Nie więcej niż 48 tys. zł miesięcznie? Lekarz zabrał głos
Ministerstwo Zdrowia pracuje nad wprowadzeniem limitu wynagrodzeń lekarzy na kontraktach. Miałaby to być kwota nawet 48 tys. zł miesięcznie. "48 tysięcy netto na umowie o pracę to godne wynagrodzenie. 48 tysięcy brutto na kontrakcie, to niegodne wynagrodzenie dla świetnych specjalistów" - ocenił dr Bartosz Fiałek, były dyrektor medyczny szpitala w Płońsku.
Ministerstwo Zdrowia zaproponowało wprowadzenie limitu wynagrodzeń lekarzy na kontraktach. Zgodnie z konsultowanym obecnie projektem, górny pułap miałby wynieść nawet 48 tys. zł miesięcznie. Pomysł w założeniu ma uporządkować rynek i ograniczyć koszty pracy w publicznej ochronie zdrowia. Wywołał jednak dyskusję w środowisku lekarskim. Odniósł się do niego dr Bartosz Fiałek – reumatolog i popularyzator wiedzy medycznej, były dyrektor medyczny szpitala w Płońsku.
"48 tysięcy netto na umowie o pracę to godne wynagrodzenie. 48 tysięcy brutto na kontrakcie, to niegodne wynagrodzenie dla świetnych specjalistów. Nie wyobrażam sobie, żeby transplantolog przeszczepiał narządy czy kardiochirurg operował serce za taką kwotę. W kontrakcie powinno być zaszyte ryzyko wykonywanego zawodu. Kontrakt nie gwarantuje niczego poza przychodem fakturowym brutto. Nie ma pewności pracy jak na UoP, nie ma ochrony (przy błędzie kara do wysokości 3 pensji na UoP, a na kontrakcie do wysokości majątku), nie ma urlopu, nie można chorować, nie ma socjalu" - napisał Fiałek na platformie X.
Jak pracować, żeby nie zwariować?- Miłosz Brzeziński w Biznes Klasie
Limit wynagrodzeń lekarzy. Co zakłada reforma MZ?
Z danych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wynika, że mediana wartości kontraktu lekarza specjalisty to 24,6 tys. zł (dane dotyczyły września 2024 r.). Przy czym lekarz może mieć kilka kontraktów podpisanych z różnymi szpitalami. 1 proc. najwyższych kontraktów to od 100 do 300 tys. zł. AOTMiT odnotował 431 takich umów we wrześniu 2024 r.
Resort zdrowia argumentuje, że celem limitu jest "sprawiedliwe" wynagradzanie i zapobieganie przypadkom, gdy jeden lekarz w szpitalu publicznym zarabia kilkakrotnie więcej niż inny. Polityczny przekaz jest prosty: nie chodzi o karanie, lecz o przywrócenie równowagi. Jednak dla wielu lekarzy to czysty populizm. Ich zdaniem państwo chce ograniczać zarobki w zawodzie wymagającym lat nauki, dyżurów, odpowiedzialności za ludzkie życie i często pracy ponad siły — zamiast naprawiać system.
Kontrakty pojawiły się jako sposób na obejście sztywnych regulacji etatowych — dają większą elastyczność, ale mogą odbierać poczucie bezpieczeństwa, na przykład poprzez brak limitu przepracowanych godzin w miesiącu.
Komu zależy na ograniczeniu wynagrodzeń lekarzy?
Wpisowi Bartosza Fiałka towarzyszy nagranie wideo, w którym stwierdza on, że rzekomo na ograniczeniu wynagrodzeń lekarzy zależy dwóm grupom. Po pierwsze, "całemu sektorowi prywatnemu", który ze względu na dość dobre wynagrodzenia w sektorze publicznym, ma mieć trudności z rekrutowaniem kadry. Jako drugą grupę wskazał "samorządowców i dyrektorów szpitali powiatowych".
- Mamy taką tendencję: szpital w każdym powiecie. Nie mówię, że to jest złe, bo opieka zdrowotna powinna być w miarę blisko. Ale niestety, problem jest taki, że to rozproszenie świadczeń jest bardzo duże. Doprowadza do tego, że starości, dyrektorzy szpitali powiatowych walczą o lekarzy i chcą ograniczyć zarobki, żeby ta walka była mniejsza. Czy jest zasadne, aby w promieniu 60 km było pięć porodówek, gdzie trzy z nich odbierają w skali roku niecały jeden poród dziennie? - stwierdził.