Jak nie zostać "biurową ofiarą"?
Nie jesteś asertywny? Masz dużą szansą zostać "chłopcem do wszystkiego". Nie tylko przełożeni, ale i współpracownicy natychmiast wyczuwają osobę, która nie potrafi odmawiać i zaczynają ją wykorzystywać.
Zaczyna się niewinnie - najpierw prośba o drobną przysługę, potem o większą. W końcu zwalą na "ofiarę" wszystkie zadania, których nie chcą wykonywać. I tak jedna osoba siedzi po godzinach, zabiera do domu cudzą pracę i nie ma czasu nawet wyjść do toalety, a inni o godz. 15 są gotowi do wyjścia. Co gorsza, "biurowa ofiara" nie jest ani specjalnie lubiana, ani szanowana, a gdy w końcu postanowi odmówić, zostanie uznana za niekoleżeńską. Jak uniknąć tego losu? Wbrew pozorom nie dla wszystkich jest to łatwe. Jeśli mamy problemy z jasnym określaniem granic, mamy dużą szansę wpaść w tą pułapkę.
- Zawsze byłam koleżeńska i uważam, że ludzie powinni sobie pomagać. I zawsze tak robiłam. Moi koledzy szybko to zauważyli i zaczęli mnie po prostu wykorzystywać. Po kilku miesiącach starałam się powiedzieć, że nie dam rady spełniać każdej prośby, ale to już nie były właściwie prośby którym można odmówić, tylko oczekiwanie, że to zrobię. Gdy raz odmówiłam kolega zwyczajnie się obraził. Było mi tak głupio i przykro, że w końcu to ja do niego poszłam, żeby przeprosić i oczywiście wzięłam jego zadanie - opowiada 27-letnia Ewa o swojej pracy w firmie reklamowej.
- Byłam tak zmęczona, że w końcu zmieniłam pracę. Niestety to chyba mój problem, a nie kolegów z pracy, bo znów zaczyna się ta sama sytuacja. Wszyscy spychają na mnie swoją pracę i uważają to za naturalne. Już nawet nie zawsze usłyszę "dziękuję" - dodaje.
Wystarczy porozmawiać z ludźmi, poczytać internetowe fora, by zauważyć, że pani Ewa wcale nie jest wyjątkiem. Koleżeńskość, pracowitość i odpowiedzialność zawodowa to wspaniałe cechy. Pod warunkiem, że oprócz nich mamy jeszcze jedną - asertywność.
- Asertywność, wbrew powszechnej opinii, nie jest wcale umiejętnością mówienia "nie". Asertywnie można też powiedzieć "tak". To postawa pełna szacunku dla siebie i innych, wyrażająca się umiejętnością wyznaczenia granic w relacjach z innymi osobami - tłumaczy psycholog Renata Kaczyńska-Maciejowska.
Zgodnie z definicją asertywność to posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nienaruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych.
Zdaniem psychologów asertywność to umiejętność nabyta. Prowadzone są nawet treningi asertywności. Oznacza to, że wszyscy możemy się nauczyć tej postawy.
- Osobiście nie szkolę moich klientów z technik asertywności. Skupiam się na asertywności głębokiej. Na wykształceniu w nich tej postawy pełnej szacunku dla siebie i innych, na zbudowaniu przekonania, że mają prawo do własnej decyzji, jakakolwiek ona jest i staram się im pokazać, że pełne szacunku, ale nie uniżone "nie" nikogo nie urazi - tłumaczy psycholog.
- Same techniki u osoby, która nie czuje w sobie tego prawa do posiadania swojego zdania, często sprawiają, że taki wyszkolony asertywny "technik" staje się po prostu niegrzeczny, a nawet grubiański. A przecież nie o to chodzi - mówi.
Zdaniem pani psycholog sztuka nie zostania ofiarą w pracy polega na zbudowaniu wzajemnych relacji, opartych na równowadze i właśnie wzajemności.
