"Jesteśmy w stanie wegetacji". Polscy taksówkarze znów protestują
- Nie mam planu B. Mogę stracić pracę - opowiada Maksim, taksówkarz z Białorusi. Po zmianach w prawie większość kierowców z zagranicy nie będzie mogła legalnie jeździć taksówkami bez polskiego prawa jazdy. - Na drogach stanie się bezpieczniej - twierdzą taksówkarze z korporacji.
Obowiązek posiadania polskiego prawa jazdy przez taksówkarzy wejdzie w życie jeszcze przed wakacjami. Pośrednicy w rodzaju Ubera i Bolta biją na alarm, że nowelizacja odetnie od możliwości zarobkowania rzesze obcokrajowców, dla których praca kierowcy jest pierwszą, którą podejmują po przyjeździe do Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rektor jednej z najlepszych uczelni biznesowych na świecie - prof.Grzegorz Mazurek: Biznes Klasa #22
Gdyby takie przepisy pojawiły się dwa lata temu, problemy z zarabianiem miałby Maksim*. Białorusin pojawił się w Polsce, uciekając przed falą represji po antyrządowych protestach w 2022 r.
- Brałem udział w protestach i trafiłem do więzienia. Gdy wypuszczono mnie na tydzień, od razu uciekłem do Polski - opowiada białoruski taksówkarz.
Trafił, jak mówi, "na taryfę". - To lepsze niż wylądować na budowie albo na kasie w sklepie. Można zarobić naprawdę dobre pieniądze, jeżeli ma się chęci do pracy - przekonuje. Sęk w tym, że aby zdobyć zaświadczenia o niekaralności i o tym, że jego białoruskie prawo jazdy jest aktualne, Maksim musiałby stawić się w ambasadzie.
Taki krok w najgorszym wypadku groziłby mu deportacją z Polski. Z drugiej strony, jeżeli mężczyzna nie wyrobi polskiego prawa jazdy, straci uprawnienia do wykonywania zawodu.
- W podobnej sytuacji jest wielu moich rodaków. Problemy mają też moi przyjaciele z Ukrainy. Nie mam planu B. Mam nadzieję, że przepisy jednak się zmienią - zastanawia się Maksim.
Uber i Bolt biją na alarm
Wymóg posiadania polskiego prawa jazdy wchodzi w życie w połowie czerwca. Nowelizacja została przegłosowana rok temu - na fali doniesień o molestowaniu seksualnym w samochodach kierowanych w dużej mierze przez taksówkarzy z zagranicy.
Jednym ze sposobów na zwiększenie bezpieczeństwa pasażerów miało być wprowadzenie zakazu jazdy na zagranicznym prawie jazdy. Polski dokument można jednak wyrobić dopiero po pół roku obecności w kraju.
Ta kombinacja sprawia, że z rynku może zniknąć nawet co dziesiąty taksówkarz (a w Warszawie aż 30 proc.), a dostęp do zawodu zostanie ograniczony. Ceny przejazdów pójdą w górę o połowę - straszy Uber. Nie jest bowiem tajemnicą, że dla wielu obcokrajowców jazda taksówką jest pierwszą pracą po przyjeździe nad Wisłę. Ustawodawca nie wymaga bowiem od taksówkarzy znajomości języka polskiego, której brak rzutuje na możliwość znalezienia zatrudnienia np. na niespecjalistycznych stanowiskach w handlu.
W ostatnim badaniu ankietowym przeprowadzonym przez FreeNow te obserwacje potwierdziło 50 proc. kierowców-obcokrajowców.
"Polski taksówkarz w stanie wegetacji"
W ostatnich latach do Polski przyjeżdżali jednak nie tylko uchodźcy. Nad Wisłę trafiają zazwyczaj bez znajomości języka, zdarza się, że z podrobionymi dokumentami. Taksówkarze z korporacji przyznają, że miewają z kierowcami Ubera i Bolta nieprzyjemne doświadczenia.
Jeden z nich trafił mnie w bok na skrzyżowaniu. Kiedy zobaczył, co się stało, po prostu wyszedł z samochodu i zaczął biec w przeciwnym kierunku - opowiada nam jeden z warszawskich taksówkarzy.
