Marzenie o tanim tankowaniu
W USA litr benzyny kosztuje już nawet 2 złote! W Polsce tylko 4,50
26.03.2010 | aktual.: 29.03.2010 15:02
Czego jak czego, ale niskich cen paliw na pewno możemy Stanom Zjednoczonym zazdrościć. U nas na stacjach litr benzyny 95 kosztuje obecnie średnio ok. 4,5 zł. W USA za jeden galon (3,78 l) takiej benzyny płaci się na stacji przeciętnie 2,6 dol., czyli 7,4 zł. Litr kosztuje zatem ok. 2 zł. Przeszło dwa razy taniej niż u nas. W niektórych stanach (np. Missouri, Ohio czy Oklahomie) jest jeszcze taniej - tam litr benzyny kosztuje ok. 1,8 zł.
Warto przy tym zauważyć, iż Amerykanie wcale nie uważają, że paliwo w ich kraju jest tanie. Galon benzyny jest tam dziś o ponad 60 centów droższy niż przed rokiem. Ten wzrost cen wywołał w USA spore niezadowolenie, przyczyniając się do nasilenia krytycznych uwag pod adresem prezydenta i jego administracji.
Dla porządku tylko wypada dodać, że przeciętny Polak w porównaniu z Amerykaninem jest biedakiem. Dochód netto na osobę w polskiej rodzinie to ok. 1 tys. zł miesięcznie. W amerykańskiej - ok. 1,3 tys. dol. miesięcznie. Siła nabywcza mieszkańca USA jest ponad trzy razy większa niż mieszkańca Polski. Gdyby jednak cena benzyny w Ameryce osiągnęła taki poziom jak w naszym kraju, z pewnością doszłoby tam do zamieszek i krwawych starć z udziałem policji i gwardii narodowej. My znosimy ją bez szemrania, ciesząc się, że paliwo nie jest na razie tak drogie jak w połowie 2008 r., gdy cena litra benzyny 95 przekraczała już 4,7 zł. I szybko zapominamy, że nie tak dawno, bo jeszcze na początku 2009 r., za litr etyliny 95 płaciliśmy średnio poniżej 3,4 zł. Potwierdza to tezę, że jesteśmy narodem cierpliwym i skłonnym do wyrzeczeń.
Jakoś im się opłaca
Stany Zjednoczone to kraj, który konsumuje i przetwarza najwięcej ropy na świecie - przypada na nie prawie jedna czwarta światowego zużycia. Koszty pracy są tam znacznie wyższe niż u nas. Amerykanie wykorzystują własne złoża, ale ponad dwie trzecie potrzebnej im ropy muszą importować, często z zapalnych i narażonych na konflikty obszarów globu. W celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa paliwowego USA toczą kosztowne wojny i utrzymują poważne siły zbrojne poza granicami kraju. A mimo to na stacjach benzynowych zawsze mieli i mają tanią benzynę. W dodatku importują i przerabiają ropę droższą - bo mniej zasiarczoną i lżejszą - niż ta, którą Polska musi sprowadzać z Rosji. Inna rzecz, że różnica w cenie surowca się zmniejsza: dwa lata temu baryłka (159 litrów) ropy "arabskiej lekkiej" kosztowała o 3 dol. więcej niż baryłka ropy rosyjskiej, a dziś jest droższa tylko niespełna o dolara. Rosja przeznacza bowiem gorsze gatunki ropy na rynek krajowy, systematycznie poprawiając jakość paliw, które eksportuje. Kilka lat
temu, np. w 2000 r., gdy baryłka kosztowała zaledwie 35 dol., różnica kilku dolarów miała jednak istotne znaczenie.
Dziś baryłka kosztuje ponad 80 dol., co wcale nie przeszkadza amerykańskiemu Exxonowi, największemu koncernowi naftowemu na świecie, w utrzymywaniu niskich cen paliw. Czy nasz Orlen i Lotos nie mogłyby iść w jego ślady? No oczywiście, że nie...
Naturalnie, amerykańska branża paliwowa jest znacznie efektywniejsza, bardziej innowacyjna i nastawiona na obniżkę kosztów niż nasze przedsiębiorstwa. Tam decyduje rachunek ekonomiczny, u nas do niedawna liczył się również polityczny. Przykładem jest nieuzasadniony finansowo i przynoszący olbrzymie straty zakup przez Orlen rafinerii w Możejkach, przeprowadzony za rządów PiS po to, by utrzeć nosa Rosjanom. Ówczesny prezes Orlenu Igor Chalupec zarzekał się, że to transakcja jak najbardziej korzystna dla Polski. Chyba jednak, jako krewnemu Poli Negri, lepiej mu wychodziło granie w filmie niż decydowanie o sprawach najważniejszej polskiej spółki...
Państwo bierze swoje
Jednak to nie decyzje kolejnych prezesów Orlenu przyczyniają się do tego, że benzyna w Polsce jest ponaddwukrotnie droższa niż w USA - lecz decyzje władz naszego państwa oraz dyrektywy Unii Europejskiej, których musimy przestrzegać.
Na ceny benzyny Eurosuper 95 oraz paliwa napędowego, jak pokazują wykresy, wpływają przede wszystkim akcyza i VAT. A są to czynniki niezależne od podmiotów zajmujących się dostawami surowca, przetwórstwem i dystrybucją.
Spójrzmy, z czego dokładnie składa się cena detaliczna tysiąca litrów benzyny 95, wynosząca w ubiegłym tygodniu średnio 4,5 tys. zł:
1832 zł - tyle bierze za paliwo Polski Koncern Naftowy Orlen;
199 zł - marża, jaką inkasują sprzedawcy;
811 zł - VAT o stawce 22% (co oznacza, że w cenie detalicznej benzyny podatek ten stanowi 18%);
1565 zł - akcyza;
93 zł - opłata paliwowa.
W przypadku oleju napędowego, którego tysiąc litrów kosztuje na stacjach średnio 4070 zł, te liczby nieco się różnią:
1848 zł - cena, jaką bierze Orlen (jak widać, liczy sobie więcej niż za benzynę);
206 zł - marża sprzedawców;
734 zł - VAT;
1048 zł - akcyza;
234 - opłata paliwowa.
Teoretycznie niektóre z tych kwot mogłyby być niższe. Jeśli chodzi o akcyzę, Unia Europejska wyznacza tylko stawki minimalne - 359 euro od tysiąca litrów benzyny 95 i 302 euro od tysiąca litrów oleju.
Deficyt budżetowy zwiększa jednak apetyty naszego rządu, który akcyzę za benzynę 95 ustalił na poziomie 403 euro. Na szczęście nie zrezygnowaliśmy ze stosowania wynegocjowanej, obniżonej akcyzy za olej napędowy. Obecnie wynosi ona tylko 270 euro za 1000 litrów oleju. W niektórych krajach unijnych akcyza jest znacznie wyższa, np. w Wielkiej Brytanii to aż prawie 700 euro. Nasze uprzywilejowanie kiedyś jednak się skończy, bo Komisja Europejska zwalcza wewnętrzną konkurencję podatkową i najprawdopodobniej od 2012 r. Polska będzie musiała podnieść akcyzę za olej napędowy.
Niższe teoretycznie mogłyby być opłaty paliwowe. Są one naszym rodzimym patentem na finansowanie rozwoju transportu, wymyślonym w 2004 r. przez Marka Pola, ówczesnego wicepremiera i ministra infrastruktury. Opłaty zasilają krajowy fundusz drogowy, 80% środków przeznaczanych jest właśnie na budowę dróg i autostrad, reszta na modernizację kolei. Pomysł jednak dobrze się sprawdza w praktyce, więc żadne kolejne ugrupowania rządzące Polską nie przewidywały likwidacji tych opłat.
No i wreszcie niższe mogłyby być oczywiście opłaty pobierane przez Orlen oraz marże sprzedawców. To już jednak zupełna teoria...
Drogo, ale stabilniej
Stany Zjednoczone do Unii nie należą, więc akcyza występuje tam w postaci szczątkowej, na poziomie paru centów za galon i tylko w niektórych stanach. Nie ma tam również VAT, choć pojawiają się pomysły jego wprowadzenia. Paliwo wciąż może zatem pozostawać tanie, co jest oczywiście bardzo korzystne dla mieszkańców USA - a do niedawna stanowiło także koło zamachowe motoryzacji amerykańskiej.
- Udział podatków i opłat w cenie paliw przekracza w Polsce 50%. Oznacza to, że ceny detaliczne paliw zachowują u nas większą stabilność niż w USA. Tylko bowiem niespełna w połowie są wrażliwe na wahania cen surowca, wywoływane rozmaitymi czynnikami. Tam paliwa są wprawdzie tańsze, ale procentowo ich cena się zmienia w znacznie większym stopniu niż w Polsce - wskazuje Urszula Cieślak, analityczka rynku paliwowego.
Pytanie, czy polscy kierowcy woleliby stabilność, czy choćby spore wahania cen, ale na poziomie o połowę niższym, jest oczywiście retoryczne. Należymy do Unii Europejskiej, prowadzimy taką politykę paliwową jak inni jej członkowie - i możemy tylko być zadowoleni, że za naszą zachodnią granicą benzyna oraz olej napędowy są i tak wciąż nieco droższe niż w Polsce.
Andrzej Dryszel