Nie tylko Ryanair. Trudne lato tanich przewoźników lotniczych

Nie tylko Ryanair. Trudne lato tanich przewoźników lotniczych
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com | Tadeas Skuhra

21.07.2018 14:59

W czerwcu Ryanair odwołał około 1100 lotów. Inne tanie linie mają podobne problemy. Skąd się one wzięły?

Czas wyczekiwania na połączenie z operatorem gorącej linii irlandzkiego przewoźnika Ryanair może w tych dniach przekroczyć dwie godziny. Nic więc dziwnego, że pasażerowie dają wyraz swej irytacji w mediach społecznościowych i ostro krytykują Ryanair i jego konkurenta Eurowings za brak należytej informacji o odwołanych lotach i niedostateczną opiekę nad klientami.

W czerwcu Ryanair odwołał około 1100 lotów.Dla porównania - w czerwcu ubiegłego roku wypadło z rozkładu tylko 47 lotów. W przyszłym tygodniu irlandzki przewoźnik zamierza anulować kolejne 600 lotów ze względu na grożący strajk personelu pokładowego. W gorącym okresie wakacyjnym jest to wyjątkowo niepomyślna wiadomość dla pasażerów, z których wielu wybiera się na urlop do Hiszpanii i Portugalii.

Sytuacja w innych tanich liniach lotniczych wcale nie jest lepsza. Easyjet poinformował o 1263 odwołanych lotach w czerwcu. Na zapytanie niemieckiego dziennika telewizyjnego linie Eurowings przyznały, że w pierwszym półroczu br. były zmuszone odwołać 2736 lotów.

Ekspert ds. lotnictwa komunikacyjnego w pierwszym kanale niemieckiej telewizji publicznej ARD Michael Immel powiedział, że "przeżywamy niezwykle chaotyczne lato. Loty są odwoływane, samoloty się notorycznie spóźniają. Sytuacja jest dramatyczna, a opinia towarzystw lotniczych została mocno nadszarpnięta. Pasażerowi skarżą się na brak opieki i niedostateczną informację". Coraz więcej pasażerów zadaje sobie pytanie, dlaczego kierownictwo linii lotniczych nad tym wszystkim nie panuje?

Winni są prawie zawsze inni

Prezes linii Ryanair Michael O‘Leary spycha winę za zaistniałe trudności na innych, z kontrolą i zabezpieczeniem lotów na czele. Mówi, że zwłaszcza w Niemczech i w Wielkiej Brytanii, obserwujemy obecnie ostry kryzys personalny wśród kontrolerów lotów i domaga się interwencji w tej sprawie ze strony rządów obu państw.

Jan Janochta ze związku zawodowego kontrolerów ruchu lotniczego (GdF) przyznaje, że kontrolerów jest rzeczywiście za mało, ale krytykujące ten stan rzeczy tanie linie lotnicze też nie są bez winy. To one bowiem przez długie lata usiłowały obniżyć koszty utrzymania służb zabezpieczenia ruchu powietrznego i teraz zbierają owoce swojej polityki fałszywych oszczędności.

"Ryanair wybrał sobie kontrolerów lotów na kozła ofiarnego i uznał, że w ten prosty sposób wszystko wyjaśnił. Kto jednak sam przyzna się do winy i powie, że częścią zaistniałego problemu jest, na przykład nieprawidłowe, bo ograniczające do minimum konieczne rezerwy, planowanie personalne i coraz gorsze warunki pracy kontrolerów?"- pyta retorycznie Janochta.

Ekspert Michael Immel przyznaje mu rację. Zła pogoda i niedostatek kontrolerów na pewno mają mają wpływ na regularność lotów, ale te dwa czynniki nie mogą odpowiadać za wszystko. "Wiele opóźnień w lotach wynika z redukcji personelu latającego w różnych liniach lotniczych po bankructwie towarzystwa Air Berlin. Także integracja nowego personelu nie przebiega w nich tak prosto i gładko, jak to sobie wcześniej wyobrażano" - twierdzi Immel.

Sprawa wcale nie jest prosta

Indagowane w tej sprawie linie Eurowings jako główny powód obecnych trudności w utrzymaniu rozkładu lotów podały, obok braku wystarczającej liczby kontrolerów lotów, problemy z integracją, ale tym razem samolotów a nie pilotów. Chodzi tu o duże trudności we włączeniu do floty Eurowings 70 samolotów pasażerskich przejętych po bankructwie Air-Berlin.

Ich przemeldowanie zajęło dużo więcej czasu niż planowano, a ich dokumentacja techniczna okazała się niekompletna. Teraz jednak liniom udało się zmobilizować wszystkie rezerwy maszyn i ich kierownictwo jest przekonane, że "w lipcu rozkład lotów zostanie utrzymany w dużo większym stopniu niż w ubiegłych miesiących".

Jak zwykle w lotnictwie przyczyną kłopotów jest zespół kilku czynników: pogoda, braki kadrowe, złe planowanie, opóźnienia we wdrażaniu programu wzrostu danego towarzystwa. Ale to nie wszystko. W coraz większym stoppniu na tanich liniach lotniczych mści się teraz polityka oszczędzania dosłownie na wszystkim i planowania "na styk".

Samoloty linii Eurowings i Ryanair wykonują kilka lotów dziennie, bo zarabiają tylko w powietrzu. Czas na ich uprzątnięcie, zatankowanie i przyjęcie nowych pasażerów jest ograniczony do minimum. Wystarczy niewielkie opóźnienie w obsłudzie jednej za maszyn, żeby następne musiały czekać coraz dłużej. Przypomina to do złudzenia tworzenie się wielokilometrowych korków na autostradach.

Cierpią na tym nie tylko pasażerowie. Także załogi samolotów są narażone na nieustanny stres, o czym się często zapomina, "Wszyscy jesteśmy stale zdenerwowani. Bez przerwy są jakieś zmiany, wyznaczone do lotu załogi zmienia się w ostatniej chwili, cały system planowania się chwieje, to wszystko jest wyjątkowo męczące, dawno już nie miałem z czymś takim do czynienia", mówi Christoph Drescher ze związku zawodowego personelu pokładowego UFO.

W podobnym duchu wypowiada się Janis Schmitt ze związku zawodowego pilotów Zrzeszenie Cockpit. Zwraca uwagę, że często brakuje pilotów, aby obsadzić wszystkie maszyny. Gdyby, jak twierdzi, "linie lotnicze wyznaczyły więcej załóg rezerwowych, to wtedy sytuacja nie byłaby tak dramatyczna, jak w tej chwili.

Niestety, zarządy linii nadal kalkulują na styk. Ma to bezpośredni wpływ na warunki pracy pilotów w takich liniach jak Ryanair i Eurowings, które mocno odbiegają od rynkowych standardów".

Źródło artykułu:Deutsche Welle
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (114)
Zobacz także