Miliony w niebo. Polacy kochają pokazy sztucznych ogni
Akcje społeczne wzywające do nieużywania fajerwerków w noc sylwestrową nie przynoszą rezultatów, jakich życzyliby sobie przedstawiciele organizacji broniących praw zwierząt. Polacy nie wyobrażają sobie witania nowego roku bez trwających kilkanaście minut pokazów. Na sztuczne ognie i samorządy, i osoby prywatne, wydają fortunę. Sprzedaż fajerwerków wzrasta praktycznie każdego roku.
W wyliczeniach firmy konsultingowej KPMG dotyczących sylwestra 2015 roku czytamy, że Polacy mieli wydać blisko 10 mld zł, z czego na zakup fajerwerków Polacy przeznaczyli w sumie 520 mln zł, co oznaczało wzrost o 18 proc. Jak szacował rozmówca "Rzeczpospolitej" na krótko przed minionym sylwestrem, w ciągu dwóch ostatnich lat rynek urósł o około 10 procent. Podczas witania 2018 roku Polacy mogli wystrzelić fajerwerki warte ponad pół miliarda złotych.
Pod koniec 2013 r. kupiliśmy z kolei fajerwerki za łącznie 440 mln zł, a rok wcześniej za 442 mln zł.
Fajerwerki tylko z importu
Żadna polska firma nie produkuje sztucznych ogni. Fajerwerki, które w noc sylwestrową rozświetlają nasze niebo, pochodzą z Chin (w większości) oraz Włoch i Hiszpanii, które mają bogate tradycje nie tylko w zakresie produkcji, ale też organizacji pokazów.
Zobacz też: Jak bezpiecznie używać fajerwerków?
Zwierzęta, największe ofiary sylwestrowych szaleństw
Organizacje zajmujące się prawami zwierząt od lat proszą o rezygnację z pokazów sztucznych ogni. Fajerwerki powodują ogromny stres u zwierząt, a czasem są nawet przyczyną ich śmierci.
Na tym polu obserwujemy duża zmianę. Jeszcze kilka lat temu mało kto mógł sobie wyobrazić, by sylwestrowe niebo nie było rozświetlone przez dziesiątki fajerwerków. Tymczasem teraz niektóre polskie miasta (np. Białystok, Słupsk i Wrocław) zrezygnowały z pokazów. Nie oznacza to, że niebo było ciemne. Fajerwerki zostały zastąpione przez pokazy laserowe, a wszystko po to, by oszczędzić zwierzętom niepotrzebnego strachu.
Z kolei organizatorzy pokazu w Warszawie nie zdecydowali się na zastąpienie fajerwerków laserami, za to skrócili pokaz do kilku minut.
Już za późno na fajerwerki
Fajerwerki, choć piękne, mogą być używane tylko raz do roku – w sylwestra i Nowy Rok. Nie ma wprawdzie żadnego przepisu, który wprost wskazywałby te dwie konkretne daty, jest za to bardziej generalny przepis kodeksu wykroczeń: "Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny" – czytamy w art. 51 tego kodeksu.
Samorządy mają narzędzie, za pomocą którego mogą walczyć z miłośnikami fajerwerków odpalanych o dowolnej porze roku. Uprawnione są do wydawania rozporządzeń w sprawie ograniczenia używania wyrobów pirotechnicznych. Mogą to być roczne zakazy z tylko kilkoma dniami wyjątku. W efekcie ograniczenia w używaniu fajerwerków wprowadzają zarówno przepisy kodeksu wykroczeń oraz przepisy prawa miejscowego. Więcej piszemy o tym tu.
Za złamanie przepisów grozi mandat w wysokości do 500 zł.
Sprzedaż materiałów pirotechnicznych dozwolona jest tylko osobom pełnoletnim. Za złamanie tego przepisu sprzedawca ryzykuje karę pozbawienia wolności do lat 2. Sprzedawcy muszą ponadto pamiętać, by stoisko wyposażone było w koc gaśniczy i gaśnicę, zabezpieczone przed wilgocią, w odpowiedniej odległości od źródeł ciepła i instalacji elektrycznej. Stanowisko, z którego sprzedawane są fajerwerki, nie może znajdować się w ciągu komunikacyjnym prowadzącym do wyjścia ewakuacyjnego.