Kobiety i ich głodowe pensje

Są po studiach, mają stabilną, etatową pracę. Ale zarabiają tak mało, że gdyby nie miały lepiej zarabiających mężów, z trudem wiązałyby koniec z końcem

Kobiety i ich głodowe pensje
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

19.05.2011 | aktual.: 20.05.2011 14:43

Moi uczniowie są lepiej ubrani ode mnie

Nauczyciel tuż po studiach może liczyć na pensję w wysokości ok. 1,5 tys. zł netto. Po opłaceniu wszystkich rachunków pozostaje w portfelu niewiele.

- Moi uczniowie mają lepsze ciuchy, komórki, laptopy niż ja. To trochę żenujące, ale ja na płaszcz musiałam oszczędzać kilka miesięcy. Trudno utrzymać autorytet i poważanie wśród uczniów, gdy się chodzi w wyświechtanej kurtce i dziurawym swetrze. Gdy kiedyś odebrałam mój stary telefon, jeden z uczniów stwierdził, że miał taki 10 lat temu – skarży się Jowita Przychodzka, nauczycielka matematyki w jednym z gdyńskich liceów.

Kobieta nie ukrywa, że szuka dodatkowego zarobku. Twierdzi też, że jej koleżanki – nauczycielki jeżdżą drogimi autami i posiadają własne mieszkania, tylko dlatego, że mają zamożnych mężów.

- Zawsze chciałam być nauczycielką. Uważam się spełniona w pracy. Ale denerwuje mnie to, że nie mogę się utrzymać z własnej pensji. Muszę być od kogoś uzależniona. Nie chcę jeszcze wychodzić za mąż. Nie podoba mi się rola utrzymanki – dodaje.

Weronika, która od roku pracuje w szpitalu jako pielęgniarka, również czuje się spełniona w pracy. Ukończyła studia, wybiera się na kolejne – podyplomowe. W pracy cieszy się uznaniem. Jest chwalona przez przełożonych. Zarabia 1,8 tys. zł netto. Wynajmuje pokój w mieszkaniu w Warszawie. Mieszka z dwiema współlokatorkami – które jeszcze studiują. - Pytają mnie jak to możliwe, że mając pracę, harując tak ciężko, nie stać mnie na wynajęcie kawalerki. Niestety to normalne w tym zawodzie. Nie mam zdolności kredytowej, nie stać mnie na własne auto, kupuję najtańsze produkty – opowiada Weronika Wycior. Po rozwodzie nie miałabym z czego żyć

Krystyna też jest pielęgniarką, ma 20 –letni staż. Zaczęła pracę w szpitalu wtedy, gdy pielęgniarki nie musiały mieć wyższego wykształcenia. Teraz musi się dokształcać. Chociaż do emerytury pozostało jej kilka lat. Krystyna spłaca też kredyt mieszkaniowy, ma troje dzieci, w tym dwoje na studiach. Jak twierdzi, może żyć w „miarę normalnie” tylko dlatego, że ma męża – taksówkarza.

- Mieliśmy kilka lat temu kryzys małżeński. Myśleliśmy nawet o rozwodzie. Prawdę mówiąc, nie rozeszliśmy się wtedy wyłącznie ze względów materialnych. Mieliśmy kredyt, dzieci się uczyły. Ja z malutkiej pensji bym sobie nie poradziła. Nawet z alimentami byłoby cienko. Spróbowaliśmy jeszcze raz. Teraz jest dobrze, dogadaliśmy się. To przerażające, ale z taką pensją jak moja i z takimi zobowiązaniami, nie mogę się rozejść z mężem. To bardzo poniżające – mówi Krystyna Piechota, pielęgniarka w jednym z warszawskich szpitali.

Są i takie pracownice, które nie ukrywają, że zależy im na bogatym mężu. Mają dobre wykształcenie, ale ich zarobki są mizerne. Niektóre założyły, że to mężczyzna będzie na nich pracować. A one zajmą się domem, wychowywaniem dzieci. Jeśli będą pracować, to po to, żeby „wyjść do ludzi”.

Ratunkiem jest zamożny mąż

Iza ukończyła polonistykę kilka miesięcy temu i jak twierdzi, swoją przyszłość upatruje w zamożnym mężu. Na razie nie ma pracy. Uważa że, jeśli nawet znajdzie zatrudnienie, to na wysoką pensję nie ma co liczyć.

- No tak, szukam bogatego męża. Nie ma innej rady. Polonista w Polsce, zaraz po studiach może pracować w szkole za minimalną pensję. Poszłam na te studia, bo kocham literaturę. Nie mogłabym nic innego studiować – mówi Izabela Strzembosz, absolwentka z Krakowa.

Agata zaś ma pracę, ale mówi wprost: bez bogatego męża byłoby trudno. Ukończyła studia 3 lata temu. Jest pedagogiem i pracuje z trudną młodzieżą w ośrodku. Dorabia też sobie w podstawówce jako pedagog szkolny. Zarabia 1,8 tys. zł na rękę. Wynajmowała pokój. Liczyła się z każdym groszem, nie mogła wziąć kredytu mieszkaniowego, nie protestowała, gdy rodzice wciskali jej do ręki 10 czy 20 zł. Wszystko się zmieniło, gdy poznała chłopaka – Darek był od niej starszy o rok i pracował w banku jako specjalista od kredytów, zarabiał dwa razy tyle co Agata. Po roku wzięli ślub. - Po ślubie łatwiej nam było ubiegać się o kredyt mieszkaniowy. Oboje nie jesteśmy zwolennikami ślubów. Dla nas papierki nie są istotne, nie mieliśmy nawet wesela, poszliśmy tylko do urzędu stanu cywilnego i załatwiliśmy wszystkie formalności. Nie było białej sukni, ani kwiatów. Może ktoś uzna, że jesteśmy wyrachowani. Ale takie jest życie. Jest mi przykro, że mając wyższe wykształcenie, własną pracę nie mogłam być niezależna – mówi Agata
Karpiniuk, ma 28 lat, pracuje i mieszka w Gdyni, pochodzi z Kościerzyny na Pomorzu.

Facet dorobi na budowie. Kobieta ma trudniej

Janusz Tomasik, psycholog społeczny, mówi, że gdy partnerzy nieźle zarabiają, zalegalizowanie związku odraczają w czasie. Para chce się sprawdzić, dotrzeć, dopiero po latach bierze ślub. Nawet, gdy rodzi się dziecko, para nie widzi potrzeby zalegalizowania związku. Częściej o małżeństwie myślą pary, w których jeden z partnerów jest gorzej sytuowany. Częściej też o małżeństwie myślą osoby, których dochody są podobne i należą do niskich.

- Nawet jeśli mało zarabiają i oboje nie mają wyższego wykształcenia, chcą brać ślub. Mówią, że nikogo lepszego nie znajdą, a chcą kogoś mieć, żeby czuć się bezpiecznie. Chcą budować tradycyjną rodzinę, z której wyrośli, chociaż zdaj sobie sprawę, że o pomoc będą musieli prosić krewnych, rodziców. O małżeństwie myślą też, te pary, w których jeden z partnerów zarabia gorzej. Po ślubie łatwiej brać kredyty. Z oczywistych względów osoby najbardziej niezależne finansowo, śluby odkładają. Trzeba też dodać, że mężczyzna, który ma nisko płatną pracę, częściej szuka czegoś dodatkowego. Kobieta ma ograniczone pole w tym względzie. Nie zawsze jest w stanie dorabiać np. fizycznie w barze lub na budowie. A jeśli zaś ma dzieci, to o dorabianiu nie ma wręcz mowy – mówi Janusz Tomasiuk, psycholog, robi doktorat na temat dochodów w związkach.

"Mamy niewiele. Ale są jeszcze rodzice"

Zdanie psychologa potwierdza przypadek Piotra i Ani. Oboje mają po 25 lat i dwa lata temu wzięli ślub. Wychowują roczną córeczkę. Poznali się w „zawodówce”. Ona chodziła do klasy handlowej. A on uczył się w klasie budowlanej. Najpierw pracował jako pomocnik murarza, potem przekwalifikował się i teraz pracuje jako magazynier, jeździ wózkiem widłowym w supermarkecie. Codziennie dojazd do pracy zajmuje mu 2 godziny. Mieszkają na wsi pod Gdańskiem, w domu rodziców Ani. Bez wsparcia dziadków by sobie nie poradzili. Dlaczego zakładali rodzinę, chociaż wiedzieli że sami sobie nie poradzą?

- Uczciwie pracujemy, no ja teraz zajmuję się dzieckiem. Ale jak tylko mała podrośnie, wrócę do sklepu mięsnego, w którym sprzedaję. Jesteśmy normalnymi ludźmi, już więcej nie zarobimy. Bez emerytury moich rodziców, nie mielibyśmy co wrzucić do garnka. O własnym mieszkaniu w ogóle nie mówię – opowiada Anna Zawadzka, która jako ekspedientka w sklepie mięsnym zarabiała 900 zł brutto, jej mąż zarabia 1,5 tys. zł brutto.

Głodowe pensje wykształconych kobiet

1,7 tys. zł netto – absolwentka psychologii z Bydgoszczy, pracuje jako wychowawca w ośrodku opiekuńczo- wychowawczym. Po uiszczeniu opłat pozostaje jej 700 zł.

1, 4 tys. zł netto – nauczycielka wuefu w szkole wiejskiej. Dojeżdża codziennie z Torunia. Nie mogła znaleźć innej pracy. Po uiszczeniu opłat ma na rękę 500 zł. Mieszka z rodzicami i dorzuca się do domowego budżetu

800 zł netto – absolwentka malarstwa, pracuje na zlecenia, robi projekty graficzne np. banery, loga firmowe. Mieszka z rodzicami. Jest zadłużona. Nie ma żadnych oszczędności.

1,5 tys. zł netto – absolwentka socjologii, pracuje w supermarkecie, dorabia udzielając korepetycji z języka niemieckiego.

(toy)/MA

kobietynauczycielkapielęgniarka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (157)