Nie ma urzędu, który sprawdzi bezpieczeństwo zjeżdżalni w Suntago. Kto je testował? Klienci i pracownicy
Nie ma tygodnia, by w mediach nie pojawiły się doniesienia o kolejnej groźnej sytuacji w największym polskim parku wodnym Suntago pod Mszczonowem. Nie może jednak dziwić bierność urzędów w tej sprawie: w Polsce nie ma nikogo, kto sprawdza bezpieczeństwo wodnych zjeżdżalni. No chyba, że wypadek będzie poważny.
Trzy miliony litrów wody, trzydzieści zjeżdżalni i mnóstwo innych atrakcji. A także mnóstwo narzekań ze strony gości – tak prezentuje się park wodny Suntago po kilku tygodniach działania. Okazuje się, że niezadowoleni klienci nie złożyli ani jednej formalnej skargi na działalność parku.
- Nikt się z taką sprawą do nas nie zgłaszał. My przeprowadziliśmy kontrolę na początku lutego. Dokładnie 6 lutego wydaliśmy decyzję, że budynek główny wraz z infrastrukturą jest w 100 procentach gotowy. Nie mieliśmy co do tego zastrzeżeń - mówi w rozmowie z WP Finanse Monika Butt-Hussaim, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Żyrardowie. To na terenie tego powiatu znajduje się największy park wodny w Europie.
Ciągle słychać o wypadkach na zjeżdżalniach
Zjeżdżalnie sprawiają odwiedzającym najwięcej kłopotów. Ciągle docierają do nas informacje o kolejnych incydentach. A to ktoś wypadł ze zjeżdżalni, a to się ktoś zaklinował. Ostatnio można było słyszeć o dziecku, które w jednej z nich zerwało sobie paznokieć. W internecie mnóstwo jest filmików, w których goście opisują, że dzieci były zbyt lekkie, by zjechać lub obsługa wsadziła do pontonów zbyt ciężkich gości. W WP Finanse opisywaliśmy, że w kilka dni po otwarciu przy niektórych zjeżdżalniach pojawiły się wagi, na których ważono gości. Po kilku godzinach te jednak zniknęły.
Jak to możliwe, że Suntago zbiera tak niepochlebne opinie? Czy sprawą nie powinny zająć się odpowiednie służby?
Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Żyrardowie nie miał zarzutów co do wyposażenia, wystroju wnętrz, robót wykończeniowych. Jak nam przekazano, było kilka drobnych nieprawidłowości - ale nie w strefie przeznaczonej dla klientów. Inwestor usuwał je na bieżąco, więc nie były one nawet ujęte w protokole pokontrolnym.
- Oczywiście my nie testujemy zjeżdżalni, zakres naszych prac jest dokładnie opisany w prawie budowanym. Chodzi nie tylko o odbiór samego budynku, ale i wszelkich dokumentów, które inwestor musi zgromadzić. To protokoły odbioru przyłączeń, sprawdzeń instalacji, oświadczenia kierownika budowy – wymienia pani inspektor.
Dodaje, że inwestor nie wykonał jeszcze kilku atrakcji zewnętrznych, ale dostał na to czas do 30 czerwca. Dla funkcjonowania parku nie ma to wielkiego znaczenia, bo ze względu na porę roku, obiekty byłyby niewykorzystane. Na razie brak jest także wiaty rowerowej i stacji do ładowania 5 samochodów elektrycznych.
- W każdym razie wszelkie formalności zostały dopełnione i główny obiekt może funkcjonować - podkreśla Monika Butt-Hussaim. Przypomina także, że przed odbiorem budowlanym obiekt został oddany do użytku przez Sanepid i Straż Pożarną.
Inwestor był jeszcze w trakcie wykonywania kilku drobnych czynności - na przykład osłon w posadzce przy roślinach rosnących przy basenach. Butt-Hussaim podkreśla, że w pozwoleniu pojawiło się odpowiednie zastrzeżenie, a inspektorzy sprawdzili, że przed otwarciem te czynności zostały wykonane.
