"Kasa pozostała pusta". Pracownice sądu usiądą na ławie oskarżonych
Proces w sprawie przywłaszczenia 577 tys. zł z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie ma ruszyć 6 lipca przed Sądem Okręgowym w Słupsku. Akt oskarżenia obejmuje trzy byłe pracownice sądu, w tym zwolnioną dyscyplinarnie zastępcę głównej księgowej Jolantę P. Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2018 r., bo pracownicy nie mogli doczekać się pożyczek, a ci, którzy chcieli wycofać swoje wkłady, dowiadywali się, że w kasie nie ma pieniędzy.
21.06.2022 10:27
Śledztwo w sprawie przywłaszczenia pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie przez trzy lata prowadziła Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Zakończyła je w drugiej połowie ub.r.
Proceder trwał 15 lat. Blisko 100 pokrzywdzonych
Główną oskarżoną o przywłaszczenie ponad 577 tys. zł jest była zastępca głównej księgowej w Sądzie Okręgowym w Koszalinie, zwolniona dyscyplinarnie Jolanta P. W sprawie zarzuty usłyszały też dwie emerytowane pracownice sądu z zarządu kasy, przy których współudziale proceder trwał niemal 15 lat.
Postanowieniem Sądu Najwyższego to Sąd Okręgowy w Słupsku został wyznaczony do rozpoznania sprawy. O jej przekazanie innemu sądowi równorzędnemu z uwagi na dobro wymiaru sprawiedliwości wnioskował Sąd Okręgowy w Koszalinie, do którego, jako właściwego, prokuratura skierowała akt oskarżenia. Pierwszy termin rozprawy wyznaczony został na 6 lipca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W śledztwie ustalono, że Jolanta P. od 4 listopada 2003 r. do 20 sierpnia 2018 r w krótkich odstępach czasu i z góry powziętym zamiarem przywłaszczyła z kasy zapomogowo-pożyczkowej pieniądze w łącznej kwocie 577 747,15 złotych, czyli mienie o znacznej wartości.
- Kasa pozostała pusta – powiedział 26 listopada 2021 r. prok. Gąsiorowski, informując o zakończeniu śledztwa, w którym ustalono blisko 100 pokrzywdzonych, byłych bądź obecnych pracowników koszalińskiego sądu okręgowego i poległych jemu jednostek.
Prok. Gąsiorowski zaznaczył wówczas, że kobieta jest oskarżona ponadto o wytwarzanie dokumentów o przyznaniu jej pożyczek. Na ich podstawie brała czeki gotówkowe i pobierała pieniądze, które następnie przelewała na swoje konto bankowe. Prokuratura zarzuciła też Jolancie P. fałszowanie wyciągów bankowych i dokumentacji księgowej oraz złamanie ustawy o rachunkowości poprzez nieprowadzenie sprawozdań finansowych.
Jolanta P. przyznała się do popełnienia zarzucanych czynów. Przywłaszczonymi pieniędzmi miała regulować osobiste wydatki.
O działanie wspólnie i w porozumieniu, którego skutkiem było przywłaszczenie pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej, prokuratura oskarżyła także Bożenę U. i Władysławę S., emerytowane już pracownice sądu, które zasiadały w zarządzie kasy. Pierwsza była jego przewodniczącą, druga członkinią.
Jak podał w listopadzie ub.r. prok. Gąsiorowski, to zarząd kasy miał sprawować nadzór nad jej finansami. Faktycznie nie działał. To od Bożeny U. i Władysławy S. główna oskarżona miała uzyskiwać czeki, przedstawiać im dokumentację, której te nie weryfikowały. Ponadto w czasie sprawowania funkcji w zarządzie kasy obie przeszły na emeryturę. Nie powiadomiły o tym członków kasy, nie odbyły się nowe wybory.
Emerytki w zarządzie kasy. Nie przyznają się do winy
Zarówno Bożena U., jak i Władysława S., nie przyznały się do popełnienia zarzucanych im czynów. - Tłumaczyły, że wydawało im się, że jako emerytki mogą być w zarządzie kasy zapomogowo-pożyczkowej. Nie miały świadomości, że ich kadencja mogła wygasnąć. Natomiast Jolancie P. zaufały. Informacje i dokumenty, które im przekazywała w sprawie stanu finansowego kasy, wydawały się wiarygodne – informował prok. Gąsiorowski.
Wobec trzech oskarżonych jako środki zapobiegawcze zastosowano poręczenie majątkowe w kwocie 2 tys. zł. Mają też zakaz opuszczania kraju. Grozi im do 10 lat więzienia.
Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2018 r., bo członkowie kasy nie mogli doczekać się uzyskania pożyczki, a ci, którzy chcieli wycofać swoje wkłady, dowiadywali się, że w kasie nie ma pieniędzy. Kontrolę przeprowadzili prezes i dyrektor sądu.
Wielostronicowy protokół pokontrolny przekazany prokuraturze wskazywał na możliwość popełnienia przestępstwa przywłaszczenia powierzonych pieniędzy i fałszowania dokumentacji. Wówczas szacowano, że z kasy zniknęło co najmniej 285 tys. zł.