Jak ceny nas wykańczają

W ciągu 10 lat cena paczki papierosów niemal się podwoiła. W tym roku do każdej paczki dorzucimy
dodatkowo złotówkę. Za litr benzyny już musieliśmy płacić prawie 6 zł, a wiele wskazuje, że niedługo na stałe przekroczymy tę granicę. Co
dzieje się na półkach z żywnością - widzi chyba każdy. Inflacja w ostatnim czasie daje nam popalić i zjada niemal wszystko,
co przynosi nam wzrost gospodarczy. Ile tak naprawdę tracimy na
wzroście cen?

Jak ceny nas wykańczają
Krzysztof Hawrot/WP.pl

23.05.2012 | aktual.: 23.05.2012 19:06

Ubiegły rok był kolejnym, w którym Polska odgrywała rolę zielonej wyspy. Jest to określenie wciąż zasłużone, może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas gdy niemal cała Europa tonie w recesji lub notuje ledwie symboliczne wzrosty, my kolejny rok z rzędu mamy najwyższe poziomy wzrostu PKB. W zeszłym roku nasza gospodarka wzrosła o 4,2 proc., w tym mimo spowolnienia i tak będziemy liderem na Starym Kontynencie.

Cóż z tego, skoro większość tego, co mamy z rozwoju naszej gospodarki zjada nam wzrost cen. Wprawdzie średnie podwyżki wynagrodzeń w zeszłym roku skutecznie goniły inflację, a nawet nieco ją wyprzedzały, lecz od grudnia 2011 roku nasze pensje już nie nadążają za wzrostem cen. Te wbrew przewidywaniom w kwietniu wciąż utrzymywały się na poziomie 4 proc., mimo spadku w marcu do 3,9 proc.

Wzrost płac w tym czasie ledwo osiągnął poziom 3,5 proc. To efekt napiętej sytuacji ekonomicznej, zapowiadanego spowolnienia w tym roku i rosnącego bezrobocia. W takich warunkach rzadko kto ma odwagę występować o podwyżkę. To może oznaczać, że w pierwszej połowie roku rozbieżność między wzrostem płac a dynamiką cen zwiększy się jeszcze bardziej.

Obraz
© (fot. GUS / Wirtualna Polska)

Tymczasem już wiadomo, że zeszłoroczne podwyżki płac, mimo nominalnego wzrostu wyższego niż inflacja, nie uchroniły większości społeczeństwa przed pogorszeniem warunków życia. Świadczy o tym udział żywności w koszyku inflacyjnym, który pokazuje, ile Polacy wydają na poszczególne produkty. Tegoroczne zestawienie portfela przeciętnego gospodarstwa domowego dowodzi, że po raz pierwszy od 12 lat wartość środków, jakie musimy przeznaczyć na żywność, wzrosła.

- Udział wydatków na żywność w portfelu gospodarstwa domowego jest wskaźnikiem zamożności społeczeństwa. W bogatszych państwach Zachodu jest on na poziomie ok. 15 proc. - mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku.

W Polsce udział ten przed zeszłorocznym szaleństwem inflacyjnym wyniósł 24 proc. i dotychczas spadał o ok. 1 procent rocznie. Wskazywało to na bogacenie się całego społeczeństwa.

- Od 2000 roku udział wydatków na żywność systematycznie się obniżał, jednak wzrost cen żywności w zeszłym roku spowodował, że przeciętny Polak większą część swoich wydatków przeznaczał na artykuły żywnościowe - mówi Dorota Turek, zastępca dyrektora Departamentu Handlu i Usług Głównego Urzędu Statystycznego.

Skąd te ceny?

Przyczyn tak rekordowych wzrostów cen należy upatrywać przede wszystkim w sytuacji międzynarodowej. Ale nie bez winy są także nasze instytucje państwowe.

- Musimy zdawać sobie sprawę, że obecny wzrost cen przede wszystkim importujemy. To wzrost cen surowców oraz tych produktów żywnościowych, które przywozimy. Wyższe ceny surowców to także droższy transport, szczególnie istotny w przewozie międzynarodowym - mówi Aleksander Łaszek, ekonomista Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.

Inną przyczyną jest niepewność na rynkach międzynarodowych, co powoduje odpływ kapitału z rynków wschodzących, takich jak nasz, i osłabianie się walut gospodarek rozwijających się.

- W niewielkim stopniu możemy wpłynąć na słaby kurs naszej waluty, gdyż decydują o tym czynniki globalne. Tymczasem słaba waluta to jeszcze droższy import i wyższe ceny na krajowym rynku - mówi Wiktor Wojciechowski.

- Duże znaczenie przy kształtowaniu się inflacji mają w naszym przypadku wzrost podatków i innych danin ściąganych przez państwo. To efekt zbyt dużych deficytów budżetowych z poprzednich lat i narastającego długu publicznego. Najbardziej widocznym skutkiem jest podniesienie podstawowej stawki VAT do 23 proc. - mówi dr Maciej Rapkiewicz, ekonomista i członek zarządu Instytutu Sobieskiego.

Wysokie ceny to dla rządu czysty zysk >>
Nie bez winy jest także Rada Polityki Pieniężnej, która zbyt zachowawczo podnosiła stopy procentowe.

- Widać, że zeszłoroczne podwyżki stóp procentowych były zbyt małe. Wskazuje na to choćby inflacja bazowa, nie obejmująca wzrostu cen surowców czy żywności. Także ona jest zbyt wysoka, a to oznacza właśnie zbyt łagodną politykę pieniężną - dodaje Wiktor Wojciechowski.

Biedni oberwali bardziej

Inflacja to największa zmora przede wszystkim ludzi biedniejszych. W przypadku gospodarstw domowych o zasobniejszym portfelu wzrost wydatków na żywność nie przekłada się w tak znaczący sposób na ich udział w całym budżecie.

- Bogatsi obywatele albo nie odczuwają efektu inflacyjnego w jakiejś większej skali, albo mają większe pole manewru. Np. jeśli taki Kowalski lubi salami węgierskie, lecz wzrost ceny tego produktu mimo wszystko zniechęca go do jego zakupu, zawsze może sięgnąć po tańszą polską kiełbasę. Co jednak gdy polska kiełbasa już była stałym elementem diety biedniejszego Polaka? - pyta retorycznie Maciej Rapkiewicz. Co więcej, wzrost udziału żywności w koszyku inflacyjnym jest uśrednieniem - wzrost udziału żywności z 24 do 24,2 proc. dotyczy łącznie bogatych i tych biedniejszych. Gdy weźmiemy pod uwagę tylko uboższą część społeczeństwa, to dla niej ten wzrost będzie dużo większy.

- Wzrost cen żywności w niektórych miesiącach zeszłego roku wynosił rok do roku nawet 7 - 9 proc. i w znacznym stopniu kształtował indeks inflacji - mówi Dorota Turek.

Drugą kategorią towarów, których wzrost cen jest bardzo dokuczliwy dla większości społeczeństwa, są paliwa. I znów w pierwszej kolejności odczuwają go ludzie mniej zamożni. Działa tu podobna zasada: im mamy mniej środków do dyspozycji, tym trudniej przesuwać nam wydatki, a rezygnować musimy przede wszystkim z innych produktów pierwszej potrzeby.

Najbardziej paradoksalny jest fakt, że na wzroście gospodarczym w pierwszej kolejności korzystają uprzywilejowane grupy społeczne, przede wszystkim przedsiębiorcy, lecz także branże silniej uzwiązkowione.

Tymczasem negatywne konsekwencje wzrostu, jakim bardzo często jest właśnie inflacja, ponoszą przede wszystkim biedniejsze warstwy społeczeństwa.

- Podział profitów ze wzrostu gospodarczego nie jest równomierny. Są grupy, którym przynosi on zdecydowanie więcej zysku niż innym. Najlepiej obrazuje ten fakt tzw. współczynnik Giniego, który w ostatnich latach w naszym kraju rośnie - mówi Maciej Rapkiewicz.

Współczynnik Giniego to wskaźnik rozwarstwienia społecznego. Pokazuje, jaka część dochodu narodowego trafia do poszczególnych grup zamożności. Jego wzrost oznacza także wzrost nierówności. Dotychczas także notowaliśmy długotrwały jego spadek.

Powiew optymizmu

- Ze względu na recesję, wzrost bezrobocia i spadek płac podobne przesunięcia, szczególnie jeśli chodzi o żywność, zaszły także w dużej części państw europejskich - mówi Wiktor Wojciechowski.

Paradoksem jest jednak to, że my mimo tak znacznego wzrostu ekonomicznego w stosunku do otoczenia cierpimy z tego samego powodu co ono.

- Wprawdzie nasz wzrost gospodarczy wyhamuje, lecz inflacja powinna osiągać rozsądne poziomy. Sądzę, że bardziej restrykcyjna polityka RPP powinna uspokoić z czasem szalejące ceny - dodaje Wiktor Wojciechowski.

Jednocześnie utrzymujemy wiarygodność na arenie międzynarodowej, co powinno zaprocentować w niedalekiej przyszłości. Po spadku poziomu inflacji całe społeczeństwo powinno mieć w końcu szansę na czerpanie zysków z dynamiki naszej gospodarki.

Jak GUS liczy inflację

Dorota Turek, z-ca dyrektora Departamentu Handlu i Usług GUS

Indeks inflacji to zagregowana wartość wzrostu cen produktów, których udział w domowych budżetach oceniamy co roku. Służy temu badanie gospodarstw domowych, które GUS prowadzi przez cały rok kalendarzowy. Na podstawie ustaleń, ile jakich produktów przeciętne gospodarstwo zakupuje, wyznaczamy tzw. wagi (część pieniędzy, jaką statystyczny Polak lub statystyczna rodzina przeznacza na daną kategorię produktów - żywność, ubrania, mieszkanie, leki, przejazdy, nośniki energii, paliwa, itd.).

Oczywiście są to wartości uśrednione, co oznacza, że indywidualne gospodarstwo domowe może mieć nieco inną strukturę wydatków. Do obliczeń przyjmowane są przeciętne roczne wydatki w PLN na jedną osobę w rodzinie w roku poprzednim.

Dopiero wówczas liczymy, o ile wzrosły cen poszczególnych produktów, które uznajemy za reprezentatywne dla danej kategorii. W sumie badamy ok. 1400 towarów i usług. Nie ujawniamy, jakie to konkretnie towary ze względu na niebezpieczeństwo możliwości wpływania na badanie przez samych producentów.

W kwietniu wskaźnik inflacji wyniósł 4 proc. rok do roku. Największy wpływ na ukształtowanie się wskaźnika na tym poziomie miały podwyżki opłat związanych z mieszkaniem (o 6 proc.), transportem (o 8,7 proc.) oraz wzrost żywności (o 2,9 proc.), które podniosły ten wskaźnik odpowiednio o 1,55 pkt proc., 0,79 pkt proc. i 0,66 pkt proc.

inflacjawzrost gospodarczywzrost cen
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)