Jak zaspokoić strajkujących?
Pracownicy służby zdrowia, nauczyciele, celnicy, prokuratorzy chcą podwyżek
Sytuacja w budżetówce zaczyna być naprawdę gorąca.
28.01.2008 | aktual.: 28.01.2008 12:49
Sytuacja w budżetówce zaczyna być naprawdę gorąca. Wbrew pozorom to dobry moment na trudne, niezbędne reformy. Tak napiętej sytuacji nie było od lat, informuje "Puls Biznesu". Do protestujących od miesięcy lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli i górników w ostatnich dniach dołączyli celnicy.
Strajkiem zaczęli grozić prokuratorzy. Czego się domagają? Oczywiście głównie pieniędzy. Lekarze specjaliści chcą zarabiać 7,5 tys. zł brutto, medycy bez specjalizacji — 5 tys. zł. Pielęgniarki żądają podniesienia pensji do poziomu średniej krajowej (niespełna 2,7 tys. zł brutto) dla początkujących i podwyżek dla pozostałych. Nauczyciele oczekują wzrostu płac o 600 zł dla stażystów i o 1,1 tys. zł dla najbardziej doświadczonych. Celnicy chcą natomiast podwyżki o 1,5 tys. zł.
Stać nas na to? Tak! — twierdzą eksperci. Pod warunkiem że wprowadzimy reformy w każdej z tych branż. A — paradoksalnie — dokonywanie zmian systemowych — szczególnie tych najbardziej niepopularnych — może się udać właśnie teraz, kiedy determinacja strajkujących jest na granicy wytrzymałości. Jeśli zgoda na podwyżki uzależniona będzie od reform, to przełknięcie przez zainteresowane grupy odebrania przywilejów (obciążających finanse publiczne i całą gospodarkę) będzie łatwiejsze. Wszystko zależy jednak od zdolności negocjacyjnych rządu i przygotowania odpowiedniej strategii do rozmów. Postanowiliśmy pomóc w tym premierowi Donaldowi Tuskowi i jego gabinetowi. Zapytaliśmy ekspertów, jakie konkretne reformy powinny zostać zaproponowane strajkującym. I życzymy powodzenia.
Eksperci radzą, jak mądrze rozwiązać płacowe dylematy. Prof. Andrzej Barczak, wykładowca Akademii Ekonomicznej w Katowicach Radzę rządowi wysunąć dwa postulaty.
- Przede wszystkim zmiany wymaga ustawa o związkach zawodowych. Jest anachroniczna i anarchiczna. Związek może być powołany przez garstkę pracowników, których interesy nie muszą być zbieżne z interesem załogi. Walka o niezależność organizacji pracowniczych była piękną ideą w czasie przemian ustrojowych, ale dziś przerodziła się w patologię. Kilku najbardziej agresywnych górników może sparaliżować całą kopalnię. To właśnie zła ustawa spowodowała obecną sytuację w Budryku. Związki powinny być reprezentatywne — mieć poparcie przynajmniej 20 proc. załogi.Błędem ustawy jest też brak kadencyjności szefów organizacji i umocowanie ich wewnątrz zakładu pracy. Dzięki temu przywódcy związkowi, szczególnie politycznie zaangażowani, mają władzę nad zarządem i są nieodwoływalni. To sprzyja wypaczeniom, zwłaszcza że związkowcy dostają z kopalni regularną pensję, dbają więc głównie o swoje interesy.
Drugą propozycją jest reforma przywilejów górniczych. Emerytury pomostowe to nonsens. Górnicy w wieku 55 lat powinni mieć prawo do wcześniejszej emerytury. To adekwatny do warunków okres pracy — obecne przywileje są zbyt duże („emeryci” często nadal pracują w kopalniach), ale zmuszanie górników dołowych do dłuższej pracy również byłoby niesprawiedliwe.
Krzysztof Tuczapski, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Niepublicznych Szpitali Samorządowych, prezes Zamojskiego Szpitala Niepublicznego.
