Konsultacje społeczne – zło konieczne, czy szansa na skuteczne działanie biznesowe?

Polscy przedsiębiorcy realizujący inwestycje, które mają wpływ na środowisko naturalne, prędzej czy później staną w obliczu konieczności uczestnictwa w konsultacjach społecznych. Taki obowiązek nakłada na nich zarówno dostosowane do ustawodawstwa unijnego, prawo polskie, jak i ratyfikowana przez nasz kraj Konwencja z Aarhus, zapewniająca społeczeństwu dostęp do informacji, udział w podejmowaniu decyzji oraz sprawiedliwości w sprawach dotyczących środowiska naturalnego. Warto również zwrócić uwagę, że konsultacje społeczne szczególnie efektywnie muszą przeprowadzić wszyscy beneficjenci krajowych i regionalnych programów operacyjnych, w tym popularnych w Polsce: Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, czy Programu Innowacyjna Gospodarka.

Konsultacje społeczne – zło konieczne, czy szansa na skuteczne działanie biznesowe?
Źródło zdjęć: © Verbum PR

30.10.2013 | aktual.: 30.10.2013 17:43

Jednak większość inwestorów traktuje konsultacje społeczne jako przykry obowiązek i zazwyczaj starają się unikać bezpośredniego informowania społeczeństwa o swoich planach inwestycyjnych.

Czy warto?

Rozsądny przedsiębiorca powinien przynajmniej zastanowić się nad ewentualnością aktywnego uczestnictwa w organizacji uzgodnień i konsultacji. To najprostsza droga do minimalizacji ryzyka wystąpienia na dalszych etapach procesu inwestycyjnego problemów, które mogą ten proces opóźnić, albo nawet wstrzymać. Doświadczenia wskazują, że uzgodnienia społeczne umożliwiają przede wszystkim wyprzedzające zapoznanie się z opiniami i poglądami na temat inwestycji wszystkich podmiotów, które w późniejszym czasie staną się stronami w postępowaniu administracyjnym, a więc będą dysponowały formalnymi narzędziami, aby podważać wydane decyzje administracyjne. W interesie inwestora jest zatem wcześniej uzgodnić z tymi osobami i instytucjami taki kształt inwestycji, który nie będzie budził ich sprzeciwu.

Konsultacje społeczne służyć też powinny wsłuchaniu się w opinię szerszego grona interesariuszy inwestycji, którzy w postępowaniach administracyjnych udziału brać nie będą. Bardzo często spotykamy się bowiem z przypadkami, gdy inwestycje – zwłaszcza te mogące budzić kontrowersje –realizowane są w bardzo złym klimacie społecznym. Demonstracje niezadowolenia, blokady dróg, uciekanie się do wsparcia dziennikarzy interwencyjnych to tylko kilka zagrożeń, które mogą wiązać się z opóźnieniami i potrzebą wprowadzania zmian do projektu już w trakcie jego realizacji. Znamy przypadki, gdy przeciągające się procedury oraz opieszałość w wydawaniu decyzji inwestycyjnych przez władze samorządowe, stojące w obliczu niezadowolenia swoich wyborców, kończyły się dla inwestorów ogromnymi obciążeniami finansowymi lub nawet rezygnacją z zakończenia inwestycji.

Punktem wyjścia do skutecznie przeprowadzanych konsultacji społecznych powinno być uświadomienie sobie przez inwestora, że to tak naprawdę na nim spoczywa obowiązek poinformowania społeczności lokalnej o swoich zamiarach inwestycyjnych. Tylko wtedy mamy bowiem wpływ na to, na jakich zasadach prowadzona będzie taka komunikacja. Poznamy zagrożenia, obawy i niepokoje wśród społeczeństwa, ale i odkryjemy, jak kształtuje się proces podejmowania decyzji, co możemy zrobić, by uzyskać przychylność i zrozumienie dla realizowanej inwestycji.

Przygotowanie kampanii informacyjnej to proces trudny i nieszablonowy. Każda bowiem społeczność kieruje się innymi przesłankami, ma różne oczekiwania i swój własny, niepowtarzalny potencjał zagrożeń. Istnieje jednak jeden wspólny mianownik – organizator kampanii musi przezwyciężyć powszechny syndrom NIMBY (not in my back yard – czyli – lokalizacja tak, lecz „nie na moim podwórku”). Zjawisko to, najłatwiej wytłumaczyć na przykładzie inwestycji związanych, np. z gospodarowaniem odpadami. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że takie zakłady muszą powstawać. Jesteśmy na szarym końcu europejskiego wyścigu w zwiększaniu ilości śmieci trafiających do ponownego przetworzenia. Jednak, czy będąc właścicielami malowniczej działki pod miastem, chętnie zgodzimy się na powstanie w naszej okolicy linii sortowania odpadów? Zapewne nie.

