(Nie)groźny import...
Eksperci już dawno ostrzegali, że konkurencyjność cenowa naszych produktów rolno-spożywczych będzie się zmniejszała, jednak niewielu spodziewało się, że ten proces, wsparty aprecjacją złotego, będzie postępował tak szybko.
10.10.2008 10:37
Przy obecnym, wysokim kursie złotego producentom żywności nie jest lekko, jednak nadal znaczne rezerwy tkwią w poprawie efektywności. Silna waluta krajowa może - paradoksalnie - pomóc w tym branży żywnościowej.
W początkowym okresie po akcesji ceny większości polskich artykułów rolno- spożywczych były na znacznie niższym poziomie niż w państwach "starej" Unii, a złoty - w stosunku do europejskiej waluty - słaby. Specjaliści ostrzegali, że konkurencyjność cenowa naszych produktów rolno-spożywczych będzie się zmniejszała w miarę wzrostu kosztów surowca i produkcji w Polsce. Proces ten postępuje jednak szybciej niż przewidywano, wzmocniony dodatkowo silną aprecjacją złotego w stosunku do euro i dolara.
W efekcie ceny podstawowych surowców dla przetwórstwa: żywca rzeźnego, mleka surowego i zboża osiągnęły pułap zbliżony do europejskich szybciej, niż można było przypuszczać. Co więcej, niektóre z tych towarów są już nawet okresowo droższe u nas niż w innych krajach Unii.
Udział importu produktów rolno-spożywczych w obrotach polskiego handlu zagranicznego w bieżącej dekadzie waha się w granicach 5,9-6,8 proc. Niepokojącym zjawiskiem jest jednak znacznie wyższa dynamika wwozu niż wywozu. Jak podaje FAMMU/FAPA, w roku 2007 eksport artykułów rolno-spożywczych zwiększył się o 17 proc. - do blisko 10 mld euro, podczas gdy ich import wzrósł aż o 24 proc. - do 7,9 mld euro.
Anatomia importu
Do kraju sprowadzamy przede wszystkim produkty pochodzenia roślinnego, które stanowią aż 55 proc. wartości wwozu artykułów rolno-spożywczych, a także używki i napoje oraz produkty pochodzenia zwierzęcego.
W 2007 roku struktura importu nie zmieniła się istotnie w stosunku do poprzedniego roku. Zwiększył się nieco - zdaniem FAMMU/FAPA - udział produktów pochodzenia roślinnego we wwozie, głównie za sprawą wzrostu wartości importu zbóż, pasz i komponentów paszowych, owoców i warzyw świeżych, a także olejów i tłuszczów roślinnych oraz wyrobów cukierniczych. Natomiast w grupie produktów pochodzenia zwierzęcego wzrósł szczególnie import mięsa czerwonego (o 24 proc.) oraz produktów mleczarskich (o 119 proc.). W 2007 roku wzrosła również (o 6,5 proc.) wartość importowanych ryb.
Czołową rolę w imporcie towarów rolno- spożywczych odgrywają przetwory roślinne (33 proc. wwozu) oraz surowce roślinne (23 proc.). Sprowadzamy głównie produkty pochodzenia roślinnego, które nie są uprawiane na przemysłową skalę w naszej strefie klimatycznej. Są to zarówno towary przeznaczone do bezpośredniej konsumpcji, jak i surowce oraz półfabrykaty do dalszego przetworzenia.
I tak w przypadku surowców roślinnych wiodącą rolę odgrywają świeże owoce, głównie cytrusy, banany i winogrona, które w 2007 r. miały 10 proc. udziału w imporcie.
Warto odnotować, że właśnie w obrotach świeżymi owocami odnotowaliśmy w ub.r. największy deficyt (-545,8 mln euro).
Około 5-proc. udział w imporcie miały w ub.r. zboża - w przypadku tych ostatnich trudno jednak mówić o trwałej tendencji.
Handel zbożem podlega bowiem znacznym wahaniom w poszczególnych sezonach, w zależności od wielkości zbiorów w kraju oraz kształtowania się popytu i podaży na rynku światowym.
Natomiast wśród sprowadzanych z zagranicy przetworzonych produktów roślinnych dominują makuchy, komponenty paszowe i pasze (8 proc. wwozu), wyroby cukiernicze (6 proc.), oleje i tłuszcze roślinne (5 proc.), a także przetwory owocowe (5 proc.). Wśród tych towarów największy deficyt handlowy (-434,3 mln euro) odnotowujemy w przypadku niedostępnych w kraju komponentów białkowych do pasz - przede wszystkim śruty sojowej, a także specjalistycznych pasz (np. leczniczych). Poczesne miejsce zajmują także używki i napoje, które stanowią 16 proc. importu.
