Jak z rolnika zrobić grafika

Dzięki szkoleniom finansowanym przez Unię Europejską można z rolnika nie tylko zrobić grafika, ale też wykwalifikowanego pracownika ochrony, sekretarkę lub wizażystkę.

Jak z rolnika zrobić grafika

02.05.2007 | aktual.: 02.05.2007 16:36

Dzięki szkoleniom finansowanym przez Unię Europejską można z rolnika nie tylko zrobić grafika, ale też wykwalifikowanego pracownika ochrony, sekretarkę lub wizażystkę. Nazywam się Iwona, mam 27 lat i bardzo chciałam podwyższyć kwalifikacje, ale najpierw musiałam zostać rolnikiem.

Od kilku miesięcy byłam bez stałej pracy. Wiedziałam, że muszę się zacząć dokształcać, ale nie miałam pieniędzy. Ogłoszenie w gazecie dotyczące bezpłatnych kursów dla rolników wyglądało tak zachęcająco, że zaczęłam się rozglądać nawet za możliwością intratnego zamążpójścia za pana z hektarami. Całe szczęście nie było to konieczne. Okazało się, że moja mama kupiła kilka lat temu ziemie. Dzięki temu mogła zostać płatnikiem KRUS. Wystarczyło że ze mnie zrobiła tzw. domownika i ja również zaczęłam funkcjonować w branży rolniczej. Teraz mogłam korzystać z przywilejów. A jednym z nich są właśnie kursy w ramach programu „Reorientacja zawodowa osób odchodzących z rolnictwa”.

Zostaję prawdziwym domownikiem
Starannie wypełniłam dokumenty i zaznaczyłam, że interesuje mnie kurs projektanta stron www i grafika komputerowa. Szczerze powątpiewałam, czy w ogóle taki kurs dojdzie do skutku. Bardzo się więc zdziwiłam, gdy po miesiącu zadzwonił telefon i miły głos w słuchawce oznajmił, że się zakwalifikowałam. Na początku oczywiście bardzo się ucieszyłam, dopiero potem dotarło do mnie, że na czas trwania kursu muszę się przeprowadzić do rodziców. Właśnie u nich byłam zameldowana, nawet więcej, oficjalnie w dokumentach byłam ich domownikiem. Nie miałam pracy, a na kursie mi zależało, więc spakowałam plecak i z Gdańska przeprowadziłam się z powrotem do małego mazurskiego miasteczka, w którym nie mieszkałam już prawie osiem lat.
Był jeszcze jeden haczyk. Przed kursem trzeba było przejść dwudniowe warsztaty motywacyjne i dwa spotkania z doradcą zawodowym. Nie miałam na to ochoty.

Tylko dla prawdziwych rolników
Na pierwszym spotkaniu musiałam wypełnić trzy ankiety. W każdej trzeba było opisać swój wymarzony zawód, swój wyuczony zawód, i alternatywny zawód, który można wykonywać, gdy dwa pierwsze nie wypalą.
- Nie będę robiła testu, aby sprawdzić do jakiej pracy się pani nadaje, ponieważ ma pani wykształcenie. Te testy są dla prawdziwych rolników – stwierdziła doradczyni zawodowa, a na co dzień nauczycielka w klasach 1-3.
Na weekendowych warsztatach motywacyjnych miałam w końcu poznać moje nowe koleżanki i kolegów rolników. Trochę zdenerwowana zjawiłam się w sobotę rano, na trzecim piętrze kamienicy w centrum Olsztyna. W niewielkiej salce, siedziało piętnaście osób. Głównie kobiety w wieku mojej mamy. Większość z nich zapisała się na kurs obsługi kasy fiskalnej, z mojego szkolenia było tylko pięć osób. Pani, która prowadziła warsztaty motywacyjne zachęcała nas abyśmy się bliżej poznali. Na tablicy narysowała duży kwiat. Na jednym z płatków napisała swoje imię. Spojrzała na nas jak na dzieci z podstawówki i powiedziała:
- Poproszę, aby każdy z was po kolei również napisał swoje imię na płatku. Powiedzcie też co lubicie robić w wolnym czasie i dlaczego chcecie skończyć ten kurs.
Okazało się, że większość lubi długie spacery i muzykę, a na kurs zapisało się aby „nabyć nowe doświadczenia” i „podnieść kwalifikacje”.
- Tak naprawdę, to mam dosyć siedzenia w domu – tłumaczy mi pięćdziesięcioletnia Krystyna. - Dzieci wyrosły i wyprowadziły się, a z mężem rozmawiam tylko o krowach i psującym się ciągniku.

Grunt to pewność siebie
Warsztaty miały na celu podnieść naszą motywację do szukania nowej pracy. Uczono nas też jak jej szukać. Obejrzeliśmy dwa filmy instruktażowe: „Autoprezentacja” i „Rozmowa kwalifikacyjna”. Dowiedzieliśmy się z nich tak istotnych rzeczy jak na przykład, że na rozmowę kwalifikacyjną nie powinno się zakładać zbyt krótkiej spódniczki i obcisłej bluzki, a kontakt wzrokowy powinno się utrzymywać w 65 procentach. Ale najważniejsza jest pewność siebie. Następnego dnia mieliśmy dokonać autoprezentacji przed całą grupą. - Dzień dobry, nazywam się Edyta Raczyńska. Marzę o pracy w charakterze recepcjonistki – mówiła łamiącym się głosem kobieta. Ze łzami w oczach, które napłynęły jej ze zdenerwowania brnęła dalej. - Mam odpowiednie wykształcenie, skończyłam turystykę na AWFiS w Gdańsku. Przez pięć lat mieszkałam we Francji, znam więc biegle język francuski – Edyta zanosiła się od płaczu.
Cała grupa również płakała. Do autoprezentacji zgłosiły się jeszcze cztery osoby. I znowu wszyscy zalewali się łzami jak na „Titaniku”. Instruktorka dała nam więc spokój, i nikt już więcej nie musiał występować przed grupą i mówić o sobie dobrych rzeczy.
- Bo to przecież nie wypada, tak przechwalać się przy wszystkich – zauważył Jerzy z Braniewa.
Dalszą część zajęć zajęły nam gry i zabawy, które miały na celu podniesienie naszej kreatywności i współdziałania w grupie. Tak więc budowaliśmy wieżowce z gazet, rozwiązywaliśmy zagadki kryminalne i negocjowaliśmy warunki wymiany ołówka na papier. W ciągu tych dwóch dni bardzo się ze sobą zżyliśmy.

Operator w świecie multimediów
Przed rozpoczęciem kursu okazało się, że urzędnicy z Urzędu Pracy nie zgodzili się, aby odbył się on pod nazwą grafika komputerowa, ponieważ do tego potrzebnych jest minimum 500 godzin. My mielimy tylko 140. Więc wykonawca kursu Olsztyńska Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania nazwał szkolenie „Operator sprzętu komputerowego w środowisku multimedialnym”, co nie brzmiało zbyt dobrze. Uczestnicy zaczęli się lekko buntować.

- Operator to może być koparki – odgrażała się Renata z Pisza. Mimo naszych starań niczego nie dało się zmienić.
Mieszkam w Nowym Mieście Lubawskim i wstawałam codziennie o godzinie 5 rano. Potem biegłam na autobus do Olsztyna. Po dwóch godzinach jazdy PKS-em, przesiadałam się w miejski autobus i dojeżdżałam do szkoły na zajęcia. Wszystkim opłacało się dojeżdżać ponieważ Unia Europejska zwracała koszty podróży.
Prawie codziennie przed rozpoczęciem zajęć musieliśmy wypełnić jakąś ankietę.

- Takie są wymogi unii – tłumaczyli organizatorzy. Tak więc ciągle wystawialiśmy oceny naszym wykładowcom, salom komputerowym i zapewnialiśmy, że nam się bardzo podoba. Po dwóch tygodniach przestaliśmy zapewniać, że nam się podoba i zgodnie zaczęliśmy narzekać. Mieliśmy dość ankiet.
Pewnego dnia odwiedziły nas panie z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Olsztynie.

- Czy wiecie dlaczego tu jesteście? – pytały jak byśmy byli porwanymi przez kosmitów.

Swoje własne www
Przez półtora miesiąca nauczyliśmy się obsługi programów Photoshop i Corel oraz podstaw języka HTML i PHP. Może 140 godzin to jest niedużo, ale my bardzo chcieliśmy się uczyć.
Sylwester z Biskupca prowadzi gospodarstwo agroturystyczne. Na kursie zaprojektował swoją stronę www i dzięki temu promuje się w całej Polsce. Wieczorami fotografuje księżyc nad jeziorem i swoją wnuczkę. Następnie zdjęcia obrabia w Photoshopie i czuje się jak prawdziwy artysta. Danka właśnie zdała egzamin na kierowcę ciężarówki. Wraz z mężem będzie jeździła po całej Europie. Ona też umieściła swoją stronę w Internecie, gdzie oferuje usługi transportowe. Bożena na razie wykorzystuje komputer, aby wysyłać maile do dzieci i poplotkować z koleżankami na gadu-gadu. Iza marzy o otwarciu własnej restauracji. Na razie zarządza małym hotelikiem na mazurach i fotografuje swoje konie.

Niedawno zadzwonił mój telefon. - Czy pani znalazła już pracę? – zapytała jedna z pań organizujących kurs. - Jeszcze nie, ale cięgle szukam.

Iwona Rabczyńska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)