Dochodzenie wypłaty odszkodowania okazało się skomplikowaną sprawą. Ubezpieczyciel potrzebował danych kierowcy, który spowodował kolizję. Nasz rozmówca zgłosił się do partnera flotowego. Ten nie był jednak w stanie zidentyfikować kierującego, bo dane osobowe, które podał taksówkarz, były nieprawdziwe. Sprawa utknęła w martwym punkcie.
- Szarpanina trwała ponad rok. Ostatecznie dostałem pieniądze z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego - opowiada nasz rozmówca.
Podobnymi historiami taksówkarze sypią na poczekaniu. Twierdzą, że wraz ze wzrostem liczby kierowców z zagranicy na drogach zrobiło się bardziej niebezpiecznie. Wprowadzenie wymogu posiadania polskiego prawa jazdy miałoby sprawić, że, w teorii, kierowcy o najbardziej wątpliwych kompetencjach w jeździe samochodem, znikną z rynku.
- Zdarzyło się, że goniłem takiego wariata przez kilka przecznic. Wcześniej gość prawie rozjechał pieszego na pasach. Złapałem go na światłach i wygarnąłem, co myślę. Takie niebezpieczne sytuacje zawsze się zdarzały, ale od momentu upowszechnienia się aplikacji do przewozu osób to plaga - opowiada nam pan Marek, taksówkarz z kilkunastoletnim doświadczeniem.
Mężczyzna narzeka, że jednocześnie spadły jego realne dochody. - Po odliczeniu kosztów zarabiam obecnie trochę ponad 4 tys. zł "na rękę". Przed pandemią nie były to złe pieniądze. Dzisiaj trudno z tego wyżyć - opowiada pan Marek.
Tadeusz Stasiów, prezes Samorządnego Związku Zawodowego Taksówkarzy RP, przekonuje, że tego typu rozczarowanych realiami kierowców jest coraz więcej. Według jego obserwacji w zawodzie ostali się głównie ludzie starsi, niektórzy już w wieku emerytalnym. Zawód tradycyjnie pojmowanego taksówkarza, mówi, odchodzi do lamusa.
Młodzi nie chcą szarpać sobie nerwów, płacić czterokrotnie wyższe ubezpieczenie od kierowców Ubera. Polski taksówkarz został właściwie wyeliminowany z rodzimego rynku, jest w stanie wegetacji. W samej Warszawie z zawodu odeszło 8 tys. z 12 tys. taksówkarzy, w innych miastach odeszło od 50 do 70 proc. - szacuje w rozmowie z WP Finanse Tadeusz Stasiów.
Regulacje okażą się wydmuszką?
Taksówkarze mają wątpliwości, czy nowe regulacje nie podzielą losu swoich poprzedników, które, w opinii branży, zakończyły się fiaskiem.
Według Tadeusza Stasiowa dotychczasowe zmiany przepisów prowadziły tylko do "zalegalizowania nielegalnej działalności", jaką jego zdaniem prowadzą między innymi firmy typu Uber czy Bolt.
- Wpuszczono na rynek zagraniczne firmy dotowane przez bliżej nieokreślone zagraniczne podmioty, które wyeliminowały dużą część polskich taksówkarzy - opowiada Stasiów.
- Użytkowane przez pośredników aplikacje mobilne do przewozu osób taksówką są niezgodne z obowiązującymi przepisami w tej materii. Aplikacja, o których mowa w przepisach ustawy o transporcie drogowym i rozporządzeniu ministerstwa, na chwilę obecną nie została wytworzona i wdrożona - krytykuje związkowiec.
Pojawiają się także głosy, że pośrednicy w przewozie osób mogą wyciągnąć niedługo asa z rękawa.
- Nikt nie wie, czy Uber i Bolt nie znajdą furtki prawnej, by kierowcy z zagranicy mogli dalej jeździć. Zastanawia nas spokój partnerów flotowych. Nie denerwują się, a oni zawsze wiedzą o planach pośredników z pewnym wyprzedzeniem - wskazuje jeden z naszych rozmówców.
* Imiona bohaterów zostały na ich prośbę zmienione
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl