Janusz Śniadek: polskie związki to oaza spokoju na tle Europy

Wbrew kreowanemu stereotypowi Polska "związkowa" to oaza spokoju na tle Europy. A konflikty zdarzają się równie często z winy lub niekompetencji pracodawców.

Janusz Śniadek: polskie związki to oaza spokoju na tle Europy
Źródło zdjęć: © Nowy Przemysł

Nie potrafią lub nie chcą rozmawiać z załogą. Pracownik dla nich to wyłącznie pozycja w kosztach - mówi Janusz Śniadek, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność.

*Jakie praktyki pracodawców szczególnie niepokoją związek Solidarność? *
Ucieczka od stałego zatrudnienia, nieuczciwa konkurencja przez omijanie prawa pracy, a ostatnio zagrożenia wynikające z tzw. „ustawy antykryzysowej”. Kompromis pomiędzy pracodawcami i związkami polegał na solidarnym rozkładaniu ciężarów kryzysu na pracowników, pracodawców i budżet państwa. Rząd, łamiąc zasady dialogu, narzucił ustawę opartą na filozofii „zero środków z budżetu” i dającą pracodawcom instrumenty do przerzucania ciężarów na pracowników. Chodzi np. o możliwość stosowania wydłużonego okresu rozliczeniowego u wszystkich pracodawców, nie tylko tych, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji z powodu kryzysu.

*Czy nie na tym polega solidarne stawianie czoła kryzysowi? *
Nie, ponieważ nadużywa się i pojęcia „kryzys”, i narzędzi, jakie daje ustawa antykryzysowa. Sięgają po nią także pracodawcy, których nie spotkała żadna klęska lub załamanie sprzedaży. Pod płaszczykiem kryzysu – powróciła do gospodarki plaga nie płacenia w terminie lub w ogóle wynagrodzeń pracownikom. Narusza się szereg przepisów prawa pracy, na przykład; nie wydaje się świadectw pracy, łamie ustawowe terminy wypowiedzeń pracy, narusza przepisy o czasie pracy, zwalnia osoby ustawowo chronione - i to nie tylko chodzi o działaczy związkowych, ale także kobiety w ciąży.

To za sprawą pracodawców ciągle rozszerza się patologia w postaci fałszywego samozatrudnienia pracowników oraz zatrudniania ich na czarno, czyli nieuczciwa konkurencja i dumping kosztem ZUS-u i fiskusa. Narzucona prywatyzacja w służbie zdrowia i oświacie wymusza zastępowanie stosunku pracy kontraktami czyli fałszywym samozatrudnieniem. Ustawowe rozwiązania sprzyjają więc patologiom i rząd daje na to przyzwolenie.

*W jaki sposób? *
Zagrożenia dla pracowników wynikają nie tylko z ustawy antykryzysowej, ale wielu innych aktów, np. z ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Obowiązek uprzedzania o kontroli z siedmiodniowym wyprzedzeniem czyni ją fikcją, na którą trwoni się publiczne pieniądze, a skutki ukrywanych dzięki temu zaniedbań bywają tragiczne. Co gorsza, to koronny przykład na to, że rząd daje sygnał przedsiębiorcom: hulaj dusza, piekła nie ma.

*Jak ocenia Pan współdziałanie związków zawodowych w zakładach pracy z pracodawcami, szczególnie w tych prywatnych? *
Działają odpowiedzialnie i co ważne, wbrew powszechnemu mniemaniu, coraz częściej właśnie w firmach prywatnych. W ostatnich latach rejestrujemy rocznie od 200 do 300 nowych organizacji związkowych. Nie są to duże organizacje, liczą około 20-50 członków, bo powstają przeważnie w małych i średnich przedsiębiorstwach, które przecież dominują w gospodarce.

Mamy wiele przykładów świetnej i korzystnej współpracy związkowców z pracodawcami. Dowodzą tego kolejne edycje naszego programu „Firma przyjazna pracownikom”. W zakładach pracy w większości przypadków obie strony doskonale zdają sobie sprawę, że jadą na tym samym wózku.

Dlaczego zatem dochodzi do tak ostrych konfrontacji pracodawców ze związkowcami?

Aż prosi się, aby podał pan przykłady... Wbrew kreowanemu stereotypowi, Polska „związkowa” to oaza spokoju na tle Europy. A konflikty zdarzają się równie często z winy lub niekompetencji pracodawców. Nie potrafią lub nie chcą rozmawiać z załogą. Pracownik dla nich to wyłącznie pozycja w kosztach.
Obserwujemy dzisiaj w Polsce swoistą antyzwiązkową krucjatę ze strony liderów politycznych i gospodarczych. Ta krucjata i osłabianie związków to zamach na społeczeństwo obywatelskie, na konstytucyjne uprawnienie pracowników. Nie służy to również gospodarce.

*To związkowcy są ofiarami? *
Oczywiście. W „Solidarności” mamy wiele informacji o szykanach a nawet wyrzucaniu z pracy za działalność związkową lub czynne poparcie akcji związkowych. Na przykład w ubiegłym roku protestowaliśmy w Sieradzu, gdzie z tamtejszego domu pomocy społecznej, zwolnione zostały dwie pracownice tylko z tego powodu, że – w ramach urlopu – uczestniczyły w manifestacji związkowej. Sąd przywrócił je do pracy. Z podobnych powodów niedługo będziemy protestować w Radomiu i Leżajsku. Jawnie narusza się prawo pracy, co nie uchodzi już w państwie prawa, szczególnie w kraju unijnym. Niestety, sprawy w sądach trwają miesiącami, a bywa, że zamiast przywracać do pracy, sądy zasądzają tylko odszkodowania.

Z badań (np. Instytutu Spraw Publicznych) wynika, że do konfliktów prą liderzy związkowi. Szczególnie jest to charakterystyczne w zakładach, w których działa wiele organizacji związkowych i występuje licytacja na "drapieżność" i "skuteczność" w dopieczeniu prezesowi.
To bywa realnym problemem, ale w skali kraju – naprawdę nienajistotniejszym. Tak jak różni są ludzie, tak i różni działacze związkowi, z pewnością. Ale na tej podstawie nie można twierdzić, że „wszyscy” liderzy związkowi to jastrzębie, prący do konfrontacji z pracodawcą. Tak jak nieprawdziwy jest stereotyp pracodawcy wyzyskującego pracowników.
Pamiętajmy, że misją i rolą związków zawodowych jest być głosem załogi. Lider, żeby nie wiem jak dążył ku konfrontacji, jeżeli nie ma poparcia wśród załogi, zostanie sam. Rozmawiamy z organizacjami pracodawców o ustaleniu warunków reprezentatywności partnerów społecznych, co z pewnością leży w interesie dialogu społecznego.

*Pracodawca ponosi odpowiedzialność długookresową za losy przedsiębiorstwa i pracowników, co nie jest tożsame z roszczeniami bieżącymi pracowników. Czy te sprawy rozumieją związkowcy? *
„S” nie musi udowadniać ani patriotyzmu, ani rozsądku. Tego już dowiodła nasza historia. W tysiącach przedsiębiorstw nasze organizacje współpracują z pracodawcami dla wspólnego dobra. Niestety, o takich przykładach jest cicho, bo są „normalne”, a nagłaśniane są jedynie przypadki konfliktów. Mogę wyrazić tylko uznanie, że na razie konfliktów jest tak niewiele. Przecież w ciągu ostatniego roku w wielu zakładach zawierano bardzo trudne dla załóg i związków porozumienia ograniczające koszty pracy dla uniknięcia lub ograniczenia zwolnień. Właśnie po to, aby ratować „ich” firmę i miejsca pracy.

Jak już mówiłem, często bywa, że to osoby zarządzające firmą nie potrafią komunikować się z załogą i wysłuchać ich racji. Gdy nie potrafi się uniknąć konfliktu, pozostaje zrzucić winę na pracowników i związkowców lub ich liderów. Zanim więc oskarżymy związkowców, przyjrzyjmy się obu stronom konfliktów.

Piotr Stefaniak

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)