Indeksy w Warszawie dostały skrzydeł
Dziś na warszawskiej giełdzie drugi dzień z rząd panowała euforia. Trudno się doszukać jej racjonalnych powodów.
03.04.2009 16:49
Nie można wszystkiego tłumaczyć zadowoleniem z wyników szczytu G20, tym bardziej, że jednym z nich jest zapowiedź pompowania pieniędzy w światową gospodarką, a drugim odejście od uwzględniania w bilansach rynkowej wartości aktywów.
Być może rynek nie zawsze ma rację, ale sankcjonowanie tego w postaci wprowadzania zmian w zasadach księgowości jest krokiem bardzo odważnym, by nie powiedzieć desperackim. Czyżby zasoby pieniędzy były już na wyczerpaniu i trzeba było się odwoływać do kreatywnej księgowości. Skutki takich działań w przypadku niektórych firm jeszcze pamiętamy. Na krótką metę upudruje to przybladłe bilanse firm i banków, ale czym się skończy? Kwartalne wyniki mogą się znacznie poprawić, na papierze. Papier jest cierpliwy, ciekawe, czy inwestorzy też.
Polska GPW
Kiepskie nastroje z początku sesji, gdy indeks największych spółek tracił prawie 1 proc., a WIG 0,3 proc., szybko ustąpiły miejsca optymizmowi. Po dwóch godzinach WIG20 zyskiwał już ponad 2 proc., niemal tyle samo rósł WIG. Obroty wciąż utrzymywały się na wysokim poziomie, sięgając niemal pół miliarda złotych jeszcze przed godziną 11.00. Liderami wzrostów były papiery dużych banków, zwyżkując po ponad 3 proc., a w przypadku Pekao niemal 6 proc. One też „robiły” największe obroty. Później dołączył do nich KGHM. Nasz parkiet był absolutnym liderem wzrostów w Europie a popyt szalał. Walory Pekao i BRE zyskiwały po 10-12 proc. W przypadku PKO BP skala wzrostów była o połowę mniejsza, ale obroty przekraczające 364 mln zł już około godz. 14.00 robiły wrażenie. Tak duże, że można się było zastanawiać, czy to czasem nie skończy się źle.
Przed ogłoszeniem danych z amerykańskiego rynku pracy WIG20 rósł o ponad 4 proc. Gdy informacje okazały się nieco gorsze niż oczekiwano, skala zwyżki zmniejszyła się do mniej niż 3 proc. Choć od dawna wiadomo było, że sytuacja pod tym względem jest bardzo zła, to informacja, że jest najgorsza od iluś tam lat – w tym przypadku od 25 – zawsze robi wrażenie na inwestorach. Na piątkowym zamknięciu WIG20 zyskiwał 2,35 proc., WIG 2,2 proc. Obroty wyniosły nieco ponad 2 mld zł i były najwyższe od 18 lutego, a w ujęciu tygodniowym od października ubiegłego roku. Charakterystyczne jest to, że i w jednym i drugim przypadku te historyczne wartości ustanowione zostały w trakcie lokalnych dołków.
Giełdy zagraniczne
Bardzo dobre czwartkowe zamknięcie giełd w Stanach Zjednoczonych nie przełożyło się na kontynuację euforii na pozostałych rynkach. Giełdy azjatyckie zanotowały symboliczne wzrosty. Indeks w Szanghaju nieznacznie stracił na wartości, kontynuując dwudniową korektę. W Europie piątek zaczął się od spadków indeksów na głównych parkietach o około 0,8 proc. Jedynie Londyn notował zniżkę o 0,3 proc. W pierwszej części sesji sytuacja niewiele się zmieniała. Wahania indeksów były symboliczne. Znacznie lepiej radziły sobie giełdy naszego regionu. Indeksy w Budapeszcie i Pradze zyskiwały po ponad 1 proc., a w Sofii i Bukareszcie nawet ponad 2 proc.
Wczesnym popołudniem nastroje się poprawiły. DAX zyskiwał prawie 1 proc., a FTSE 1,7 proc. W tyle został tylko indeks giełdy paryskiej, balansując w okolicach zera. Pod koniec dnia Frankfurt wylądował blisko zera, Paryż spadł o 1 proc., a Londyn wzrósł o 2 proc. Neutralny początek piątkowej sesji w Nowym Jorku nie pobudził Europy do większych zmian.
Waluty
Po czwartkowych emocjach i osłabieniu się dolara wobec euro w reakcji na mniejszą niż się spodziewano obniżkę stóp procentowych w eurolandzie, dziś początek dnia był wyjątkowo spokojny. Tuż przed godz. 11.00 euro wymieniano na 1,3464 dolara, a więc po kursie identycznym jak na czwartkowym zamknięciu. Na tle tego spokoju nieco dziwić mogło osłabienie naszej waluty. Musiało ono wynikać z czynników lokalnych. Ponieważ nie było żadnych danych makroekonomicznych, chodziło raczej o czynniki rynkowe: korektę wcześniejszego znacznego umocnienia się złotego i realizację zysków. Przed południem za dolara trzeba było płacić 3,3 zł, o 4 grosze drożej, niż w czwartek. Ale powrót z prawie 3,6 zł z poniedziałku do 3,3 zł dziś, musi robić wrażenie. Również o 4 grosze zdrożało euro, za które trzeba było płacić 4,44 zł. Frank zyskał 3 grosze i kosztował 2,91 zł. Pod koniec dnia sytuacja niewiele się zmieniła: dolar kosztował 3,42 zł, euro 4,45 zł, a frank 2,92 zł.
Podsumowanie
Dzisiejsza siła warszawskiego parkietu, który wyróżniał się na tle Europy była nieco podejrzana. Szczególnie jeśli dodać do tego bardzo duże obroty i fakt, że za zwyżką stały papiery zaledwie czterech banków. Wszystkiemu zaś towarzyszyła zwiększona aktywność na rynku walutowym, co wyraźnie wskazuje na zwiększony udział w grze kapitału zagranicznego. Trudno odczytać jego intencje, bo złoty raz osłabiał się, sugerując realizację zysków, to umacniał się. Bilans dnia był dla naszej waluty niekorzystny. Ważne, że tendencja wzrostowa została utrzymana, ale trzeba mieć świadomość, że przy sile tego ruchu wkrótce czaka nas jego korekta. Niemniej jednak rosnący optymizm inwestorów będzie pobudzał kolejnych graczy do działania i tendencja ma szanse trwać dalej, niezależnie czy ma podstawy fundamentalne, czy nie.
Roman Przasnyski
główny analityk
Gold Finance
| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |