Jeśli seks-saksy to tylko w Niemczech
W Europie branża usług seksualnych powoli staje się częścią normalnej gospodarki. W kilku krajach powstały specjalne ustawy regulujące i chroniące kobiety „sprzedające” swoje ciało.
03.02.2014 | aktual.: 04.02.2014 11:20
Tu i ówdzie działają stowarzyszenia lub związki zawodowe skupiające córy Koryntu. We Włoszech kobiety, które dały się poznać w porno-flimach zasiadły w parlamencie. Już prawie nikt nie potępia prostytutek, jeśli już krytykowana jest prostytucja jako taka.
Według najnowszych badań przeprowadzonych w Niemczech, 78 proc. mężczyzn wypowiada się przeciwko wprowadzeniu zakazowi prostytucji. Co ciekawe, niemal tyle samo zapytanych Niemek, 76 proc., jest tego samego zdania.
Niemiecka seks biznes
Używając dosłownych określeń, Niemcy to największy "dom publiczny" w Europie. Ocenia się, że w tym sektorze pracuje około 400 tysięcy kobiet, które każdego dnia obsługują około miliona mężczyzn. W 2002 roku uchwalono ustawę, która de facto zalegalizowała prostytucję. Kobiety trudniące się najstarszym zawodem świata mogą rejestrować swoją działalność, ubezpieczać się i składać oficjalne skargi na klientów, którzy nie zapłacili za usługę. Jednak mało kto korzysta z dobrodziejstw ustawy z 2002 roku. Według ostatnich danych Federalnej Agencji Pracy tylko 44 prostytutki zgłosiły działalność i opłacają składki. Olbrzymia większość pracuje nielegalnie, w różnych quasi klubach, pubach i centrach rozrywkowych. Tylko niektóre dostają do podpisania umowy, zwykle jako barmanki, tancerki lub pokojówki.
Niemki unikają tego zawodu. W niemieckich burdelach dominują cudzoziemki, i to z całego świata. Ostatnio duża grupa kobiet napłynęła z Rumunii i Bułgarii. Tak duża, że doprowadziło to do spadku cen usług, a niektóre „panie” siedzą tylko i czekają. Jest tajemnicą poliszynela, że wiele kobiet wykonuje ten zawód nie z własnej woli. Zostały zwabione obietnicami wysokich zarobków i normalnej pracy. Pozbawione dokumentów, trzymane w odosobnieniu, nie znające języka, do tego niekiedy poniżane i bite, w końcu godzą się na to czego żądają od nich mocodawcy.
Ile można zarobić?
Niestety, lub na szczęście (zależnie od punktu widzenia) ceny usług erotycznych w Niemczech systematycznie spadają. Seks jest dostępny już za 20-30 euro, a niekiedy nawet za 15 euro (na ulicy, w samochodzie). Według magazynu Briggite przeciętna niemiecka prostytutka, nie „przemęczając” się, zarabia na czysto około 1500 euro. Dla porównania, w Polsce, przy średniej cenie za „numerek” rzędu 150 zł, można zarobić więcej. Ale polski rynek takich usług jest ograniczony, kontrolowany i nielegalny. Zaś w Niemczech polskie prostytutki mają niezłą renomę i mogą liczyć na więcej niż konkurentki przybyłe z Rumunii czy Mołdawii.
Polecamy: Hotele w kurortach czekają na Polaków
Ostatnio modne stają się w Niemczech domy publiczne oferujące seksualne usługi w ramach systemu flate rate. Polega to na tym, że np. już za 50 do 100 euro klient ma prawo przez kilka godzin korzystać z usług tylu prostytutek, ilu zapragnie. W takich przybytkach pracują zwykle mało urodziwe dziewczyny przybyłe z biednych krajów, a do tego warunki lokalowe i higieniczne pozostawiają wiele do życzenia. Luksusowe burdele, a w takich właśnie pracują najczęściej nasze rodaczki, czują się zagrożone nowym trendem i domagają się od władz wprowadzenia zakazu świadczenia usług typu flate rate.
Największy burdel
Na początek tego roku zapowiedziano otwarcie w Saarbrücken, niedaleko francuskiej granicy, największego domu publicznego w Niemczech. Kosztem 4,5 mln euro powstał luksusowy obiekt o powierzchni 4500 m kw., gdzie klienci będą mieli do wyboru około 100 prostytutek. Lokalizacja tej inwestycji nie jest przypadkowa. Stąd tylko rzut kamieniem do Francji. Do Francji prezydenta Hollande, który sam zmienia kobiety jak rękawiczki, lecz nie chce aby zwykli obywatele mieli też wiele kobiet, tyle że na krótko i za pieniądze. Nowa ustawa, która zacznie obowiązywać od połowy tego roku, wprowadza drakońskie kary za korzystanie z usług prostytutek (samo świadczenie takich usług przez kobiety nie jest i nie będzie karalne). Kary mogą wynieść od 1500 do 7,5 tys. euro, a nawet 6 miesięcy aresztu. W związku z nowym prawem wiele kobiet, które pracują w domach publicznych w Paryżu i w innych francuskich miastach, zastanawia się nad przeprowadzką do Niemiec, Holandii lub Szwajcarii. W ślad za nimi pojadą ich francuscy klienci. Stąd
nowa inwestycja w Saarbrücken.
Miasto Saarbrücken uchodzi za największe zagłębie usług seksualnych w Niemczech. Według władz miasta czynnych jest tu około 100 burdeli, w których pracuje łącznie ponad 1000 prostytutek. Wiele z nich łapie klientów wystając na ulicach. Włodarzy miasta martwi taka reklama i zastanawiają się czy np. wzorem Bonn nie wprowadzić automatów ulicznych, gdzie kobiety zabiegające o klientów musiałyby kupować bilety, tak jak za parkowanie samochodu.
Holandia, Szwajcaria, Szwecja
Te dwa pierwsze kraje porno-biznes traktują podobnie jak Niemcy. Nie walczą z prostytucją. Starają się stworzyć parasol ochronny dla kobiet trudniących się nierządem, a jednocześnie czerpać korzyści z opodatkowania takiej działalności. Tutaj szukają zatrudnienia także Polki, ale ostatnio dużą konkurencję robią im kobiety przybyłe z Rumunii, Bułgarii i Mołdawii.
Natomiast Szwecja to pierwszy kraj w unijnej Europie, który wprowadził kary za korzystanie z usług prostytutek. Stało się to już w 1999 roku. Na tych rozwiązaniach prawnych wzoruje się dzisiaj Francja. Tu i tam kobiety postrzega się jako ofiary, dlatego one same nie podlegają żadnym karom. Szwedzkie doświadczenia nie są jednak najlepsze. Po latach okazało się, że sam proceder został wprawdzie ograniczony, lecz to co się ostało znajduje się poza jakąkolwiek kontrolą.
Wacław Krasicki