - podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji oraz dyrektor przedstawicielstwa Metro AG w Polsce (właściciel m.in. Makro Cash&Carry, Media Markt). - Tak naprawdę mamy asortyment na dwóch poziomach. Ten najniższy, najtańszy, jak również ten delikatesowy - najwyższa półka. I na oba asortymenty mamy duże zapotrzebowanie wśród konsumentów polskich.
Juszkiewicz podkreśla, że wszystkie hipermarkety przyjęły bardzo mocną politykę obniżania cen do takiego poziomu, by były one porównywalne do dyskontów.
- Udział dyskontów w sprzedaży FMCG [towarów szybko zbywalnych - red.] to około 20 proc. Ten udział jest bardzo duży, a jednocześnie przyrost jest bardzo szybki. Polskie małe sklepy stawiają czoła dyskontom poprzez systemy integrujące, w które wchodzą poprzez systemy franczyzowe z dużymi hurtowniami i hurtowniami Cash&Carry - tłumaczy prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Juszkiewicz dodaje, że w Polsce wciąż jest miejsce na nowe sklepy. Zdecydowanie większy potencjał rozwoju mają mało- i średniopowierzchniowe sklepy. Typ powstających obiektów zależy w dużej mierze od wielkości miasta, a nie od jego położenia. Większe miasta to większy potencjał dla hipermarketów.
- Cały czas trwa konsolidacja na rynku, czyli wszystkie przedmioty mniejsze czy większe łączą się ze sobą - dodaje Juszkiewicz. Podkreśla, że cała branża szybko się modernizuje: - Jeśli chodzi o nowe technologie, to przede wszystkim obsługa klienta, smartfony i wszelkie możliwe inne płatności mobilne. Mamy również propozycję w postaci kas samoobsługowych.
Nowoczesne rozwiązania pojawiają się także w łańcuchu dostaw. Polacy coraz chętniej kupują też produkty pod marką własną sieci handlowych. Juszkiewicz podkreśla, że firmy wykorzystują to, oferując produkty pod marką własną we wszystkich kategoriach - od najdroższych po najtańsze. Ich jakość jest jednak zwykle bardzo wysoka.
Rozwój tej części handlu zostałby jednak zahamowany, gdyby wprowadzone zostały regulacje zakazujące sprzedaży w niedziele. Za takim prawem opowiadają się posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz katolickie organizacje społeczne i organizacje zrzeszające małe sklepy. Te ostatnie zyskałyby na zmianie prawa, bo ich właściciele mogliby - podobnie jak dziś w 12 ustawowo wolnych od pracy dni świątecznych - samemu stanąć za ladą. W niedziele nie mieliby konkurencji.
Jednak w marcu Sejm odrzucił głosami większości posłów koalicji oraz lewicy dwa niemal identyczne projekty ustawy. Juszkiewicz podkreśla, że dla branży handlowej jako całości taki zakaz oznaczałby wielkie straty. Obroty sklepów spadłyby o 4-12 proc., co oznaczałoby utratę kilku miliardów złotych rocznie. Największymi przegranymi byliby jednak pracownicy.
- Najwyższy odsetek strat będziemy odnotowywać na rynku pracy. To dla nas oznacza zwolnienia nawet do 50 tys. osób w całej branży - ocenia Juszkiewicz.