Historia Czerwonej Torebki
Wielkopolski biznesmen Mariusz Świtalski po giełdowym sukcesie Żabki, stworzył Czerwoną Torebkę. Miał być kolejny hit, ale inwestorzy okazali się nieufni. Kto wie, co by z tego przedsięwzięcia wyszło, gdyby nie Alior Bank…
16.11.2014 | aktual.: 16.06.2015 11:21
Tę historię należy zacząć od Alior Banku, który wchodząc w 2008 r. na rynek, miał bardzo trudne zadanie. Sektor usług bankowych w Polsce był już nasycony, a najlepsi klienci instytucjonalni podzieleni przez banki działające od polskiego pochodzenia, Hélène Zaleski, szefowa Rady Nadzorczej banku, a zarazem córka właściciela postawiła przed zarządem poprzeczkę bardzo wysoko. Fundusz Zaleskich inwestując400 mln euro w Polsce chciał szybko zobaczyć zbudowaną sieć placówek, odpowiednio wysoki poziom zebranych depozytów oraz wypełniony portfel kredytowy banku.
Dlatego w zarządzie Aliora pierwsze skrzypce grali: niezwykle zdolny, skuteczny i głodny sukcesu bankowiec Wojciech Sobieraj oraz Cezary Smorszczewski. Ten drugi w trakcie kariery m.in. w PGNiG, banku BPH oraz innych korporacjach wyrobił sobie opinię sprawnego menedżera z głową pełną pomysłów. Gdy w 2007 r. Smorszczewski trafi ł do Alior Banku, na jego CV nie ciążyła jeszcze fatalna w skutkach transakcja przejęcia litewskiej rafinerii Możejki z 2005 r., którą przeprowadził wraz z ówczesnym prezesem Orlenu, Igorem Chalupcem (państwowy PKN Orlen stracił na niej blisko 1,5 mld dolarów).
Jak Alior wyłożył 50 mln zł
Smorszczewski z zapałem zabrał się za tworzenie nowego banku od podstaw. Trzeba przyznać, że potrafi ł to robić. Alior dzięki widowiskowej akcji marketingowej zebrał sporo depozytów, w grudniu 2012 r. ponad 2 mld zł zarobił z debiutu na giełdzie, a działo się to w czasie kryzysu finansowego i poważnych problemów z pozyskaniem kapitału dla wielu fi rm. Nic dziwnego, że Smorszczewski stał się dla swych znajomych z biznesu wyjątkowo cennym kontaktem. Decydował o przyznaniu największych kredytów przez Alior i podpisywaniu umów o współpracy. To m.in. dzięki Smorszczewskiemu 80 mln zł kredytu w Aliorze dostał aresztowany niedawno przez ABW Marek Falenta, bohater afery podsłuchowej. Również dzięki Cezaremu Smorszczewskiemu zdobyła finansowanie nowa spółka znanego biznesmena z Poznania, Mariusza Świtalskiego.
Alior Bank od początku towarzyszył przedsięwzięciu Mariusza Świtalskiego o nazwie Czerwona Torebka. Placówki Alior Express znalazły się w pasażachCzerwonej Torebki, mimo że ich lokalizacje nie były zbyt atrakcyjne. Na stronie internetowej Czerwonej Torebki możemy się dowiedzieć o pożyczkach w Alior Banku, który finansował w dużej mierze nowy biznes Świtalskiego, udzielając kredytu na 50 mln zł w styczniu 2013 r., a dwa miesiące później emitując obligacje Czerwonej Torebki. Łącznie Świtalski ma w Aliorze linię kredytową na ponad 100 mln zł. Te dobre relacje z Aliorem są zapewne zasługą osoby mającej głos decydujący w Czerwonej Torebce w sprawach strategicznych i nie jest nią bynajmniej prezes fi rmy. Świtalski od dawna stawia przede wszystkim na lojalność w swoim zespole. Dlatego, poza jedną osobą, brakuje tam znanych nazwisk z rynku.
