Indyjskie eksperymenty z alkoholem. Złamanie zakazu grozi nawet śmiercią
W Indiach w czterech stanach obowiązuje prohibicja. Wprowadzana w imię rozwoju i dobrobytu społeczności, przynosi jednak przeciwne skutki. Presja społeczna i nauki Gandhiego sprawiają, że Indusi piją po kryjomu, ale dużo.
18.06.2017 13:30
Wysoki kontuar sklepu monopolowego w Malviya Nagar, w południowym Delhi, sprawia, że sprzedawcy stoją znacznie wyżej od klientów. Spokojnie obserwują, jak spragnieni miłośnicy trunków gorączkowo pracują łokciami, by dostać się do lady.
Lada jest szeroka, więc klienci z rękami wyciągniętymi w stronę sprzedawców niemal na niej wiszą. W dłoniach - odliczona kwota. - Najpierw pieniądze - mówi szorstko młody Pendżabczyk w niebieskim turbanie. - Potem alkohol - instruuje.
Klienci łapią nonszalancko rzucone na ladę butelki, odrywają się od kontuaru i błyskawicznie giną w gęstym tłumie bazaru, byleby tylko nie zostać rozpoznanym przez sąsiada robiącego zakupy w pobliskim warzywniaku.
Hindusi biją na głowę światowe statystyki
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że 30 proc. Indusów pije alkohol regularnie, a 11 proc. umiarkowanie lub bardzo dużo. Średnio w ciągu roku Indusi spożywają 4,3 litra alkoholu, przy średniej światowej 6,2 litra. Jednak Indusi na wsiach piją aż 11,2 litra rocznie na głowę.
Na zdjęciu poniżej: sklep z alkoholami. Półki z trunkami zostały zasłonięte gazetami (fot. PAP/EPA/HOW HWEE YOUNG)
- W Indiach pije się po kryjomu, a przez to dużo i szybko, byle tylko jak najtaniej się upić - tłumaczy Bikram Singh, 36-letni Pendżabczyk, stojący w kolejce do sklepu na bazarze w Malviya Nagar. - W Gurgaon (miasto satelickie Delhi - przyp. red.) bardzo popularne są też nocne imprezy, podczas których chłopaki jeżdżą po okolicy od sklepu do sklepu alkoholowego - tłumaczy.
Bikram dodaje, że kierowca również wtedy pije. - Na szczęście w Gurgaon są szerokie i dobre drogi - zaznacza ze śmiechem.
Niemal obowiązkowym wyposażeniem sklepów monopolowych w całych Indiach są kraty i małe okienko, przez które wydawany jest towar. Gorączkowa atmosfera wśród klientów panuje zazwyczaj w biedniejszych dzielnicach, pod wieczór i po wypłacie dniówki. Najbardziej nerwowo robi się w sklepach na granicach stanów, gdzie panuje alkoholowa prohibicja.
Zakaz konsumpcji. Więzienie a nawet kara śmierci
W Gudżaracie, na zachodzie Indii, właśnie weszła w życie zaostrzona ustawa, według której 10 lat więzienia grozi za konsumpcję, kupno, produkcję, sprzedaż lub transport alkoholu. Wcześniej za takie przewinienia groziły 3 lata.
Zaostrzono również kary dla zbyt łagodnych urzędników i policjantów, którzy podczas nalotów na nielegalne rozlewnie dawali się wymknąć przestępcom z pułapki. Gudżarat, z którego pochodził Mahatma Gandhi, nazywający alkohol czystym złem, jest "suchym" stanem od 1960 roku. Mimo kontroli na granicach i obecności wyspecjalizowanych jednostek policji szybko stał się też miejscem, gdzie najwięcej wpływów ma mafia.
- W Gudżaracie, a zwłaszcza tutaj w Ahmedabadzie, każdy doskonale wie, jak zdobyć alkohol - opowiada PAP filmowiec obsługujący wesela, który woli pozostać anonimowy. - Wystarczy znać odpowiedni numer. Dostawa bezpośrednio do domu - podkreśla.
W tym stanie regularnie dochodzi do zatruć samodzielnie pędzonym alkoholem. Gudżarat oraz od roku Bihar, na północy kraju, to jedyne stany w Indiach, gdzie producentowi domowego alkoholu, którego trunek spowodował śmiertelne zatrucie, grozi kara śmierci jak za zabójstwo.
Trujący alkohol
Zatrucia zdarzają się również w Biharze. - Każda religia popiera zakaz alkoholu i dlatego powinien on zostać zabroniony w całym kraju - powiedział agencji informacyjnej ANI premier stanu Nitish Kumar rok po wprowadzeniu w Biharze bezwzględnej prohibicji. - Dla rozwoju i postępu kraju, oraz by wznieść się ponad atmosferę starć i konfliktów, w Indiach musi nastać całkowita prohibicja - mówił Kumar.
Alkohol został zabroniony także w Nagalandzie, malutkim stanie na północnym wschodzie Indii. - Alkohol i narkotyki są ogromnym problemem w moim stanie - tłumaczy Atula Walling, aktywistka działająca w sektorze edukacji. "Niszczy ludzi i rodziny. Mimo prohibicji jest dostępny wszędzie" - mówi, dodając, że nie jest przekonana, czy zakaz jest najlepszym rozwiązaniem.
Z prohibicji ledwie po trzech latach wycofuje się rakiem Kerala. Bardzo popularny wśród turystów stan na południu kraju stracił wczasowiczów na rzecz sąsiedniego Goa, a organizatorzy konferencji odwołali imprezy, co zachwiało stanowym budżetem. Teraz ograniczenia mają dotyczyć tylko mocnych alkoholów.
- To był polityczny nonsens - ocenia Johny Nair, student nauk politycznych, który urodził się w Koczinie w stanie Kerala. - Keralski Kongres (parlament stanowy - przyp. red.) chciał zdobyć głosy kobiet. Teraz lewicowy rząd stanu mówi, że zamiast stosować zakazy będzie po prostu lepiej edukował ludzi - dodaje.
Z Delhi Paweł Skawiński, PAP