Ile można zarobić na grzybach?
W Polsce specjalistów od grzybów jest niemal tak samo wielu, jak znawców polityki i futbolu
16.10.2012 | aktual.: 16.06.2014 13:53
W Polsce specjalistów od grzybów jest niemal tak samo wielu, jak znawców polityki i futbolu. Generalnie prawie każdy się na nich zna. Albo raczej twierdzi, że zna - biorąc pod uwagę liczbę zatruć każdej jesieni. Niemniej jednak Polacy są narodem, który grzyby kocha. I zbierać, i jeść. I jeszcze na nich zarabiać. Bo w sezonie na te - na szczęście wciąż jeszcze darmowe dary natury - jest spory popyt.
Pan Andrzej handluje grzybami od 20 lat. Nie chce podać nazwiska, bo sprzedaż darów lasu przy szosie teoretycznie jest w Polsce nielegalna. Teoretycznie, bo w praktyce rzadko zdarzają się sytuacje, by ktoś ten proceder kontrolował czy starał się ukrócić. Pan Andrzej jest rencistą, jednak od lipca do października pracuje niemal codziennie. - Sam zbieram mało, tylko rano - przyznaje mężczyzna. - Od 9-10 zawsze już tylko sprzedaję. Zbieraniem zajmuje się niemal cała rodzina. - W wakacje dzieciaki są w lesie każdego dnia. Żona też zawsze na dwie - trzy godziny wyjdzie. Ja tylko bardzo rano, żeby coś było na początek, ale i to nie codziennie. Trzy - cztery razy w tygodniu najwyżej, bo i plecy już bolą i oczy już nie takie jak kiedyś - opowiada mężczyzna.
Dzieciaki to dwie dorosłe córki i pięcioro wnuków od 8 do 14 roku życia. Córki zbierają przez cały sezon, wnuki od września tylko w weekendy i czasem po szkole. Jednak na stoisku (całkiem sporym) pana Andrzeja rozstawianym od lat w tym samym miejscu przy jednej z najbardziej "grzybowych" szos na Pomorzu, kupić można grzyby zebrane nie tylko przez członków jego rodziny. - Część towaru przywożą mi znajomi grzybiarze z okolicy. Ja im płacę 1 - 2 zł więcej niż dają w skupie. Więc i im się opłaca i mi też. Bo nawet jak wszystkiego nie sprzedam, to część się przerobi, a część sam oddam do skupu. Nawet jak na połowie grzybów stracę tą złotówkę, to na drugiej połowie zarobię po 6 - 10 zł - wyjaśnia.
W "grzybowej spółdzielni" pana Andrzeja nawet w połowie października, choć noce już bardzo zimne, dostać można niemal wszystko. Są kurki, zielonki, podgrzybki, koźlarze czerwone i kozaki. Jest nawet mała kupka z prawdziwkami. Wszystko oczywiście na sprzedaż. Ceny w zależności od wielkości "kupki" i gatunku od 15 do 30 zł. Zarobek dzienny bardzo różny. - Wszystko zależy od tego czy są grzyby. Przez kilka tygodni prawie nic w lesie nie było. Wtedy to może 50 - 70 zł dziennie zarabiałem. A to przecież nie tylko moje, także córek i ich rodzin. Za to jak są grzyby to i 1000 zł dziennie można na grzybach zarobić - przyznaje mężczyzna. Mijający sezon był zdaniem pana Andrzeja przeciętny. - Ani bardzo dobry, ani szczególnie słaby - mówi. - Na szczęście bardzo robaczywy nie był - dodaje ze śmiechem. Ile zarobił od lipca zdradzić jednak nie chce. - Tak na miesięczną pensję to nie da się tego wyliczyć. Grzyby są najwyżej cztery miesiące w roku. Poza tym wszystkim co zarobimy dzielimy się na trzy domy - dla nas i dla
obu córek. Wszystko też zależy ilu jest klientów. Nie wiem ile to jest miesięcznie, bo żona trzyma kasę, ale pamiętam, że w zeszłym roku jednego dnia sprzedałem grzybów za ponad 1,5 tysiąca. Ale to był rekord. Dobrze, że kilka razy dziennie ktoś dojeżdża i grzyby dowozi i pieniądze zabiera, bo z taką kasą, aż starach by było stać - przyznaje.
Na grzybach zarabiają nie tylko zbieracze. Także ci, którzy je kupują. - Największy zarobek mają duże firmy, które kupują grzyby właściwie z całego świata. Małe i średnie firmy jak moja, bazujące przede wszystkim na rynku lokalnym, nie są w stanie działać całorocznie - mówi pan Jan, właściciel niewielkiej firmy działającej na Podlasiu. - Właściwie wszystkie osoby, które znam traktują tą pracę jako zajęcie dodatkowe. Przedsiębiorstwo pana Jana zajmuje się nie tylko skupem, ale i przetwórstwem. Mimo to firma pracuje tylko kilka miesięcy w roku. A są to miesiące trudne, bo w tym biznesie nic się nie da zaplanować. - To jedna z najbardziej niewdzięcznych branż. Nikt nie umie przewidzieć jaka będzie pogoda, a co za tym idzie ile będzie grzybów. Zrobienie biznesplanu to zadanie właściwie nie do wykonania - mówi pan Jan.
O swoich zarobkach rozmawiać nie chce. - To sprawy, które omawiam wyłącznie z żoną - mówi ze śmiechem. Przyznaje jednak, że to dodatkowe zajęcie przynosi wprawdzie nie kokosy, ale widoczny dodatek do stałych zarobków. - Oczywiście są lata lepsze i gorsze. Czasem można dorobić całkiem sporo, ale jeśli rok nie jest grzybowy zyski są bardzo mizerne - dodaje.
O ile właściciel skupu nie chce zdradzać ile sam zarabia, otwarcie mówi o zarobkach grzybiarzy. - Najlepsi dziennie dostarczają do pięciu kilogramów. Za kilogram płacę średnio 12 - 13 zł, łatwo więc policzyć, że dobry grzybiarz, oczywiście kiedy jest wysyp, dziennie wynosi z lasu do 60 zł - wyjaśnia. Poza pieniędzmi w koszyku niosą też coś do własnej spiżarni. Np. czerwonogłowce czy kozaki, bo skup pana Jana przyjmuje wyłącznie kurki, podgrzybki i borowiki.
Może więc dzięki grzybom nie da się zarobić milionów, ale jeśli ktoś lubi chodzić po lesie i ma w sezonie trochę wolnego czasu przyjemne i zdrowe spacery zawsze może połączyć z czymś pożytecznym - wypełnieniem własnego koszyka i podreperowaniem domowego budżetu jednocześnie.
AD