Likwidacja szkód da zarobić
Polski rynek likwidacji szkód majątkowych może w 2010 roku urosnąć nawet o 50 proc., do ponad 100 mln zł. Firmy świadczące takie usługi przyznają, że to dzięki srogiej zimie i powodzi nastąpił olbrzymi wzrost liczby zleceń od ubezpieczycieli.
05.07.2010 | aktual.: 05.07.2010 12:18
W 2009 roku, według firm Cunningham Lindsey Polska i Claim Consulting, rynek likwidacji szkód mierzony przychodami przedsiębiorstw na nim działających wart był co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych, ale nie więcej niż 100 mln zł. W tym roku może przekroczyć tę granicę.
Ręce pełne roboty
– Nie da się ukryć, że nasza branża zarabia wtedy, gdy w wyniku np. złej pogody rośnie liczba szkód. Wtedy dostajemy więcej zleceń od ubezpieczycieli, którzy nie radzą sobie z ich obsługą własnymi siłami – mówi Witold Otremba, prezes i właściciel spółki Asecura Likwidacja Szkód Majątkowych.
Tymczasem zima 2009/2010 była niezwykle sroga i ubezpieczyciele notowali 50-proc. wzrost liczby szkód w porównaniu z zimowymi miesiącami poprzedniego roku. W dodatku pod koniec II kwartału przyszła powódź. – Liczba zleceń w ostatnich dwóch miesiącach wzrosła o 300 proc. Z wyłączeniem nadzwyczajnej sytuacji związanej z powodzią, liczba zleceń wzrosła w tym roku o 30 proc. – mówi Bartosz Sadkowski, członek zarządu Claim Consulting.
Firmy będą mogły się więc odkuć za minione kwartały. – Mocno odczuliśmy spadek rynku ubezpieczeń cargo, co się wiązało z załamaniem na rynku przewozów w 2009 roku – przyznaje Paweł Kamiński, prezes Cunningham Lindsey Polska. W ub.r. przewozy towarowe ładunków poszły w dół o 30 proc.
Na poprawę sytuacji branży, jak zauważa Kamiński, wpływa także dynamiczny wzrost ubezpieczanych inwestycji infrastrukturalnych, a co za tym idzie: znaczący wzrost liczby szkód w tym obszarze. Z takiej sytuacji cieszą się – oprócz Cunningham Lindsey Polska – takie firmy, jak Eksperci Nemu czy Claim Consulting. – W tym roku przychody naszej firmy wzrosną o około 40 proc. – szacuje Sadkowski z Claim Consulting.
Duzi hamulcowymi rozwoju
Według Kamińskiego rozwój polskiego rynku likwidacji szkód jest hamowany przez największych ubezpieczycieli majątkowych. – Zarówno PZU, jak i Ergo Hestia dysponują rozbudowaną siecią własnych rzeczoznawców – wskazuje szef Cunningham Lindsey Polska. Według niego nasz rynek to typ mieszany. W Niemczech praktycznie nie ma likwidatorów poza towarzystwami. W Wielkiej Brytanii jest odwrotnie: wszyscy ubezpieczyciele korzystają z usług firm zewnętrznych.
W którą stronę pójdzie polski rynek? Wskazówką może być informacja, że grupa Wiener Staedtische, czyli właściciel spółek Benefia, Compensa, InterRisk i PZM, dokapitalizowała niedawno firmę Auto-Ekspert kwotą 17 mln zł. – Podniesienie kapitału w firmie, która specjalizuje się w obsłudze rzeczoznawczej, ma na celu jej rozwój w obszarze likwidacji szkód. Będzie współpracowała z innymi spółkami VIG, w tym także poza granicami Polski – wyjaśnia Marek Gołębiewski, rzecznik Compensy.
Wszystko wskazuje więc na to, że niedługo towarzystwa z grupy VIG przestaną być klientami takich firm, jak Profibiz czy Asecura. Likwidacją szkód komunikacyjnych dorywczo zajmują się także firmy assistance: Pol-Assistance czy Coris Varsovie.
Branża musi być cierpliwa
Przedstawiciele firm likwidujących szkody na razie musieli jednak ponieść koszty. – W I półroczu wydatki były czterokrotnie większe niż rok temu. Nasi ludzie więcej podróżowali po Polsce – zwraca uwagę szef Cunningham Lindsay Polska.
Kontrolowana od końca 2008 roku przez Crawford Company spółka Claim Consulting pod koniec maja założyła na południu kraju mobilne biuro ekspertów. – Spowodowało to dodatkowe koszty – przyznaje Sadkowski.– Zwiększenie przychodów za ten rok odczujemy z opóźnieniem. Zwykle spora część procesów likwidacyjnych rozpoczętych w danym roku kończy się w następnym – wyjaśnia Kamiński.
Kolejny rynek do regulacji?
Największe spółki likwidujące szkody przyznają, że konkurencja rośnie. – Obserwujemy powstawanie małych, często jednoosobowych firm. To efekt ograniczenia wielkości działów likwidacji szkód w towarzystwach ubezpieczeniowych – mówi Sadkowski.
Według niego nie świadczą jednak usług w jednakowym standardzie, a w dodatku nie posiadają polis OC i nie zapewniają bezpieczeństwa danych.– Na Zachodzie likwidatorzy muszą mieć certyfikaty. Może tak powinno być i u nas? – zastanawia się Kamiński.
Powódź żniwa dla agencji
Tegoroczna powódź to zdaniem ekspertów pierwsza klęska żywiołowa, na której masowo próbowały skorzystać agencje odszkodowawcze. Dotychczas specjalizowały się w odszkodowaniach osobowych i majątkowych związanych z wypadkami. Już teraz część powodzian próbuje się wycofać z umów, w których dopiero po podpisaniu doczytali się wszystkich opłat. A te, poza pobraniem sporej części odszkodowania (10–20 proc.), dotyczą dodatkowo VAT i wysokich odsetek za ewentualną zwłokę w zapłacie. – Agencje odszkodowawcze pojawiały się zaraz przed przyjazdem naszego mobilnego biura i korzystając z tego, że na miejscu miały 100–400 poszkodowanych, namawiały ich do szybkiego podpisywania umów. Masowo zawierano umowy zlecenia, podpisywane w dużym zamieszaniu na trawnikach, w samochodach – mówi Anna Barańska, dyrektor ds. likwidacji szkód majątkowych w PZU. Do ubezpieczyciela zwróciło się już kilkanaście osób, prosząc o pomoc w rozwiązaniu umowy z kancelariami.
Aleksandra Kurowska, Piotr Rosik
PARKIET