Ta jedna znana szerzej osoba to członek rady nadzorczej Czerwonej Torebki, finansista i bankier inwestycyjny Przemysław Aleksander Schmidt (doradza najpotężniejszym polskim biznesmenom, jak chociażby Zygmunt Solorz-Żak). To prawdopodobnie jego znajomość ze Smorszczewskim pozwoliła zacieśnić finansowe relacje Czerwonej Torebki z Aliorem. Było to o tyle istotne, że projekt od początku wydawał się ryzykowny…
Deweloperskie początki
Dlaczego finansowe relacje Alior Banku z Czerwoną Torebką mogą budzić wątpliwości? Żeby to zrozumieć, trzeba prześledzić genezę powstania Czerwonej Torebki i jej strukturę właścicielską. Otóż w 2007 r. Mariusz Świtalski zainkasował 250 mln zł po sprzedaży sieci sklepów Żabka czeskiemu funduszowi Penta Investment. Większość swych kapitałów zainwestował w nieruchomości, gdzie już wcześniej zgromadził spory bank gruntów (m.in. poznańskie Naramowice oraz tereny wzdłuż Warty do Mosiny). Część pieniędzy Świtalski zainwestował też na giełdzie, gdzie już wcześniej był obecny (posiadał np. prawie 10 proc. pakiet akcji funduszu Capital Partners SA sprzedany w marcu 2004 r.).
W 2009 r. Mariusz Świtalski stworzył firmę Czerwona Torebka, która zarabiała na wynajdywaniu nieruchomości portugalskiemu Jeronimo Martins (sieć dyskontów Biedronka), czasem na ich wynajmie. Czerwona Torebka miała wtedy roczne przychody na poziomie 30-40 mln zł. W ostatnich latach zbliżyła się do 200 mln zł. Rok wcześniej Świtalski powołał dwa Fundusze Inwestycyjne Zamknięte – Sowiniec FIZ i Świtalski FIZ, które wyemitowały 100 certyfikatów majątkowych dla wybranych inwestorów (Fundusze Inwestycyjne Zamknięte tworzą bogaci biznesmeni w celu uniknięcia zapłaty 19 proc. podatku od dochodu). Fundusze Świtalskiego, zarządzane przez Copernicus Capital TFI, miały inwestować w nieruchomości. Komisja Nadzoru Finansowego już w 2010 r. kwestionowała wyceny nieruchomości Świtalskiego w FIZ-ach. Copernicus oszacował je na blisko 1 mld zł. Wyceny dokonywała spółka zależna Copernicusa, a następnie firma TPA Horwath z Poznania. Urzędnicy z KNF uważali, że te wyceny są zawyżone.
Być może ten fakt powinien już dać wiele do myślenia bankom kredytującym Czerwoną Torebkę, biorącym jako zabezpieczenie grunty należące do spółki. To jednak nie jedyny problem funduszy Świtalskiego z Nadzorem. Sowiniec FIZ i Świtalski FIZ w 2013 r. otrzymały od KNF razem z Copernicusem kary po 350 tys. zł za niedostarczenie wymaganych okresowo informacji na temat aktualnej wyceny swoich aktywów. Trzeba pamiętać, że kryzys znacząco obniżył ceny gruntów, a i popyt na nie był już mniejszy. Już w tym czasie głośno było o nowym biznesie Mariusza Świtalskiego – budowie sieci mini-galerii i pasaży modułowych pod nazwą Czerwona Torebka.
Pierwszy gambit Świtalskiego
W grudniu 2012 r. Czerwona Torebka zadebiutowała na giełdzie. Inwestorzy mieli kupić akcje za ok. 300 mln zł, ale kupili tylko za 19 mln zł. Nie uwierzyli w pomysł pasaży handlowych, do tego doszły problemy wizerunkowe Świtalskiego, unikającego mediów jak ognia, dekoniunktura na parkiecie oraz afery związane z biznesmenem w przeszłości (nawet w prospekcie emisyjnym spółki wśród ryzyk niepowodzenia oferty wymieniana była upadłość Banku Posnania, który kontrolował holding Świtalskiego – Elektromis).
W strukturze udziałowców Czerwonej Torebki 74 proc. papierów stanowiły akcje należące do Świtalskiego, ale tylko w 3 proc. bezpośrednio. Pozostałe udziały kontrolowało 15 spółek komandytowo-akcyjnych, w których właścicielem był fundusz Sowiniec FIZ. Spółki komandytowo-akcyjne to popularne rozwiązanie prawne w sieciach handlowych. Korzystne ze względu na podatki i ochronę przed wierzycielami. Około 25 proc. należało do luksemburskiej spółki Forteam Investments, należącej do funduszu Pinebridge (dawniej AIG). Cztery serie akcji (A, B, C, D), które wyemitowała Czerwona Torebka były zróżnicowane w zależności np. od uprzywilejowania czy zaspokajania roszczeń przy likwidacji spółki.
Komisja Nadzoru Finansowego była zaniepokojona tym, że Czerwona Torebka zmieniała radykalnie profi l działalności: z deweloperskiej na handlową. W 2013 r. Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych zażądało wyjaśnień w sprawie przejęcia przez CzerwonąTorebkę sieci Małpka (odpowiednik Żabki) należącej do syna Świtalskiego – Mateusza. Sieć Małpka wyceniono bowiem na 280 mln zł w momencie, gdy przynosiła straty, a kapitały własne miała na poziomie 30 mln zł.
Jednak największe kontrowersje wywołał program „8 proc. Czerwonej Torebki”. Reklam promujących akcję było w mediach bardzo dużo, na ulicach widać było czerwone samochody, którymi poruszali się sprzedawcy tego nowatorskiego produktu finansowego. Spółka obiecywała stałą roczną stopę zwrotu na poziomie 8 proc. przez 15 lat. Minimalna kwota inwestycji wynosiła 350 tys. zł. Inwestując, trzeba brać jednak pod uwagę, że w ciągu 15 lat mogą wystąpić rozmaite okoliczności: spółka może popaść w tarapaty finansowe, zostać przejęta przez inną spółkę, a wtedy z 8 proc. zysku w skali roku może nie zostać nic. Inna sprawa, że tyle nie zarabia się w Polsce ani na lokatach bankowych, ani nawet na wynajmie mieszkań.
Z formalnego punktu widzenia oferta była bez zarzutu, bo nie „podpadała” pod art. 171 Prawa bankowego (z tego artykułu odpowiada m.in. Amber Gold). W myśl tego zapisu inwestor staje się właścicielem nieruchomości. Czerwona Torebka pozyskała w ten sposób już blisko 70 mln zł. A co będzie jak firma padnie? Spółka deklaruje, że do 2021 r. chce zainwestować 4,5 mld zł w rozwój sieci Małpek, dyskontów, oraz e-commerce (przejęła Merlin.pl za 50 mln zł, płacąc głównie swoimi akcjami). To jednak raczej mało realne, by takie środki pozyskała z rynku. Na razie wygląda na to, że firma szuka wciąż swej strategii, a Świtalski inwestuje własne i pożyczone pieniądze, w tym od Alior Banku i inwestorów z ulicy.
Prawnicy, czyli plan B?
Sam Mariusz Świtalski jest zapewne doskonale zabezpieczony. Przekonało się o tym już wiele firm oraz ajenci Żabki, którzy podpisywali weksle in blanco i często popadli w długi prowadząc na zasadzie franczyzy sklepy jego sieci (sprawa była głośna kilka lat temu). W sprawozdaniach finansowych Czerwona Torebka stwierdza, że zadłużenie na poziomie 300 mln zł jest wciąż bezpieczne w stosunku do kapitałów własnych. Ale przyglądając się bliżej biznesom Świtalskiego z przeszłości widać, że zawsze cechowała je skomplikowana struktura właścicielska czy powiązania krzyżowe. Jeśli więc Czerwonej Torebce jest pisany analogiczny scenariusz z problemami w kulminacji, to finalnie rzecz oprze się o prawników i sądy. A Świtalski nigdy nie szczędził wydatków na prawników, dział prawny jego firmy jest bardzo silny. Udziałowcem Czerwonej Torebki (posiada ponad 4 tys. akcji) oraz członkiem rady nadzorczej spółki jest mecenas Wiesław Michalski, który wraz z córką Agatą Michalską (broniła prezydenta Grobelnego w procesie Kulczyk
Parku) od lat obsługuje Świtalskiego (m.in. bronił go w procesie związanym z Elektromisem).
Jacek Stelmachowski