Obraz
© (fot. Verbum PR)

Poznanie „naszej” społeczności

To podstawa. Zwykle najprostszą metodą uzyskania istotnych informacji o społeczności lokalnej może być przeprowadzenie sondażowego rozpoznania postaw społecznych i oczekiwań tych osób

i instytucji, na których życie lub funkcjonowanie będzie miała wpływ realizowana inwestycja. Takie badanie pozwoli określić inwestorowi, jak kształtuje się proces decyzyjny w społeczności, kto cieszy się w niej największym autorytetem, jakie są jej najdotkliwsze problemy dnia codziennego. Skutecznie przeprowadzone badanie pozwoli również określić, jaka jest świadomość społeczna związana z realizowaną inwestycją oraz na jakich polach, w trakcie prowadzenia kampanii informacyjnej, należy skupić działania edukacyjne. Wszystkie te zagadnienia pozwolą nam precyzyjnie określić grupę docelową kampanii, a co za tym idzie, opracować skuteczne metody prowadzenia działań komunikacyjnych i edukacyjnych – a to już połowa sukcesu.

Spośród kilku przeprowadzonych badań postaw społecznych, zwróćmy uwagę na te, dotyczące obszarów wiejskich. Analiza wyników wskazuje na kilka ciekawych zjawisk. Jednym z nich jest „wyuczona bezradność”, przejawiająca się oczekiwaniem, że „ktoś” rozwiąże problemy mieszkańców. Większość badanych ma również poczucie peryferyjności oraz wrażenie, że tak naprawdę nikt się nimi nie interesuje. Lokalne inicjatywy powinny być inspirowane przez władze samorządowe, np. sołtysa i wójta, tymczasem największym autorytetem cieszy się zwykle ksiądz lub jeden lub kilku sąsiadów, którzy odnieśli wymierny sukces. Odpowiedzi dotyczące najważniejszych potrzeb mieszkańców, wskazują najczęściej konieczność poprawy infrastruktury lokalnej (np. wybudowania nowego chodnika przy głównej drodze), dostępności służby zdrowia, czy problemu bezrobocia. Wszystkie te informacje powinny być dokładnie przeanalizowane przez inwestora, a wnioski wykorzystane w trakcie konsultowania projektu inwestycyjnego. Może się bowiem okazać, że gotowość
inwestora do spełnienia, nawet niskokosztowych potrzeb lokalnych, przełamie początkową nieufność społeczną oraz stworzy właściwy klimat do dalszych negocjacji z mieszkańcami oraz współpracy z reprezentującymi ich autorytetami i władzami samorządowymi.

Najczęstsze błędy?

Oczekiwanie, że proces realizacji inwestycji zostanie niezauważony przez społeczność lokalną to najczęstszy błąd inwestorów. Media, w tym Internet umożliwiają już dziś powszechny dostęp do informacji na temat tego, co się dzieje wokół nas lub będzie działo za chwilę. Marzenie, że powstanie np. zakład unieszkodliwiania odpadów bez oddźwięku społecznego, należy odłożyć na półkę z bajkami. Zazwyczaj skończy się ono powszechnym gniewem okolicznych mieszkańców, protestami i zwróceniem się o pomoc do wszystkich możliwych instytucji – od władz samorządowych, po ekologów oraz szukających sensacji lokalnych dziennikarzy. Taki obrót spraw nie tylko mocno pogorszy wizerunek i wiarygodność inwestora, ale i z pewnością zaważy nad tempem realizacji inwestycji.

Doświadczenie uczy także, że w przypadku inwestycji o charakterze budzącym podświadome, negatywne skojarzenia, przedsiębiorca nie powinien nadmiernie wierzyć we wsparcie w konsultacjach społecznych ze strony władz samorządowych. Pamiętajmy, że obok złożonych procedur legislacyjnych, urzędnicy muszą liczyć się ze swoimi wyborcami, a to dodatkowo komplikuje niekiedy wydawanie decyzji na uruchomienie inwestycji, nawet jeśli jej uruchomienie będzie generowało znaczne dochody do budżetu publicznego.

Często zdarza się również, że dołączone do dokumentacji inwestycyjnej (wymóg prawny) streszczenie w języku nietechnicznym informacji zawartych w raporcie o oddziaływaniu na środowisko, wciąż pozostaje dla czytelnika nie będącego specjalistą w dziedzinie, istną czarną magią. Pamiętajmy, że im więcej niejasności, tym większa przestrzeń do snucia domysłów i poszukiwania zagrożeń tam, gdzie prawdopodobnie w ogóle ich nie ma. Inwestor powinien zatem podjąć starania, by takie streszczenie było napisane językiem powszechnie zrozumiałym, pozbawionym terminów, do których wyjaśnienia niezbędny jest słownik techniczny lub, jeszcze gorzej, Internet. Któż nie sięgnąłby po nieocenionego Google, przeczytawszy, że w najbliższym nam otoczeniu, cyt: „projektuje się instalację podczyszczania opartą na technikach flotacji wspomaganej napowietrzaniem, a także dawkowaniem flokulantu NCR bądź PIX oraz pomiaru stężenia w ściekach BZT5, CHZT i ekstraktu eterowego”?

Najbardziej jednak kardynalnym błędem inwestorów jest traktowanie społeczności lokalnej jako wroga. Pamiętajmy, że uruchamiając inwestycję stajemy się częścią tej społeczności. Spokojne prowadzenie biznesu w stanie ciągłego oblężenia wrogich sił jest niemożliwe, twórzmy więc rozwiązania umożliwiające wzajemne zaufanie i zrozumienie dla swoich racji i interesów.

Materiał powstał przy współpracy z Verbum PR Agencja Public Relations

Kontakt:

Michał Mystkowski
Dyrektor zarządzający
Verbum PR Agencja Public Relations
michal.mystkowski@verbumpr.pl
www.verbumpr.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)