Kim z zawodu może być sportowiec?
Dekarz, taksówkarz, polityk, aktorka… Takie zawody mogliby wpisać sobie do CV sportowcy – olimpijczycy
16.02.2010 | aktual.: 16.02.2010 12:11
Dekarz, taksówkarz, polityk, aktorka… Takie zawody mogliby wpisać sobie do CV sportowcy – olimpijczycy.
Mistrzowie też pracują
Olimpiada zimowa właśnie się zaczęła. Po raz kolejny mamy mozliwość śledzić rywalizację tych, co biegają, jeżdżą i fruwają… Tylko czasami przypomnimy sobie, że niektórzy z nich, oprócz zawodu sportowca, mają w ręku całkiem inny fach.
Sportowiec studiów mieć nie musi, wystarczy mu talent. Nasz najbardziej utytułowany przedstawiciel sportów zimowych, Adam Małysz, ukończył na przykład w Ustroniu zawodową szkołę o specjalności dekarz. Nie przeszkodziło mu to w światowej karierze. Złośliwi internauci do dziś wypominają mu brak wykształcenia. Pytanie tylko, czy w czymkolwiek by ono Małyszowi pomogło? I czy umiejętności dekarskie jeszcze mu się przydadzą? No, może w łataniu własnego dachu.
Kolejna kandydatka do medali, Justyna Kowalczyk, była ukierunkowana na sport już od najmłodszych lat. Uczyła się w zakopiańskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego. W zeszłym roku została absolwentką AWF w Katowicach. W jej przypadku o końcu kariery nie ma jeszcze co mówić. Biegacze narciarscy często kontynuują ją długo po 30-tce. Ale już teraz widać, że Kowalczyk zwiąże swoje późniejsze życie zawodowe ze sportem. To w ogóle najczęściej wybierana opcja – nie tylko przez sportowców dyscyplin zimowych. Zostają trenerami, menedżerami sportowymi, wyszukują talenty, szkolą młodzież. Bazują na wiedzy i kontaktach, które zdobyli podczas zawodniczej kariery. O przyszłości myśli nasz kolejny faworyt, Tomasz Sikora. Ma 37 lat, to jego ostatnie igrzyska. W jego biogramie w rubryce zawód widnieje nauczyciel wf, ale Sikora jeszcze studiuje na katowickim AWF. Ta uczelnia to zresztą prawdziwa „wylęgarnia” olimpijczyków. W polskiej kadrze na igrzyska w Vancouver jest ich aż 13. Ilu z nich, po zakończeniu czynnego uprawiania
sportu, powiększy szeregi kadry trenerskiej, a ilu znajdzie nowy pomysł na karierę?
Gdzie jest praca dla mistrzów sportu?
Czy sportowiec to w ogóle zawód? Dziś takie pytanie musi śmieszyć. Oczywiście że tak, i to dobrze płatny. Do historii przeszły czasy, gdy mistrz olimpijski czerpiący zyski z uprawiania sportu ryzykował odebranie medalu i niesławę.
Ale w przeszłości bywało inaczej. Na przykład w PRL oficjalnie odmawiano polskim sportowcom prawa do zawodowstwa. Sport – to było wówczas szczytne zadanie rozsławiania Polski, a nie praca. System opieki nad sportowcami działał, dopóki byli przydatni i przywozili medale. Wielu z nich mogło wyjechać do zachodnich klubów dopiero u schyłku kariery, po spłaceniu haraczu komunistycznym sportowym władzom. Nie każdemu też wiodło się dobrze. Niektórzy zostali zmuszeni do zmiany zawodu.
Jako przykład może służyć Wojciech Fortuna. To do dziś jedyny polski zimowy mistrz olimpijski. Złoty medal w skokach narciarskich zdobył w Sapporo w 1972 roku jednym fenomenalnym skokiem. Jego kariera po tym ogromnym sukcesie właściwie się załamała. Miał problemy osobiste, aresztowano go za znęcanie się nad rodziną. W Zakopanem pracował jako taksówkarz. Po wyjeździe do Stanów był trenerem w ośrodku sportowym. Prowadził też własną firmę remontową. Dziś panuje opinia, że jego talent został zmarnowany przez działaczy, którzy wówczas nie umieli zagospodarować polskiego sukcesu w tej dyscyplinie.
Jeszcze inaczej potoczyły się losy łyżwiarki Erwiny Ryś-Ferens, uczestniczki czterech olimpiad. Absolwentka warszawskiej AWF po zakończeniu kariery sportowej zajęła się działalnością polityczną. Pracowała w mazowieckim urzędzie marszałkowskim, kandydowała do Sejmu (bez powodzenia) i sejmiku wojewódzkiego (z powodzeniem). Zgodnie z informacjami z Wikipedii, pozostawała otwarta na różne opcje polityczne – wiązała się z SLD, PSL, PiS i ponownie PSL. Kandydowała też do Parlamentu Europejskiego. *Piękne kobiety na ekrany *
W historii polskiego olimpizmu zimowego brakuje spektakularnych karier zawodowych. Inaczej ma się rzecz, jeśli chodzi o olimpijczyków zagranicznych. Norweżka Sonja Henie, trzykrotna złota medalistka w łyżwiarstwie figurowym z lat 1928-36, zdobyła sławę w Hollywood. Tam potrafiono wykorzystać jej talenty. Jeden z jej filmów, „Serenada w Dolinie Słońca” z udziałem orkiestry Glenna Millera, przeszedł do klasyki musicalu. Niebanalnie potoczyły się również losy innej łyżwiarki figurowej, Katariny Witt, określanej niegdyś jako „najpiękniejsza twarz socjalizmu”. Witt dla NRD zdobyła dwa złote medale, na olimpiadach w 1984 i 1988 roku. Po zakończeniu amatorskiej kariery przeszła na zawodowstwo. Tańczyła na lodzie w amerykańskich rewiach. Gra w filmach, pisze książki, jest producentką. Dziesięć lat temu zaskoczyła sesją dla „Playboya”. Można ją uznać za wyjątek. Mimo iż pochodziła zza żelaznej kurtyny, potrafiła pokierować swoją karierą na Zachodzie. Z pewnością pomogły jej warunki fizyczne i odwaga.
Tomasz Kowalczyk