- Z rzucanie odpowiedzialności za wprowadzanie podwyżek na dyrektorów szpitali jest błędem — to problem systemowy. Pieniędzy w służbie zdrowia jest dużo, najwięcej od lat, brak tylko ich dobrego wykorzystania. Dlatego radzę rządowi podążać ścieżką wytyczoną w expose. Podwyżki są możliwe do sfinansowania tylko wówczas, kiedy w każdym z zadłużonych szpitali dokona się gruntownej restrukturyzacji, a najlepszym sposobem jej przeprowadzenia jest przekształcenie ich w spółki prawa handlowego. Tą drogą poszło już 61 jednostek — z bardzo dobrym skutkiem. Zmiana formy własnościowej szpitala w naturalny sposób powoduje jego reorganizację i uszczelnienie finansów, tu są duże rezerwy. Restrukturyzacja musi się dokonać na dwóch poziomach. Pierwszy to mentalność załogi — pracownik niepublicznego szpitala identyfikuje się z nim, wie, że działając wbrew jego interesowi, działa przeciwko sobie. Drugi poziom to organizacja pracy —prezes menedżer potrafi tak ustawić zadania, aby efektywniej wykorzystać personel, sprzęt i
powierzchnię. Przekształcenie własnościowe szpitali jest jednak tematem wrażliwym społecznie. Rząd musi stale tłumaczyć, że nie jest to żadna prywatyzacja. W moim szpitalu (od pierwszego roku działania przynosi dodatni wynik finansowy) pacjenci leczą się na tych samych zasadach, co w publicznej służbie zdrowia.
Jeremi Mordasewicz ekspert zajmujący się edukacją w PKPP Lewiatan, były nauczyciel akademicki.
- Podwyżki dla nauczycieli? Nic prostszego. Ale tylko wtedy gdy nauczyciele zgodzą się na wprowadzenie zasadniczych zmian. Pierwsza to zlikwidowanie przywilejów emerytalnych. Dlaczego murarz ma pracować do 65. roku życia, a nauczyciel zaledwie do 60.? Zwłaszcza że według badań statystycznych ten drugi żyje o 2 lata dłużej niż należący do innych grup zawodowych. Obecnie przeciętny nauczyciel na emeryturze jest prawie tak długo, jak długo pracował. Reforma, na którą powinni zgodzić się pracownicy edukacji w zamian za podwyżki, to również odejście od tzw. karty nauczyciela i przywilejów w niej zawartych. Niepotrzebnie usztywnia system i uniemożliwia dokonywanie zmian w oświacie. Ponadto doradzałbym rządowi stworzenie systemu wynagradzania opartego na godzinach pracy, a nie — jak obecnie —na stałej miesięcznej pensji. Oczywiście nie można rozpatrywać tylko godzin spędzonych na prowadzeniu zajęć, do lekcji nauczyciel musi się przygotować. Ale nawet biorąc to pod uwagę, mało który z nich pracuje łącznie 40 godzin
tygodniowo. W dodatku pracownikom edukacji co roku w wakacje przysługuje znacznie dłuższy urlop niż innym grupom. Wprowadzając te zmiany, rząd zyska wsparcie nauczycieli z powołaniem i zapałem, którzy zarabiają dziś tyle samo, co ci mniej ambitni (mimo że pracują więcej).
Ryszard Petru główny ekonomista Banku BPH
- Kiedy rząd staje do negocjacji ze strajkującymi grupami zawodowymi, obie strony muszą mieć świadomość tego, że ustalenia zawarte w trakcie rozmów nie pozostaną bez wpływu na inne branże. Gospodarka to układ naczyń połączonych. Zrealizowanie żądań jednej grupy pobudza i potęguje oczekiwania innych branż. Ta spirala od dłuższego czasu się nakręca, co negatywnie wpływa na konkurencyjność naszej gospodarki i obciąża finanse publiczne.
Jak w takim razie powinien zachować się dziś rząd? Spełnienie żądań nie załatwi sprawy. Zabrniemy w ten sposób w ślepą uliczkę — za jakiś czas te same problemy powrócą. Z drugiej strony, kategoryczne odmawianie pracownikom podwyżek również nie jest żadnym rozwiązaniem. Nastroje społeczne są i tak napięte. Jeśli rząd chce dzisiaj i w przyszłości uniknąć przepychanek, musi włączyć partnerów społecznych w proces wprowadzania reform strukturalnych, również tych trudnych i niepopularnych, w zamian za podwyżki. Potrzebna jest więc spójna strategia rządu, jasno określająca, co, za ile i za pomocą jakich mechanizmów można zaoferować poszczególnym grupom społecznym. Wymaga to koordynacji działań wewnątrz Rady Ministrów przez jeden ośrodek. Strategia ta musi być w dodatku powiązana spójnym programem gospodarczym rządu, którego obecna ekipa niestety wciąż nie ma.
Jacek Kowalczyk
Zobacz też:
Kierowcy grożą
Prokuratorzy domagają się podwyżek