Na sprzedaży choinek zarobisz nawet 6 tys. zł. "To już ostatni dzwonek"
Aby sprzedawać choinki, wystarczy dyspozycyjność i gotowość do ciężkiej pracy. Ta się może jednak nieźle opłacić - w niecały miesiąc można zarobić nawet 6 tys. zł na rękę. Chętnych nie brakuje. - Efekt 500 plus tu akurat nie działa - śmieją się przedstawiciele "choinkowego biznesu".
Ogłoszenia o naborze na sprzedawców choinek pojawiają się zwykle na samym początku grudnia.
- Teraz ciągle jeszcze wiszą na serwisach, ale tak naprawdę połowa miesiąca to już ostatni dzwonek na podjęcie takiej pracy. My mamy zespół 10 sprzedawców już skompletowany. Ogłoszenie zaraz zdejmujemy z internetu - słyszymy od sprzedawcy z centralnej Polski.
Chętnych nie brakuje, bo zarobić można całkiem sporo. Niektóre ogłoszenia zapewniają, że nawet 6 tys. zł na rękę. Częściej jednak sprzedawcy mogą liczyć na 3-4 tysiące zł.
Obejrzyj: Przedsiębiorco, co wiesz o białej liście?
Zwykle jednak wszystko zależy od tego, ile jest w stanie sprzedawca pracować, bo stawki są często godzinowe. Zazwyczaj od 13 do ponad 20 zł netto za godzinę. Najwyższe są oczywiście w dużych miastach. Choć w internetowych serwisach nie brak ogłoszeń dotyczących miast powiatowych - i stawki nie są tam dużo niższe niż w Warszawie czy Wrocławiu.
Od sprzedawców wymaga się jednak, by pracowali długo - nawet 10 godzin dziennie. Są i tacy, którzy pracują po kilkanaście godzin. A choinki sprzedaje się nawet 7 dni w tygodniu.
- Schodzą aż do 24 grudnia. Dla nas cały grudzień do Wigilii to okres wytężonej pracy. Chętnych za zakup choinki jest mnóstwo, więc zależy nam, żeby sprzedawca był cały czas na miejscu, od rana do wieczora - słyszymy od firmy z Łodzi. Przedstawicielka firmy przyznaje jednak, że u niej 6 tys. na rękę zarobić trudno, ale 4 tys. zł są już jak najbardziej realne.
"Sprzedawanie choinek? Niezła harówka"
Firmy zajmujące się tym biznesem podkreślają jednak, że praca do łatwych i przyjemnych nie należy. Zwykle sprzedawca całe dnie spędza przy stanowisku sprzedaży. Choinki są najczęściej sprzedawane na otwartych przestrzeniach, a pracownicy mają do dyspozycji niewielkie przyczepy kempingowe. Tam można się nieco się ogrzać, skorzystać z toalety czy odpocząć. - Ale trudno mówić o jakichś luksusach - słyszymy w firmie z Łodzi.
Choinki są najczęściej sprzedawane na otwartych przestrzeniach
Sprzedawca musi też dbać o czystość stanowiska, przenosić drzewka, pakować je, a czasem też ścinać i transportować.
- Lekka praca to nie jest. Można raczej powiedzieć, że to niezła harówka - dodaje przedstawicielka firmy z Łodzi.
Firmy zatrudniające sprzedawców nie ukrywają więc, że szukają przede wszystkim młodych mężczyzn. - Potrzebujemy osób dość sprawnych i wytrzymałych. Nie każdy przecież jest w stanie tak pracować, siedząc niemal cały miesiąc w przyczepce - słyszymy od przedstawiciela "choinkowego" biznesu.
Chętnych, jak się okazuje, jednak nie brakuje. Być może dlatego, że zarobić można sporo, a zbyt wielu wymagań sprzedawcom się nie stawia. Większość firm wymaga pełnoletności, inne podkreślają, że szukają osób "rzetelnych i zmotywowanych". Zazwyczaj jednak nie trzeba mieć doświadczenia - w końcu szybko można się nauczyć na miejscu, jak sprzedawać i pakować świąteczne drzewka.
Co ciekawe, firmy nie odczuwają tu "efektu 500 plus". A sporo pracodawców narzeka, że przez programy socjalne rządu coraz mniej ludzi szuka sezonowego zarobku.
- Do choinek zgłaszają się młode osoby, zwykle mężczyźni. Stosunkowo często są to studenci, czasem nawet uczniowie. Czyli grupa, która raczej 500 plus nie pobiera - słyszymy w jednej z firm.
W dużych miastach jednak coraz częściej można spotkać pracowników spoza Polski. - Jak najbardziej. Są u nas Ukraińcy, są Białorusini. Ale Azjatów jeszcze nie spotkałam. Nie wiem, może oni jednak nie czują specyfiki naszych Świąt, a to przecież przydaje się przy sprzedaży choinek - słyszymy w łódzkiej firmie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl