Trwa ładowanie...
praca
07-06-2010 10:28

Nie daj się zmieść wielkiej fali

Dlaczego jednym się powodzi, a inni w życiu i w pracy zawsze mają powódź? Nie wszystko da się wytłumaczyć szczęściem czy pechem

Nie daj się zmieść wielkiej faliŹródło: Thinkstockphotos
dt02vf3
dt02vf3

Dlaczego jednym się powodzi, a inni w życiu i w pracy zawsze mają powódź? Nie wszystko da się wytłumaczyć szczęściem czy pechem. Najwięcej zależy od naszej przezorności, dobrego planowania i procedur awaryjnych.

Prawie codziennie na moją firmową skrzynkę przychodzą e-maile z apelem o pomoc powodzianom. Mam z tego powodu mały wyrzut sumienia. Nie dlatego, że lekceważę takie prośby, ale właśnie dlatego, że wysyłam jakieś drobne kwoty na wskazane konta. Otóż, obawiam się, że moje wsparcie tylko utwierdza obdarowanych w braku odpowiedzialności. Zamiast wyciągnąć wnioski z obecnej tragedii, będą nadal popełniać te same błędy. Jak zauważa Stanisław Tym, powódź pokazała wyższość psów nad ludźmi, którzy są rzekomo istotami rozumnymi. Bo czworonogi, zanim położą się spać, sprawdzają rodzaj podłoża – obwąchają poduszkę, zbadają nóżkami jej miękkość i zdatność do złożenia głowy. Natomiast my, ludzie, budujemy się byle gdzie i byle jak. Co z tego, że blisko niebezpiecznej rzeki, a nuż nie wyleje ona w ciągu najbliższych 50 lat. A po nas to choćby potop! br>
Podobną niefrasobliwością wykazujemy się jako pracownicy. Dopóki mamy pracę, nie myślimy, co będzie, kiedy ją utracimy. Nie odkładamy nic na czarną godzinę, nie pielęgnujemy kontaktów z wpływowymi ludźmi, którzy byliby w stanie zaoferować nam odpowiednią posadę. Nie zdobywamy wreszcie umiejętności, które pozwoliłyby szybko stanąć na nogach – w nowej firmie, w innym zawodzie czy branży. A gdy przychodzi powódź, jesteśmy bezradni i bezbronni. Jedyne, co potrafimy, to płakać, że wkrótce zostaniemy bez środków do życia.

Wyjątkiem od tej reguły jest mój przyjaciel Mariusz. Chociaż ma etat w ogólnopolskiej gazecie, jednocześnie – za zgodą przełożonych – współpracuje z kilkoma innymi tytułami. W redakcji zarabia tyle, że wcale już nie musiałby dorabiać w innych miejscach. Jednak nie o pieniądze mu chodzi. Tylko o budowanie alternatyw. I pozycji na rynku. Jak jego redakcja zacznie zwalniać, on też być może znajdzie się za burtą. Ale w szalupie ratunkowej, którą są zlecenia z innych gazet lub portali internetowych. Mariusz mówi, że ci, którzy tak jak on nie budują alternatyw, niejako sami proszą się o nieszczęście. Robiłem kiedyś wywiad z Robertem Korzeniowskim. Powiedział mi, że przed zawodami sportowymi, które przecież z reguły nie odbywają się według jednego schematu, zawsze analizował kilka wariantów. A były one tak dopracowane, że potem realizował je w sposób automatyczny, bezwiedny. Tego typu podejście nasz mistrz stosuje również jako menedżer w mediach. Zapytałem go, czy w jego życiu nie ma miejsca na niespodzianki i
improwizację. Korzeniowski zażartował, że takie rzeczy pojawiają się dokładnie tam, gdzie przewiduje to plan. Po czym już całkiem poważnie dodał, że gdyby z góry wiedział, że wszystko pójdzie tak, jak sobie założył, życie byłoby strasznie nudne.

Od tamtej rozmowy staram się pamiętać, by oprócz planu A mieć zawsze plan B, C i D. Chcę być przygotowany na różne sytuacje. Zabezpieczam się przed powodzią – w firmie, w gospodarce, w życiu prywatnym.

A czy Ty masz swoje procedury awaryjne?

Mirosław Sikorski

dt02vf3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dt02vf3