Macron nie chce być "prezydentem bogaczy". Polacy też zapłacą za miejsca pracy dla Francuzów
Prezydent Emmanuel Macron wrócił do fabryki Whirlpool. Przekonywał, że będzie chronił francuskich robotników przed niebezpieczeństwem ze wschodu Europy. Polska jest wysoko na jego liście zagrożeń. Poprzednia wizyta była ważnym elementem kampanii wyborczej Macrona.
Gwałtownie tracący popularność prezydent Emmanuel Macron postanowił udowodnić, że broni praw francuskich robotników i nie jest tylko "prezydentem bogaczy", jak ostatnio jest nazywany. Polityk wrócił do fabryki Whirlpool w Amiens, gdzie odniósł jeden z najważniejszych sukcesów kampanii wyborczej.
- Wierzę w przyszłość przemysłu – powiedział polityk, który stara się teraz dotrzeć do mniej zamożnych mieszkańców kraju. Jedną z przyczyn spadającej popularności Macrona jest jego poparcie dla kontrowersyjnej reformy kodeksu pracy, która osłabia związki zawodowe i ułatwia zwalnianie pracowników. Jego zdaniem zmiana niezwykle złożonego kodeksu, który drobiazgowo reguluje każdy aspekt stosunku pracy, zwiększy konkurencyjność francuskich firm. Dzięki temu nie będą przenosić się za granice i utworzą nowe miejsca pracy w kraju, w którym bezrobocie wynosi ok. 9,5 proc.
Miejsce, w którym Macron zawsze dobrze wygląda
Wizyta w fabryce Whirlpool po prostu nie mogła się Macronowi nie udać. Nie została zamknięta między innymi dzięki temu, że ówczesny kandydat na prezydenta Republiki odwiedził zakład obiecując wsparcie dla robotników. Nic więc dziwnego, że w Amies witały go uśmiechy ludzi podkreślających, że Macron realizuje swoje obietnice.
- Miejsca pracy zawsze przenoszą się tam, gdzie koszty pracy są najniższe – dziennikarzowi portalu Politico powiedział Ludovic Creusé, pracownik i działacz związkowy z fabryki Whirlpool. – Tak jak Macron chcę, żeby robotnicy w Słowenii i Polsce zarabiali więcej. Ja to popieram.
Nieco później prezydent był owacyjnie witany w pobliskim, niedawno uruchomionym magazynie Amazona, który niedługo stworzy dodatkowych 1 tys. etatów, co ma dowodzić skuteczności "nowej gospodarki" Macrona.
Za sukcesy Macrona zapłacą Polacy, Bułgarzy i inni
Dążenie do podwyższenia zarobków w Polsce i innych krajach naszej części Europy tylko pozornie brzmi pozytywnie i niewinnie. W praktyce Macron chce tego dokonać, na przykład, forsując zmianę unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych. Chodzi o to, aby Polacy czy Bułgarzy wysyłani do pracy za granicą otrzymywali takie same wynagrodzenia, jak ich koledzy na Zachodzie, a nie według stawek wschodnioeuropejskich. W rezultacie przestaną być konkurencyjni, a straty poniosą także zatrudniające ich firmy i budżety państw, z których pochodzą.
To jasna sprzeczność interesów, która pokazuje, że europejska solidarność kończy się tam, gdzie w grę zaczynają wchodzić pieniądze. Każdy walczy o swoje, a w idealnych warunkach końcowym efektem jest kompromis wynegocjowany i potwierdzony w Brukseli. To złożona gra koalicji, ustępstw i interesów, w której nikt samotnie niczego nie uzyska.