- Moim zdaniem nie warto uciekać od pomagania współpracownikom, od brania na siebie dodatkowych zadań, ważne by to co robimy dawało nam satysfakcję i żebyśmy nie czuli się wykorzystywani - mówi Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Dopóki czujemy, że współpracownicy są nam wdzięczni za tą naszą pomoc, dopóki przychodząc do nas przedstawiają nam prośbę, którą możemy spełnić lub odmówić i obie strony mają tego świadomość - wszystko jest w porządku - ocenia pani Renata. - Kłopot pojawia się wtedy, gdy to przestają być prośby, a rodzi się oczekiwanie. Gdy współpracownicy nie dają nam już prawa odmowy i tak naprawdę nie czują wobec nas wdzięczności, a nasza pomoc jest dla nich czymś oczywistym. Niedopuszczalna jest też sytuacja, w której to jedna strona zawsze oczekuje przysługi, a druga zawsze ją spełnia. Dobre relacje oparte są na wzajemności. Raz ja wyręczę ciebie, innym razem ty pomożesz mi. Niestety biurowe ofiary, muszą mieć świadomość, że to ich postawa doprowadziła do tego, że znalazły się w takiej, a nie innej
sytuacji.
- Należy się głęboko zastanowić na ile my sami zaprosiliśmy współpracowników, czy też współpracownika do sytuacji, w której on daje sobie prawo do tego by nas wykorzystywać, traktować jak naiwną owcę, którą można przystrzyc, gdy tylko przyjdzie na to ochota. Bez tego zaproszenia, czy przyzwolenia z naszej strony taki problem się nie pojawi - tłumaczy Renata Kaczyńska-Maciejowska.
Na szczęście są sposoby, by uchronić się od roli ofiary w pracy, a przy odrobinie wysiłku wyplątać z niej, jeśli już stała się naszym udziałem.
- Zdecydowanie łatwiej jest określić te granice na początku, niż wycofać z takiej sytuacji, ale wszystko jest możliwe - dodaje psycholog i podpowiada jak to zrobić.
- Gdy wykorzystujący nasz brak asertywności kolega przychodzi do nas z kolejną prośbą zapytajmy po prostu "dlaczego przychodzisz z tym do mnie? Co ty sam możesz zrobić w tej sytuacji, by np. zdążyć z zadaniem na czas, a w czym dokładnie i dlaczego potrzebujesz mojej pomocy?"
- Zaprośmy taką osobę do wzajemnej wymiany. Gdy współpracownik podejdzie do nas i poprosi o przysługę, bo "tak doskonale radzimy sobie z tym zagadnieniem", odpowiedzmy: "bardzo chętnie ci w tym pomogę. Świetnie, że akurat podszedłeś, bo potrzebują twojej pomocy w tym, czy w tamtym". W ten sposób zaczniemy ustawiać nasze relacje na poziomie wzajemności. Albo sami zyskamy kogoś kto nas wyręczy, albo zniechęcimy wykorzystującą nas osobę, do przychodzenia z każdym problemem do nas.
- Zaznaczmy, że my sami też mamy swoje plany, czy zawodowe, czy prywatne. "Przykro mi dziś nie jestem w stanie ci pomóc, możemy nad tym usiąść jutro". Nie tłumaczmy się dlaczego nie możemy dziś, nie przepraszajmy.
- Spokojnie i rzeczowo powiedzmy naszemu "katowi" o uczuciach, które w nas wywołuje. "Kolejny raz przychodzisz do mnie pół godziny przed końcem pracy i chcesz przysługi na cito. Czuję się przymuszana do świadczenia ci przysług kosztem moich planów. Proszę nie stawiaj mnie w takich sytuacjach, bo źle się z tym czuję. Jeśli widzisz, że potrzebujesz mojej pomocy przyjdź do mnie wcześniej, nie w ostatniej chwili".
- Ostatnią deską ratunku, gdy dyplomacja nie zadziała, jest postawienie sprawy jasno. Powiedzenie "przestań mnie wykorzystywać, sam cały dzień nic nie robisz, a każde zadanie zwalasz na mnie" to prawdziwa ostateczność. Zanim z niej skorzystamy zastanówmy się i zważmy wszystkie za i przeciw. Jakie korzyści możemy odnieść z tak radykalnego "cięcia", a jakie ewentualnie czekają na szkody. - Czasem asertywnością jest świadome bycie nieasertywnym. W życiu zdarzają się różne sytuacje, a my musimy sami ocenić co nam się w efekcie zwyczajnie opłaci. Jeśli o przysługę, nawet niewygodną prosi nas osoba, która już niedługo będzie podejmować np. decyzję w sprawie naszego awansu, może nie warto w tym momencie walczyć o nienaruszalność naszych granic - tłumaczy psycholog. - Bo jeśli świadomie podejmujemy decyzję, to bez względu na to jaka ona jest, nie stajemy się ofiarą tej sytuacji.
AD/JK