Skoro inspektorat budowlany nie testował zjeżdżalni, to kto powinien był to zrobić?
- Wszystkie zjeżdżalnie w strefie Jamango spełniają najwyższe standardy bezpieczeństwa, przeszły wszystkie testy wymagane przez prawo oraz zostały przetestowane zarówno przez producenta zjeżdżalni, jak i zespół Park of Poland odpowiedzialny za bezpieczeństwo w tej strefie - tak na nasze pytania o bezpieczeństwo zjeżdżalni odpowiada biuro prasowe Park of Poland, którego częścią jest Suntago.
Odpowiedź może się wydawać wymijająca, ale okazuje się, że tak to właśnie w Polsce działa. Odbiór i kontrola zjeżdżalni wodnych nie leży w gestii inspekcji budowlanej, inspekcji pracy, sanepidu, straży pożarnej. Wszystkie zjeżdżalnie zgodnie z obowiązującymi normami (PN-EN 1069-1 oraz PN-EN 1069-2) muszą przed oddaniem do użytkowania zostać poddane serii testów w naturze. Szczegółowy zakres oraz sposób testowania opisują te właśnie normy.
- W ramach testów określona grupa testerów powinna wykonać określoną liczbę próbnych zjazdów pod nadzorem producenta zjeżdżalni, ratowników oraz przedstawiciela inwestora. Z przeprowadzonych testów sporządza się protokół, a producent składa stosowną deklarację. Protokół z przeprowadzonych badań powinien zostać podpisany przez wszystkie ze stron, oraz przechowywany przez cały okres użytkowania zjeżdżalni - mówi w rozmowie z WP Finanse Jacek Łuc z firmy PRO, zajmującej się projektowaniem zjeżdżalni wodnych.
Spytaliśmy Suntago o możliwość zapoznania się z dokumentacją, atestami, stanowiskiem firmy. Do dziś nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.
Kulawe jest polskie prawo, bo nie istnieje obecnie żadne umocowanie ani wymóg, który określałby jakieś dodatkowe wymagania kontroli przez instytucje niezależne. W niektórych z krajów europejskich funkcjonują prywatne firmy, które dodatkowo certyfikują zjeżdżalnie pod kątem zgodności z normami, nie jest to jednak wymóg konieczny.
De facto trzeba więc czekać, aż coś komuś się stanie. Dopiero wtedy zjeżdżalnią mogą zająć się odpowiednie służby.
Kto ma testować zjeżdżalnie?
- Podczas procesu projektowania zjeżdżalni projektant musi przeanalizować wszystkie możliwe zagrożenia oraz ukształtować przebiegi zjeżdżalni, oraz zaprojektować jej konstrukcje wsporcze w taki sposób aby nie stanowiły one zagrożenia dla jej użytkowników. Po sporządzeniu dokumentacji projektowej dodatkowo dołącza się oświadczenie, że całość została sporządzona zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz zasadami wiedzy technicznej - tłumaczy Jacek Łuc.
W tym wypadku poza warunkami technicznymi oraz zasadami wiedzy technicznej powinien zweryfikować wszystko pod kątem normy PN-EN 1069.
- Norma ta jest poświęcona w całości zagadnieniom dotyczącym projektowaniu zjeżdżalni wodnych. Ona, co ciekawe, jest tylko w wersji anglojęzycznej, składa się z dwóch części. Obowiązuje w całej Europie – mówi Łuc.
Dodaje, że jeśli w trakcie użytkowania zjeżdżalni dochodzi do wypadku, należy przeanalizować czy została ona wykonana zgodnie z projektem, a następnie czy jej stan techniczny nie budzi zastrzeżeń. Przypomina, że zawsze istnieje pewne niewielkie ryzyko wypadku podczas użytkowania zjeżdżalni. Wynika ono z tego, iż może zaistnieć sytuacja losowa niezależna od nikogo lub taka która nie była brana pod uwagę podczas testów. Jednak tego typu wypadki zdarzają się bardzo rzadko. A jeśli już się powtarzają, to trzeba zweryfikować i warunki użytkowania, i sam projekt.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl