NBP poprawi błędy w czerwcu
- Możliwe, że przy okazji czerwcowej publikacji danych dotyczących bilansu za pierwszy kwartał 2011 roku, NBP dokona rewizji, które doprowadzą do ograniczenia salda błędów - wynika z wypowiedzi Józefa Soboty, dyrektora Departamentu Statystyki NBP.
31.03.2011 | aktual.: 31.03.2011 11:24
Z Józefem Sobotą, dyrektorem Departamentu Statystyki Narodowego Banku Polskiego, rozmawia Łukasz Wilkowicz
Ostatnio spore kontrowersje wśród analityków budzi jedna pozycja w bilansie płatniczym – saldo błędów i opuszczeń. Część z nich mówi, że dla faktycznego zobrazowania salda obrotów bieżących – któremu bacznie przyglądają się inwestorzy – należałoby zsumować je właśnie z saldem błędów i opuszczeń. Wówczas deficyt wynosiłby nie ok. 3 proc. PKB, ale nawet 7 proc. PKB. Skąd bierze się tak duże saldo błędów i opuszczeń?
Statystyka bilansu płatniczego jest jedyną statystyką makroekonomiczną, która wprost pokazuje saldo błędów i opuszczeń. Czy ono jest wysokie – to pojęcie względne. W Unii Europejskiej co dwa lata prowadzone jest badanie jakości bilansu płatniczego. Saldo błędów i opuszczeń jest zestawiane z całkowitą wartością obrotów na rachunku bieżącym.
Jak wypada Polska?
I w przypadku Polski ta relacja wynosiła w ostatnim badaniu, obejmującym lata 2007–2009, 8 proc. Są kraje, gdzie jest to nawet 15–18 proc. Oczywiście są też kraje, gdzie jest to 4–6 proc.
Bardzo niski wskaźnik mają kraje bardzo małe o stosunkowo słabo rozwiniętych obrotach z zagranicą, infrastrukturze finansowej, gdzie niewiele jest podmiotów dokonujących transakcji z zagranicą. Warto pamiętać, że miesięczny bilans płatniczy z założenia oparty jest częściowo na szacunkach i ma pokazywać kierunek zmian w transakcjach z zagranicą. To bilans kwartalny oparty na rozbudowanej próbie statystycznej powinien być punktem odniesienia dla dogłębnych analiz i ocen równowagi zewnętrznej.
A jakie jest wytłumaczenie naszej sytuacji?
Zwróciłbym uwagę na wysoki stopień złożoności statystyki bilansu płatniczego. Jest specjalny zespół w Departamencie Statystyki NBP, który od dłuższego czasu zajmuje się sprawą salda błędów i opuszczeń. To jest właściwie detektywistyczna praca – trzeba zweryfikować niemal każdą pozycję bilansu płatniczego pod kątem możliwych błędów, jakie mogą tkwić w danych źródłowych. Statystyka bilansu płatniczego nie powstaje na podstawie kompletnych danych, gdyż byłoby to zbyt kosztowne i czasochłonne. Międzynarodowym standardem jest przyjmowanie określonej wielkości progowej, od której zbierane są dane indywidualne.
Ponadto statystyka bilansu płatniczego szczególnie w części obrotów bieżących składa się z wielu danych, które pochodzą z innych instytucji. Na przykład GUS dostarcza danych na temat obrotów handlu zagranicznego.
Te akurat powinny być kompletne.
Tam również jest przyjęty pewien poziom obrotów w eksporcie i imporcie, od którego wyznaczony jest obowiązek sprawozdawania. Nie wszyscy eksporterzy i importerzy przekazują dane. Statystyka handlu zagranicznego nie jest niczym wyjątkowym, jeśli chodzi o stosowanie progów ilościowych, których przekroczenie rodzi obowiązek sprawozdawczy.
W jaki sposób wpływa to na jakość danych albo inaczej mówiąc na wielkość salda błędów i opuszczeń?
Duża liczba małych podmiotów, które w danym roku nie przekazują nam informacji, może powodować wzrost tego salda.
Trudno jednak tylko tym tłumaczyć wielkość salda błędów i opuszczeń, które przekracza 14 mld euro w skali roku. Jakie są inne możliwe wyjaśnienia?
Jest co najmniej kilka hipotez. Zapewne każda z nich zawiera jakąś część odpowiedzi na pytanie o wysokie saldo błędów i opuszczeń. Na przykład nie jest w pełni doszacowany import samochodów używanych sprowadzanych do Polski.
Dlaczego?
Jest to trudny problem. Osoby prywatne w tym przypadku nie mają obowiązku składać sprawozdania na potrzeby statystyki handlu zagranicznego, gdyż wartość samochodów jest z reguły poniżej progu sprawozdawczego. W tej chwili pracujemy nad rozwiązaniem tej kwestii poprzez wykorzystanie innych administracyjnych źródeł informacji.
O ile w efekcie włączenia prywatnego importu aut zmniejszy się saldo błędów – a wzrośnie w obrotach bieżących?
Szacujemy, że prywatny import samochodów używanych zmniejszy nam saldo błędów i opuszczeń o ok. 20 proc. i zwiększy relację ujemnego salda obrotów bieżących do PKB o około 1 pkt proc. Żeby nie było żadnych wątpliwości: nie ma to żadnego wpływu na poziom nominalnego PKB. Rachunek PKB ma dwie strony – tworzenia i rozdysponowania. Nie mam żadnych podstaw, by twierdzić, że wielkość PKB obliczona przez GUS jest przeszacowana.
Jak to się ma do samochodów?
Jeśli uzgodnimy z GUS sposób zakwalifikowania prywatnego importu, to zapewne będziemy mieli do czynienia z jakimiś niewielkimi zmianami po stronie rozdysponowania PKB między eksportem netto, który się zmniejszy, a konsumpcją, która wzrośnie.
Czy prywatny import używanych samochodów wyjaśnia także różnice między wielkością naszego importu z Niemiec w statystyce GUS a niemieckim eksportem do Polski – według danych niemieckich?
Niemiecki instytut statystyczny wyjaśnił w ostatnich dniach, że te różnice są całkowicie dopuszczalne i przywołał tzw. efekt Rotterdamu. W tym przypadku lepszą nazwą jest efekt Hamburga.
O co w nim chodzi?
Chodzi o rozróżnienie w statystyce kraju pochodzenia towaru i kraju wymiany. O efekcie Rotterdamu mówi się od wielu lat ze względu na to, że przez ten port przechodzi duża część handlu ropą naftową i jej pochodnymi.
Dla nas ważniejszy jest efekt Hamburga, bo przez tamtejszy port trafia do Polski duża część towarów z Dalekiego Wschodu. W praktyce oznacza to, że odprawiony w Hamburgu towar zostanie w polskiej statystyce zarejestrowany jako import do Polski towaru z Chin i równocześnie potraktowany przez statystykę niemiecką jako eksport towaru z Niemiec do naszego kraju. Ten efekt nie wpłynie na wielkość naszego importu i saldo błędów i opuszczeń w bilansie płatniczym. Co jeszcze może mieć na niego wpływ?
Dochody osób pracujących za granicą i ich transfery do Polski. A także transfery z Polski dochodów obcokrajowców. My co roku robimy specjalne badanie w krajach, gdzie są duże skupiska Polaków. Obecnie dochody i transfery naszych rezydentów mogły być niższe, niż szacowaliśmy wcześniej. Wielka Brytania czy Irlandia przeżyły kryzys finansowy i to wpłynęło również na sytuację przebywających tam Polaków. Dodatkowo duża część osób deklaruje chęć pozostania tam na stałe. To oznacza, że większą część pieniędzy wykorzystuje na miejscu, co ma wpływ na wielkość transferów.
A jeśli chodzi o imigrantów w Polsce?
Jeśli chodzi o problemy ze statystyką bilansu płatniczego, to mamy taki sam problem z oszacowaniem liczby obcokrajowców pracujących u nas, jak np. kraje zachodnie. W związku z tym rozpoczynamy badania tego zjawiska. Chcemy metodą ankietową sprawdzić, jaka jest skala imigracji, a także na ile ona jest trwała, co da nam podstawę do szacowania transferów. Warto dodać, że wykorzystane będą także dane administracyjne, np. dane GUS.
Jakie są pozostałe hipotezy?
Jedna dotyczy turystyki. Odkąd Polska jest objęta układem z Schengen, nie ma dokładnych danych na temat liczby osób przyjeżdżających do Polski i Polaków wyjeżdżających za granicę. My opieramy się na danych Instytutu Turystyki, który prowadzi swoje badania. Zasugerowaliśmy ostatnio, żeby Instytut rozszerzył swoje badanie, np. obejmując ankietą większą liczbę przejść granicznych.
Do transakcji związanych z turystyką należy też doliczać obroty związane z tzw. handlem przygranicznym. Chyba że ktoś potrafi udowodnić, że jakiś „turysta” wiezie trzy tysiące zegarków albo – temat na czasie – tonę cukru z Francji. Takie przypadki powinny być uwzględniane w obrocie towarami.
Na razie mówił pan o obrotach bieżących. Ale na saldo błędów i opuszczeń mają również wpływ obroty finansowe.
Tak. Uważam, że aktywa osób prywatnych mogą być niedoszacowane z uwagi na obowiązujące progi. Transakcje poszczególnych podmiotów są na tyle małe, że nie muszą być nam raportowane. Nie możemy mówić, że Polacy nie mają aktywów finansowych za granicą, pytanie, jak je oszacować, co staramy się obecnie uczynić.
Czy tego typu informacji nie można wziąć z banków?
Na potrzeby statystyki bilansu płatniczego nie zbieramy informacji z systemu płatniczego. Oparta jest ona nie na płatnościach – tu decydujące są rozwiązania unijne – ale na informacjach pozyskanych bezpośrednio od podmiotów dokonujących transakcji. Banki oczywiście sprawozdają nam swoje transakcje.
Transakcje swapowe nie sprawiają problemu w bilansie płatniczym? Ostatnio dużo mówi się o finansowaniu zakupu np. polskich obligacji za pomocą swapów przez zagranicznych inwestorów. Z drugiej strony – polskie banki właśnie swapy wykorzystywały do zdobywania walut obcych na dewizowe kredyty hipoteczne.
Nie sądzę, aby było to główne źródło naszych problemów. Proszę pamiętać, że oprócz statystyki bilansu płatniczego dysponujemy też danymi na potrzeby statystyki monetarnej i nadzorczej. Ich obecnie prowadzona analiza nie daje podstaw do twierdzenia, że mogą być istotnym źródłem błędów.
Czy to wszystko może oznaczać pogłębienie deficytu rachunku obrotów bieżących Polski?
Sądzę, że w pewnym stopniu tak. Ale przestrzegałbym przed mechanicznym wykorzystywaniem miary tego deficytu do PKB jako miary nierównowagi zewnętrznej polskiej gospodarki. Analizując wielkość tego deficytu należy brać pod uwagę źródła jego powstania oraz sposób jego finansowania. Mamy np. stabilny napływ środków z Unii Europejskiej w rachunku kapitałowym. Wniosek: miarą stabilności powinna być raczej suma salda obrotów bieżących i rachunku kapitałowego. Tak liczony deficyt wyniósł w 2010 roku 1,6 proc. PKB.
Dziś NBP opublikuje dane na temat bilansu płatniczego w IV kwartale 2010 r. Rozumiem, że nie będą one zawierały dużej rewizji danych o saldzie błędów i opuszczeń. Kiedy możliwa jest rewizja danych o bilansie płatniczym, uwzględniająca wymienione przez pana kwestie?
Sądzę, że dobry moment dla takich dostosowań będzie przy publikacji danych za I kwartał 2011 r., czyli w czerwcu.
A ile osób pracuje nad bilansem płatniczym w NBP?
Obecnie w Departamencie Statystyki jest to 30 osób.
Dziękuję za rozmowę.