Ile więcej można zarobić pracując na czarno?

Nieoficjalnie, bez jakiejkolwiek umowy, dorabia sobie co dziesiąty Polak.

Ile więcej można zarobić pracując na czarno?

02.08.2011 16:28

Kelnerzy, nauczyciele, opiekunki do dzieci – to zawody od dawna dobrze „umocowane” w tzw. szarej strefie. Ich oficjalne przeciętne zarobki, według raportu firmy Sedlak & Sedlak, to odpowiednio: 1,5 tys., 2,1 tys., 1,5 tys. zł. Ile są w stanie dorobić sobie „poza protokołem”?

Z ręki do ręki, i wszyscy zadowoleni

Nieoficjalnie, bez jakiejkolwiek umowy, dorabia sobie co dziesiąty Polak. Prawie wszyscy są jednak gdzieś zatrudnieni. Tylko co setna osoba w wieku produkcyjnym utrzymuje się wyłącznie dzięki pracy w szarej strefie. I chociaż w Unii należymy do krajów o największym rynku tzw. pracy nierejestrowanej, to do czołówki światowej nam daleko. W krajach takich jak Gruzja czy Azerbejdżan więcej niż 2/3 PKB wytwarzają pracownicy zatrudnieni „na czarno”.

Pan Marcin należy do blisko 2-milionowej (według resortu gospodarki) rzeszy polskich przedsiębiorców. Zajmuje się drobnymi pracami w mieszkaniach. Ludzie dzwonią do niego w sprawie udrożnienia zatkanej kanalizacji, wymiany spłuczki. Na żądanie pomaluje ściany, wymieni podłogę, a nawet naprawi telewizor. Ma jednoosobową firmę, ale nie ze wszystkim zawsze może poradzić sobie sam. Niekiedy przy usuwaniu domowych usterek pomaga mu pan Roman.

- Mógłbym zatrudnić pracownika, gdyby system podatkowy był ustawiony inaczej. Jest jednak tak, że to mi się po prostu nie opłaca. Jako jednoosobowy zakład płacę podatki o kilkaset złotych niższe – wyjaśnia Marcin.

Pan Roman firmy nie ma. Wykonuje swoją pracę „na czarno”. Mógłby założyć działalność, ale nie chce. – Nie kalkuluje mi się to – wyjaśnia. – Mam rentę, dodatkowe papierki nie są mi do niczego potrzebne.

Ale nawet posiadanie firmy nie wyklucza możliwości zarabiania w szarej strefie. Wystarczy, że po usunięciu usterki w mieszkaniu zadowolony lokator zapłaci z ręki do ręki, bez podpisywania jakichkolwiek dokumentów. – Tak jest na pewno prościej – mówi przedsiębiorca. Wymiguje się od odpowiedzi na pytanie, czy jemu samemu zdarzało się tak robić. – Na pewno wiele osób na to idzie – podsumowuje.

Marzena jest nauczycielką w liceum w małym mieście, niedawno zrobiła doktorat.

– Od kilku lat nie udzielam korepetycji, pisanie pracy zajmowało mi zbyt wiele czasu. Wcześniej dostawałam po 30 zł za godzinę. Myślę, że dzisiaj, jako nauczyciel z tytułem doktora, mogłabym zażądać wyższej stawki, powiedzmy 50 zł – mówi. – Korepetycje to, o ile wiem, dziedzina w dużym stopniu pozostająca poza zasięgiem fiskusa. Nie słyszałam o przypadku, by nauczyciel zdecydował się na założenie działalności i odprowadzanie podatków od prywatnych konsultacji. Wiem o ośrodkach korepetycji, gdzie za naukę można otrzymać rachunek. Takie ośrodki mają jednak rację bytu w dużych miastach. Na prowincji, gdzie uczę, trudno raczej się spodziewać ich powstania.

Szara strefa ma dobre strony?

Inne zawody, tradycyjnie „zanurzone” w szarej strefie, to nianie i pracownicy gastronomii. Te pierwsze, być może, wyjdą z niej, przynajmniej w części. Może tak się stać dzięki podpisanej niedawno przez prezydenta tzw. ustawie żłobkowej. Do zarobków opiekunek dziecięcych będzie odtąd dopłacać państwo, opłacając im składki społeczne i zdrowotne liczone od płacy minimalnej. Duży procent niań to jednak emerytki i studentki, które ubezpieczenie i tak mają. Wielu z nich wyjście z szarej strefy może się w związku z tym wydać mało istotnym zabiegiem.

Można też zadać pytanie: czy nowa ustawa wpłynie na podniesienie zarobków polskich niań? Dziś nawet w dużych miastach, gdzie ich usługi są najbardziej poszukiwane, zarabiają one nieco ponad 10 zł za godzinę.

Zatrudnieni na czarno kelnerzy i barmani to, według niektórych badań, nawet połowa pracowników w tej branży. Dotyczy to przede wszystkim pracowników „wakacyjnych”, którzy cenią sobie wolność i możliwość natychmiastowego porzucenia pracy.

W tej branży także zatrudnieni oficjalnie dużą część zarobków otrzymują „poza protokołem”, w formie napiwków. Czy to już szara strefa, czy nie? – Pracuję w renomowanej restauracji. Dostaję na rękę 1,5 tys., ale z napiwkami rzadko kiedy schodzę poniżej 3 tys. W dobrych miesiącach zarobię 4 tys. – mówi 24-letnia Anna.

Co do kelnerów i barmanów, nie ma zgodności, czy otrzymywane przez nich napiwki powinny być opodatkowane. Urzędy skarbowe twierdzą, że tak, bo to przecież przychód ze stosunku pracy. Innego zdania są niektórzy ekonomiści. - Napiwki to coś, co jest normalnym fragmentem życia gospodarczego i społecznego. Absurdem jest próba obudowywania tego jakimiś zabiegami biurokratycznymi czy administracyjnymi. Tego się nie da zrobić i po prostu należy z tego zrezygnować – mówił w Radiu TOK FM były minister infrastruktury Krzysztof Opawski.

Ekonomiści wskazują też, że dzięki niektórym obszarom szarej strefy gospodarka szybciej się rozwija. Bardzo wątpliwe jednak, by przedstawiciele fiskusa podzielili ich zdanie.

Tomasz Kowalczyk/ak

zatrudnieniebezrobociepraca na czarno
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)