Trwa ładowanie...

Londyn nie godzi się na ponowne kwestionowanie rabatu

Minister skarbu W.Brytanii George Osborne oznajmił we wtorek w Brukseli, że Europa traci czas, usiłując ponownie kwestionować brytyjski rabat, czyli ulgę we wpłatach do UE. Sens rabatu zakwestionował komisarz UE ds. budżetu Janusz Lewandowski.

Londyn nie godzi się na ponowne kwestionowanie rabatuŹródło: Jupiterimages
dedgckr
dedgckr

Osborne, obecny w Brukseli na spotkaniu unijnych ministrów finansów, tzw. Ekofin, zaznaczył, że ma zamiar "bardzo otwarcie mówić, iż w tej kwestii (Wielka Brytania)
nie poczyni żadnych ustępstw".

- Nie mam wątpliwości, że inni będą próbowali podjąć (kwestię rabatu) przy stole negocjacji, lecz tracą czas - powiedział dziennikarzom brytyjski minister.

Komisarz Lewandowski w opublikowanej w poniedziałek rozmowie z niemieckim dziennikiem "Handelsblatt" powiedział, że jego zdaniem rabat brytyjski, przyznany W. Brytanii jeszcze w latach 80., stracił swoje pierwotne uzasadnienie. - Struktura budżetu UE znacząco się zmieniła. Udział wydatków rolnych - a one były pierwotnym uzasadnieniem dla rabatu - znacząco się zmniejszył. Ponadto dochód W. Brytanii na mieszkańca znacznie wzrósł od lat 80. - powiedział komisarz.

Wtorkowy "Financial Times" przytacza stanowisko Downing Street, które podkreśla, że brytyjski rabat pozostaje uzasadniony, gdyż bez niego Londyn wpłacałby do kasy UE dwa razy więcej niż Francja i półtora raza więcej niż Niemcy.

dedgckr

"FT" odnotowuje, że rzecznik polskiego komisarza Patrizio Fiorilli wyjaśniał, iż Lewandowski nie wzywał do zniesienia brytyjskiego rabatu; mówił, że "w jego opinii" rabat stracił swe pierwotne uzasadnienie. Gazeta wskazuje, że presję na Londyn w kwestii rabatu będzie też jednak wywierał prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Według "FT", we Francji ten rabat symbolizuje niechęć W. Brytanii do odgrywania pełnej roli w życiu UE oraz brak solidarności.(PAP)

cyk/ kar/

dedgckr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dedgckr