Kłopoty linii Small Planet. "Zmarnowali nam urlop", "Dali nam hotel, ale z karaluchami"
- Mieliśmy wylecieć w piątek, wylecieliśmy w poniedziałek. W międzyczasie były ciągłe zwodzenia i czterogwiazdkowy hotel z karaluchami - opowiada nam pani Hanna, która przez kilka dni nie mogła wylecieć z Grecji. - Nikt z linii ani z biura podróży się nami nie zainteresował - dodaje.
20.08.2018 | aktual.: 21.08.2018 13:53
Pani Hanna była na wakacjach, zorganizowanych przez biuro podróży Grecos. - Mieliśmy odlecieć w piątek, ale ciągle lot był przekładany na ostatnią chwilę. Słyszeliśmy, że lecimy w sobotę, potem, że w niedzielę. W końcu wylecieliśmy w poniedziałkowy poranek - napisała turystka na platformę dziejesie.wp.pl..
Opowiada, że przez cały czas nie było żadnych informacji ze strony linii Small Planet. - W weekendy nie działa ich infolinia. A co do rezydentów z firmy Grecos, to w pewnym momencie ogóle wyłączyli swoje telefony - mówi turystka. Dodaje, że gdy raz dodzwoniła się do rezydentki, ta nie chciała rozmawiać, mówiąc, że "rozmowy przeszkadzają jej w odpoczynku". Bardziej zajął się nimi konsul. - Mówił ciągle, że już zaraz będzie wylot. Wiedzieliśmy jednak, że to nie jest prawdą, bo wyloty nie były zapowiadane na tablicach - dodaje.
W rozmowie z WP rzecznik firmy Grecos nie zgodził się jednak z tymi zarzutami. - Rezydenci byli z klientami na lotnisku do momentu decyzji o braku piątkowego lotu. Przez cały czas byli dostępni telefonicznie (w sobotę i niedzielę turyści nie trafili na lotnisko, byli zakwaterowani w hotelach). W niedzielę od wczesnego popołudnia rezydenci przebywali bez przerwy w hotelu, w którym zakwaterowanych było najwięcej naszych klientów. Pozostałe hotele również odwiedzili rozmawiając z naszymi klientami. Niezależnie od tych rozmów klienci otrzymywali smsy z informacjami o zmieniającej się godzinie lotu. W poniedziałek nasi rezydenci byli z klientami na lotnisku aż do momentu odlotu samolotu - mówi Adam Górczewski.
- Wyłączenie telefonu przez rezydenta jest mało prawdopodobne. Według ich wersji – nic takiego nie miało miejsca. Możliwe jest oczywiście, że w najtrudniejszych momentach nie można się było dodzwonić – rozmowa z jednym klientem wstrzymywała możliwość nawiązania połączenia przez kolejnych. Jednak liczba rozmów odbytych przez rezydentów w ten weekend, i przede wszystkich ich częstotliwość, nie zostawia czasu na przerwę spowodowaną wyłączeniem aparatu. Nie podważam oczywiście odczucia klientki – mogła trafić np. na zajęty sygnał - zaznacza rzecznik.
Zaproponowano jej hotel, nawet czterogwiazdkowy. - Co z tego, skoro były tam karaluchy - mówi WP pechowa turystka. Rzecznik Grecos przypomina natomiast, że organizacja hotelu leży w gestii linii lotniczej, a nie biura podróży.
Pani Hanna relacjonuje, że samolot, który w końcu po nią przyleciał w poniedziałek, należał do linii Small Planet. Turystka uważa, że linie celowo uznały to za "opóźnienie", choć samolot nie odlatywał kilka dni. Dodaje, że dostała wraz z innymi turystami specjalną karteczkę z logo Small Planet o tym, czym jest "długotrwałe opóźnienie". - Wszystko, żeby przypadkiem nie występować o odszkodowanie - mówi.
Pani Hanna nie jest jedyną turystką, która narzeka na linie Small Planet. - Nie wiem, czy jutro w ogóle wylecimy. Jedna usterka samolotu tego nie mogła spowodować. A jak nie wiadomo o co chodzi, to... Jak jutro znowu przesuną nam lot, to trzeba na własną rękę uciekać na alternatywne loty. Dość tego Small Planet i tej Grecji. My mamy luksus, bo mamy z dzieckiem pokój, a inni dalej się bujają - taką wiadomość dostaliśmy od polskiej pary, która w niedzielę nie mogła się wydostać z Grecji.
- Na płycie lotniska czekaliśmy prawie dwie godziny w autobusie tylko po to, żeby dowiedzieć się, że usterka samolotu jest na tyle poważna, że musimy wrócić. Na lotnisku czekaliśmy do ok. 20:00. Po czym otrzymaliśmy informację, że lot odbędzie się w sobotę o 15:10 i że mamy zameldować się w hotelu przy lotnisku. Bagaże odzyskaliśmy dopiero po 22:00. Następnego dnia okazało się, że lot został przełożony. Oczywiście ten lot też nie został zrealizowany - opowiada inna turystka. - Zarnowany urlop - dodaje.
Niemal wszyscy turyści narzekają na informacyjny chaos. - Wśród podróżnych są rodziny z małymi dziećmi oraz osoby w podeszłym wieku. Nie skontaktował się z nami ani przewoźnik, czyli Small Planet, ani operator turystyczny - mówi kolejny klient linii. - Linie Small Planet kolejny raz zawodzą - pisze nam jeszcze inny.
Na platformę dziejesie.wp.pl dostaliśmy tylko w ostatni weekend kilkanaście podobnych informacji. Mogą dotyczyć one nawet kilkunastu różnych lotów.
Kłopoty Small Planet. Infolinia w naprawie
Pechowi podróżni dostali karteczki, informujące o tym, czym się róźni opóźnienie od odwołania lotu. - To aby nie przyszło nam na myśl, by domagać się odszkodowania - mówi pasażerka.
Próbowaliśmy się skontaktować z przedstawicielami linii Small Planet. Okazało się jednak, że ich telefony nie działają nie tylko w weekendy. "Infolinia jest w naprawie, prosimy o kontakt mailowy" - usłyszeliśmy tylko. Wysłaliśmy więc zapytanie mailowe - póki co pozostaje bez odpowiedzi. To nie pierwszy raz, gdy linia Small Planet zmaga się z podobnymi problemami. Z gigantycznymi opóźnieniami linii turyści zmagali się również w czerwcu.
Urząd Lotnictwa Cywilnego przyznaje, że jest w tym roku dużo podobnych spraw, które dotyczą różnych linii. Dodaje, że widać to zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Jednak przypomina, że w pierwszej kolejności pasażer składa reklamację do linii lotniczej, a dopiero w drugiej kolejności do Komisji Ochrony Pasażerów, działającej przy Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Przewoźnik na udzielenie odpowiedzi ma 30 dni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl