Nie każdy może pracować w tych zawodach. Dyskryminacja?

W raporcie Fundacji Republikańskiej pojawia się aż 380 zawodów z tzw. ograniczonym dostępem.

Nie każdy może pracować w tych zawodach. Dyskryminacja?

27.01.2012 16:45

W raporcie Fundacji Republikańskiej pojawia się aż 380 zawodów z tzw. ograniczonym dostępem. Tymczasem w niektórych branżach specjalistów brakuje. Dla przedstawicieli tych branż taka sytuacja jest korzystna, dla potencjalnego klienta – mało komfortowa.

Oto przykład. W Polsce, według danych z ub. roku, pracowało zaledwie około 600 komorników. Jeden przypadał na mniej więcej 70 tys. mieszkańców. Ilość kierowanych do nich spraw przekracza natomiast milion rocznie. Tymczasem w Niemczech liczba komorników jest ponad 20 razy większa, a we Francji w 2008 roku było ich ok. 17 tys. Zbyt mała liczba polskich komorników została nawet dostrzeżona przez organizacje międzynarodowe, m.in. przez Bank Światowy.

Dostęp do zawodu – ograniczony…

Niekiedy na kontroli liczebności przedstawicieli zawodu traci interes klienta. W pierwszych 15 latach III RP ilość spraw rozpatrywanych przez sądy wzrosła o 400 proc. Tymczasem liczba adwokatów – tylko o 150 proc. W Polsce przypadało wtedy 14 adwokatów na 100 tys. mieszkańców. Dla porównania, w Niemczech – dziesięciokrotnie więcej.

Inny zarzut stawiany izbom to sprzyjanie tworzeniu swoistych rodzinnych biznesów. Istnieją dane potwierdzające, że lukratywne stanowiska przechodzą często na kolejne pokolenia, pozostając w kręgu tych samych rodzin. W 2008 roku mniej więcej jedna trzecia aplikantów notarialnych była związana więzami rodzinnymi z już urzędującymi notariuszami. Natomiast za najbardziej hermetyczne od wielu lat uważane jest środowisko adwokackie.

Samorządy zawodowe mają pilnować zgodnego z zasadami wykonywania profesji. Zwracać uwagę, by nie rozpoczął działalności ktoś, kto mógłby wpłynąć na obniżenie poziomu usług. W praktyce skutkuje to jednak często ograniczaniem dostępu. Lista profesji na swój sposób elitarnych coraz bardziej się wydłuża. W 1999 roku liczba zawodów z ograniczonym dostępem wynosiła 93. W pięć lat później eksperci pisali o co najmniej 131 profesjach, których wykonywanie wiąże się z koniecznością zdobywania licencji i zezwoleń na prowadzenie działalności. Czy w każdym przypadku takie bariery są rzeczywiście zasadne?

- Przedsiębiorcy narzekają na zamykanie się korporacji zawodowych, które do jakiegoś stopnia monopolizują rynek. Poszerzenie konkurencji przyniosłoby obniżenie cen i podniesienie jakości usług – analizował sytuację Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych.

Mało ich, mało…

W niektórych przypadkach korporacje sprawujące nadzór nad przedstawicielami „swoich” zawodów spełniają rolę surowego i uważnego kontrolera. Nie każdy może wykonywać, dla przykładu, zawód chirurga czy aptekarza, a także pielęgniarki czy inżyniera budowlanego. Działalność samorządów zawodowych jest więc konieczna. Wątpliwości nie budzi sam fakt ich istnienia, ale związane z nim nieprawidłowości. Oraz ich trudny do powstrzymania rozrost.

Działalność tych organów w społecznym odbiorze ma dwa oblicza. Z jednej strony pilnują reguł i poziomu oferowanych w zawodzie usług. Z drugiej – chronią przed szerokim dopływem do branży osób młodych, często spoza środowiska, a przez to ograniczają konkurencję.

Korporacyjność kusi bowiem przedstawicieli wielu profesji. Na przykład trzy lata temu na uznanie swego zajęcia za tzw. zawód zaufania publicznego oczekiwali pracownicy socjalni, fizykoterapeuci i kominiarze.

Im mniejsza liczba specjalistów w jakiejś dziedzinie, tym wyższych stawek mogą oni żądać. Ta stara prawda przyświeca wielu korporacjom. Tworząc zawody zamknięte, można do pewnego stopnia ograniczyć znaczenie konkurencji.

Jasne jest, że korporacje – a również, za ich pośrednictwem, państwo – nie mogą odpuścić sobie sprawdzania, czy ktoś nadaje się do wykonywania funkcji lekarza lub prawnika. Ale interes społeczny też powinien się liczyć. Wskazała na to m.in. Komisja Europejska, pisząc o ważnej roli konkurencji. Rynek nie zna innego instrumentu, który mógłby ją zastąpić. To właśnie dzięki niej każdy klient, chcący np. założyć sprawę sądową czy skorzystać z porady lekarza, powinien mieć możliwie największy wybór. Jak to jednak często bywa, teoria rozmija się z praktyką. W Polsce z nadmiernym korporacjonizmem walczy m.in. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Wzrost ilości i znaczenia izb zawodowych pozostaje jednak faktem.

Tomasz Kowalczyk/MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)