Wśród nich na pierwsze miejsce wysuwają się kawa, kakao, herbata i przyprawy (7 proc. wwozu), a także alkohole i napoje alkoholowe (4 proc.) oraz tytoń i wyroby z niego (4 proc.). Trzeba zwrócić uwagę, że handel używkami zamknął się w ub.r. trzecim, pod względem wielkości, deficytem w wysokości -315,1 mln euro.
Pod względem wartości czwarte miejsce w naszym imporcie rolno-spożywczym zajmują przetwory zwierzęce (12 proc. wwozu). Wśród nich wymienić należy przede wszystkim mięso czerwone (7 proc.) oraz mleko i śmietanę (2 proc.). Rosnący import mięsa czerwonego jest rezultatem utrzymywania się wysokich cen krajowej wieprzowiny. Przy wysokim kursie złotego sieciom handlowym i przetwórcom opłaca się bowiem sprowadzać wieprzowinę z innych krajów UE, w których ma ona konkurencyjne ceny w stosunku do mięsa z Polski.
W przypadku importu artykułów mleczarskich większe znaczenie ma jedynie mleko w proszku z republik nadbałtyckich, które w większości jest reeksportowane.
Za granicą kupujemy natomiast znaczne ilości ryb i przetworów rybnych, które stanowią około 9 proc. wwozu. Importujemy przede wszystkim ryby i filety (8 proc.), głównie z przeznaczeniem dla krajowego przetwórstwa, które nie jest samowystarczalne pod względem zaopatrzenia w surowiec.
Rozwijający się dynamicznie eksport przetworów rybnych pociąga za sobą konieczność zwiększania importu surowca.
Efektywność obroni przed silnym złotym?
Dopóki import rolno-spożywczy dotyczy głównie surowców nie występujących w kraju bądź produkowanych w niewystarczających ilościach, dopóty nie stanowi on zagrożenia dla polskiego sektora żywnościowego, będąc naturalnym uzupełnieniem oferty rynkowej. Znacznie gorzej, jeśli będą do nas napływać w znaczących ilościach towary wytwarzane na masową skalę w Polsce - tak jak to ma obecnie miejsce w przypadku wieprzowiny, gdyż może to doprowadzić do załamania krajowej produkcji.
Tymczasem można spodziewać się, że import artykułów rolno-spożywczych do Polski będzie się nadal zwiększać. Nasza żywność jest bowiem coraz droższa, a umacniający się złoty sprawia, że wyroby importowane stają się konkurencyjne cenowo.
Ponadto rozmowy w sprawie liberalizacji handlu, toczone w ramach WTO, doprowadzą zapewne w perspektywie kilku lat do zniesienia przynajmniej części ograniczeń w dostępie państw trzecich do wspólnego rynku produktów rolno-spożywczych.
Wiele spośród nich to kraje najsłabiej rozwinięte, oferujące towary znacznie tańsze niż te naszej produkcji - można zatem obawiać się silnej konkurencji.
Wzrost kosztów pracy, surowców i energii obniżył znacząco konkurencyjność naszych produktów rolno-spożywczych.
Pozycję krajowych producentów niewątpliwie pogarsza także aprecjacja złotego w stosunku do innych walut.
Ostatnie narzekania przedstawicieli sektora spożywczego na zbyt mocny złoty, który może doprowadzić do upadku eksportu i wzrostu importu, nie brzmią jednak przekonująco. W ostatnich latach ogłaszano kolejne granice spadku kursu euro, poniżej których eksport miał się załamać, a importowana żywność zalać nasz rynek, jednak - jak dotąd - kasandryczne przepowiednie się nie sprawdziły.
Oczywiście przy obecnym wysokim kursie złotego producentom żywności nie jest lekko, jednak nadal znaczne rezerwy tkwią w poprawie efektywności przemysłu spożywczego. Przeciętna wydajność w polskich przedsiębiorstwach jest bowiem ciągle na relatywnie niskim poziomie, w porównaniu z firmami ze "starej" Unii.
Silna waluta krajowa może paradoksalnie pomóc naszej branży żywnościowej, wymuszając na krajowych zakładach dalszą poprawę efektywności.
Jacek Okrzesik