Niedźwiedzie wypłoszą turystów z Bieszczad? "Pukają ludziom w okna"

Mieszkańcy Bieszczad przyznają, że o spotkanie wilka lub niedźwiedzia jest dużo łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej. Bieszczadzcy przedsiębiorcy zaczęli obawiać się, że rosnąca populacja dzikich zwierząt może zniechęcić Polaków do odwiedzania regionu. - I bez tego turystów jest mniej niż w ubiegłych latach - słyszymy.

Niedźwiedzie wypłoszą turystów z Bieszczad? "Pukają ludziom w okna"
Niedźwiedzie wypłoszą turystów z Bieszczad? "Pukają ludziom w okna"
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Grzegorz Sierocki
Adam Sieńko

27.07.2024 | aktual.: 29.07.2024 14:06

Niektóre szacunki mówią, że niedźwiedzi w Bieszczadach jest nawet 300, gdy jeszcze dekadę temu było ich kilkadziesiąt. Rocznie, tylko w naszej gminie, raportowanych jest około 100 zdarzeń tylko z tymi zwierzętami, nie wspominając już o wilkach - opowiada WP Finanse wójt gminy Solina Adam Piątkowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Gmina od lat stara się zminimalizować ryzyko kontaktu drapieżników z lokalną społecznością. Piątkowski opowiada, że zwierzętom zakładane są obroże telemetryczne, samorząd instaluje także śmietniki, które mają zabezpieczenia przed niedźwiedziami. Dodaje, że przez trzy lata starał się o pieniądze od państwa na zakup sprzętu do płoszenia zwierząt. Wszystko na nic, zwierzęta szybko przyzwyczaiły się do odgłosów wydawanych przez urządzenia.

- Robią co chcą. W internecie można znaleźć film, na którym niedźwiedź w biały dzień puka ludziom w okienka. Takie rzeczy chyba nawet na Alasce się nie zdarzają - wspomina wójt.

Od czasu do czasu informacje o niechcianych interakcjach przedostają się do mediów. Zazwyczaj wtedy, gdy drapieżniki nastraszą turystów. Bywają widywane przez przyjezdnych na szlakach, podchodzą pod ogniska. Wśród przedsiębiorców pojawiły się więc postulaty, by zredukować populację wilków i niedźwiedzi poprzez odstrzały.

- Takie głosy rzeczywiście się pojawiają, ale nie wiadomo z jakiego powodu. Czy turyści boją się spotkań z drapieżnikami? Taka wizja odstrasza może jedną na tysiąc osób. Za to argument z pewnością pasuje osobom, które tego odstrzału domagają się z innych powodów - przypuszcza Piotr Szechyński, właściciel serwisu twojebieszczady.net.

Szechyński przyznaje jednak, że wzrost liczby drapieżników widać gołym okiem. Wspomina, że sam spotkał wilki idące środkiem wsi obok kobiet wracających z zakupów. - Każdy by się bał, bo te zwierzęta przychodzą do wsi. - opowiada.

- Inna sprawa, że parcie na redukcję populacji jest bardzo duże. Ludzie muszą zrozumieć, że psy powinno się trzymać na podwórkach, że ogrodzenia to konieczność, a śmieci nie zostawia się niezabezpieczonych na zewnątrz, bo przyciągają niedźwiedzie - tłumaczy przedsiębiorca.

Czy drapieżniki zagrażają turystom?

Wielu naszych rozmówców podkreśla, że drapieżniki to przede wszystkim problem mieszkańców. - Turyści przyjeżdżają i odjeżdżają, a my z wilkami i niedźwiedziami żyjemy na co dzień - mówi Mirosław Piela, znany bieszczadzki przewodnik.

Piela dodaje, że komfort poruszania się po Bieszczadach jest dla niego zdecydowanie niższy niż przed laty. - Nie wszędzie wchodzę, jestem bardziej wyczulony na rozpoznawanie otoczenia - zastrzega.

Przewodnik opowiada, że w gminie Lutowiska każda ze znanych mu miejscowości ma w swojej okolicy dwa lub trzy "własne" niedźwiedzie. W trakcie dnia pozostają one niewidoczne dla ludzi, poruszając się po obrzeżach wsi. Gdy zapada zmrok największy polski drapieżnik śmiało rusza jednak w kierunku zabudowań.

Młodzież w naszym regionie nie ma zbyt dużo swobody. Rodzice odprowadzają dzieci do kolegów, nawet jeżeli ci mieszkają 500 metrów dalej. Wieczorami taki wycieczki mogą wiązać się po prostu z ryzykiem - tłumaczy Piela.

Wójt gminy Cisna Dariusz Wethacz opowiada, że - paradoksalnie - problem spotkań z drapieżnikami zmniejsza się w wakacje, gdy ludzi w Bieszczadach jest najwięcej. Dzikie zwierzęta uciekają wtedy w spokojniejsze rejony Bieszczad. Niedźwiedzie w poszukiwaniu roślin leśnych idą w wyższe partie gór, wilki, czując zapach człowieka, trzymają się od wiosek i szlaków z daleka. Gdy wysoki sezon dobiega końca, sytuacja ulega zmianie.

- To wynik tego, że po sezonie bieszczadzkie wsie pustoszeją - przekonuje Mirosław Piela. - Region się starzeje, młodzi ludzie wyjeżdżają, a seniorzy siedzą w domach. Wilki mają wtedy ograniczony kontakt z ludźmi. Nic dziwnego, że podchodzą coraz bliżej ludzkich siedzib.

Adam Piątkowski dodaje, że na terenie Soliny niedźwiedzie potrafią wejść nawet na teren przedszkola. - Piszemy do ministerstw, wszystko na próżno. A problem narasta z roku na rok. Tylko w naszej gminie żyje około 15 niedźwiedzi - podkreśla samorządowiec.

RDOŚ szacuje straty rolników

Zapytaliśmy Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Rzeszowie o skalę strat spowodowanych przez drapieżniki. Okazało się, że między 2022 a 2023 r. liczba szkód wyraźnie się zwiększyła.

W roku 2022 odnotowano 11 szkód powodowanych przez niedźwiedzie, oszacowanych na kwotę 31 tys. W roku 2023 r. szkód było już 24 na kwotę 119 tys. zł.

- Były również straty w pogłowiu zwierząt gospodarskich. Było ich 8 (głównie jelenie hodowlane) oszacowanych na kwotę 31 tys. zł - dodaje rzecznik RDOŚ Łukasz Lis.

Wzrost strat odnotowano również w przypadku wilków. To odpowiednio:

  • 38 szkód oszacowanych na kwotę 83 tys. zł w 2022 r.
  • 55 szkód na kwotę 243 tys. w 2023 r.

W rozmowie z "Gazetą Bieszczadzką" rzecznik RDOŚ przyznał, że liczebność wilków w Bieszczadach pozostaje tajemnicą. Są one widywane regularnie na całym południu Podkarpacia, co zdaniem Lisa, świadczy o "dobrym stanie populacji tego gatunku".

Adam Piątkowski jest jednak przekonany, że rzeczywista skala strat jest jeszcze większa. Jego zdaniem mniejszych szkód mieszkańcom nie chce się już nawet zgłaszać. Odszkodowanie za dwie kury zabite przez wilka będzie mniejsze niż koszt paliwa na dojazd do urzędu - odpowiada wójt Soliny.

"Odstrzały? Unikałbym"

Bieszczady mają określoną pojemność - zaznacza na wstępie Mirosław Piela, zapytany o kwestię odstrzału części drapieżników.

Zdaniem przewodnika przyczyn coraz częstszych interakcji ludzi z wilkami i niedźwiedziami jest kilka. Pierwsza z nich to objęcie wilków ścisłą ochroną. Wilki tracą strach przed człowiekiem, wchodzą do gospodarstw i atakują zwierzęta.

To ostatnie, wskazuje mieszkaniec gminy Lutowiska, jest spowodowane przetrzebieniem przez drapieżniki populacji jelenia karpackiego. - Zabrzmi to brutalnie, ale problem wilków sam się rozwiąże. One po prostu nie mają co jeść. Od 2-3 lat rozchodzą się w poszukiwaniu jedzenia po reszcie kraju, więc liczebność tego gatunku w Bieszczadach reguluje się w naturalny sposób - dodaje.

Kolejną kwestią jest ekspansja głównych szlaków turystycznych, która spycha drapieżniki, zdaniem Pieli, w regiony mniej uczęszczane przez człowieka. A to oznacza, że pojawiają się one w okolicach słabiej zaludnionych bieszczadzkich miejscowości.

Nasi rozmówcy przyznają, że choć problem nabrzmiewa od kilkunastu lat, prostych rozwiązań nie widać.

Gdyby decyzja należała do mnie, unikałbym odstrzałów, o ile dałoby się coś zrobić z tymi osobnikami. Nie zawsze tak jednak jest. W dyskusjach najpierw padają deklaracje miłości do dzikich zwierząt, ale gdy przychodzi co do czego to okazuje się, że nikt wilków i niedźwiedzi u siebie nie chce - zauważa Mirosław Piela.

Wójt Soliny tłumaczy: Próbowaliśmy je odławiać, przewozić z daleka od ludzi. Zawsze wracają. Tak wydajemy publiczne pieniądze, efekt jest zerowy. To walka z wiatrakami - przekonuje.

Bieszczadzcy samorządowcy chcą zwiększenia liczby instytucji odpowiedzialnych za działania interwencyjne wobec dzikich zwierząt. Obecnie takie uprawnienia posiada jedynie Policja. Wójt Soliny postuluje, by odpowiedzialność za drapieżniki i wyrządzone przez nich szkody wzięły na siebie m.in. Lasy Państwowe.

- Tego problemu nie wolno bagatelizować - dodaje Dariusz Wethacz. Zdaniem wójta gminy Cisna potrzebna jest inwentaryzacja, która pokaże, jaka jest prawdziwa liczebność populacji drapieżników w regionie. Samorządowiec podkreśla, że liczba sytuacji konfliktowych narasta od 2005 r. Gotowe rozwiązania miałaby dostarczyć grupa interwencyjna, której powołanie postuluje wójt Cisnej.

Niedźwiedzie mieszkają w lasach, a zajmujemy się nimi my - w naszych wsiach i miasteczkach. To jakiś paradoks - narzekają bieszczadzcy samorządowcy.

Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
bieszczadyturystykawilki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (110)