Niemiecki szlaban

Kolejne kraje Unii Europejskiej otwierają swoje rynki pracy dla Polaków. To dowód do radości, ale i obaw. Znów ubędzie fachowców. To miała być brama na Wschód, łącząca rozsądek z przyszłością - piszą Filip Gańczak i Dariusz Stasik we współpracy z Marcinem Marczakiem i Jarosławem Olechowskim w tygodniku "Newsweek".

06.02.2006 | aktual.: 06.02.2006 09:39

22 stycznia mieszkańcy Frankfurtu nad Odrą głosowali w referendum, czy zatwierdzić projekt linii tramwajowej, która przebiegałaby przez graniczny most do pobliskich Słubic. Przeciw było aż 83% głosujących. Wcześniej frankfurtczyk Roland Totzauer utworzył specjalną stronę internetową, na której nawoływał do głosowania na "nie". Jeden z głównych argumentów był taki, że subwencjonowany tramwaj zachęciłby Niemców do jeszcze częstszego odwiedzania Słubic, by zrobić zakupy lub pójść do fryzjera. To zaś oznaczałoby utratę kolejnych miejsc pracy po niemieckiej stronie.

Frankfurt to nie wyjątek. Wizja Polaków odbierających zatrudnienie i zarobek jest ciągle żywa nie tylko w Niemczech, ale i w Austrii czy we Francji. Minister pracy Franz Muntefering 18 stycznia dał do zrozumienia, że Niemcy będą się starały jak najdłużej utrzymać ograniczenia w dostępie Polaków i obywateli innych, nowych krajów Unii Europejskiej do swojego rynku pracy. Do końca kwietnia rząd Angeli Merkel wystąpi do Brukseli o przedłużenie okresu przejściowego o kolejne trzy lata. Oznacza to, że najprawdopodobniej aż do 2011 roku drzwi dla Polaków pozostaną zaledwie lekko uchylone. Podobnie będzie z Austrią - piszą Filip Gańczak i Dariusz Stasik we współpracy z Marcinem Marczakiem i Jarosławem Olechowskim w tygodniku "Newsweek".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)